Szukaj mnie tam, gdzie drzewa szepczą o wielkiej samotności
Dzisiaj wracamy na Mazury, chociaż piszę ten post świadoma, że Ci, którzy tu wrócili na ostatnie tygodnie właśnie się rozjechali, zabierając ze sobą nie tylko wspomnienia kolejnych wakacji, ale i kawałek mnie. Nienawidzę rozstań, równie mocno, jak tęsknoty za tymi, których kocham, a których nie mogę widzieć na co dzień. Ale co zrobić? Trzeba się oswoić i żyć myślą, że czas dzielący nas między kolejnym spotkaniem nie zatrzymuje się na przystankach. Płynie, jak woda w rzece, jak piasek w klepsydrze codzienności. I któregoś dnia zatoczy koło, stykając nas ze sobą ponownie na drodze istnienia.
W takich chwilach, zasypana samotnością, brnę w nią jeszcze głębiej, spędzając godziny na spacerach w miejscach, w których wiem, że nikogo nie spotkam. Tak łatwiej pogodzić się z tym, co nieuchronne i poukładać wzburzone myśli, nikogo przy tym nie obarczając własnym smutkiem. No i uwielbiam spacery, więc przy okazji robię coś dla siebie.
Tego wieczora, słuchając synchronicznego cykania świerszczy, irytującego bzyczenia komarów i delikatnego szumu wiatru brzmiącego szeptami pożegnania zabieram Was w miejsce, które odwiedziłam kilka miesięcy temu.
Nie jest to bogata w zabytki czy usługi turystyczne miejscowość mazurska, ale stara osada położona w powiecie gołdapskim, z pięknym lasem i zabytkowymi mostami w samym jego centrum. Botkuny, malutka wieś licząca 266 mieszkańców, do której turyści przejeżdżają tylko po to, aby zobaczyć dwa zabytkowe mosty sięgające 15 metrów wysokości i pięknie wyglądające na zdjęciach o każdej porze roku. Mosty te stanowią część przedwojennej linii kolejowej biegnącej w Prusach Wschodnich, łączącej Gołdap i Gąbin (Gusiew). Prawdopodobnie jeszcze w 1940 roku trasą Gołdap – Żytkiejmy kursowały cztery pary pociągów. W połowie 1944 roku, po zajęciu Mazur przez wojska radzieckie tory zostały rozebrane i wywiezione na wschód, a mosty pozostawione sile czasu. To, plus fakt, że mosty w Botkunach ukryte są wśród krzaków, drzew, mchów i kamieni sprawia, że wydają się być pochłaniane przez naturę, ale też czyni je mniej znanymi i rzadziej odwiedzanymi niż rozsławione konstrukcje w Stańczykach. Ale o nich w jednym z kolejnych wpisów.
Botkuny. Przede wszystkim las, a to jak wiecie miejsce, w którym, gdybym wierzyła w reinkarnację, na pewno odrodziłabym się, jako drzewo, ptak albo wilczyca:) Piękny, cichy i bezludny.. Chociaż chwilę przed moim odejściem, najechało go stado motocyklistów. W dole, między konarami drzew, pod potężnymi przęsłami mostów, płynie rzeka Jarka, na której przejrzystej tafli tańczą promienie słońca.
Same mosty zostały zbudowane w 1910 r. więc mają już trochę lat staruszkowie, a trzymają się lepiej niż niejedna młodsza, współczesna konstrukcja. Co ciekawe wszystkie mosty na Mazurach, a zatem te w Botkunach, Kiepojciach i Stańczykach zaprojektowali włoscy architekci i być może dlatego tak przypominają rzymskie akwedukty.
Stojąc między betonowymi konstrukcjami można porozmawiać z echem, poczuć zapach wody, żywicy spływającej po konarach drzew oraz chłodny, wilgotny wiatr na skórze. Wchodząc na górę zobaczymy przepiękny krajobraz rozciągający się wokół, dający wrażenie potęgi i spokoju. Ja pojechałam tam w okolicy maja, a zatem dotknęłam wiosennych widoków i zapachów budzącego się po zimie życia. Jeszcze delikatnie chłodny wiatr walczył z prażącym słońcem, albo współpracował, aby uczynić ten dzień lepszym i piękniejszym. Suche gałęzie trzaskały pod moimi stopami a coraz intensywniejsza zieleń świeżo narodzonych liści i traw rozścielała się wokół mnie niezwykle zachęcająco. Jakby las wyciągał do mnie swoje mocne ramiona, aby utulić mnie w nich i napełnić poczuciem bezpieczeństwa oraz miłości.
To było naprawdę udane popołudnie. Udało mi się nawet chwilę wygrzać starzejące się kości na słońcu, leżąc wśród porastających mosty traw. I nawet fakt, że konstrukcie pamiętające XIX wiek zostały pozostawione działaniu sił natury i czasu nie przerażał ani nie zasmucał. Wpatrując się w ubytki w betonowych ścianach, dotykając chropowatej powierzchni i dziur w strukturze, stąpając po nierównej zarośniętej powierzchni miałam poczucie, że jestem otoczona historią. Obcuję z czymś, co kiedyś tętniło mechanicznym życiem, służyło wiernie do końca swoich dni, co jest związane z czyimiś wspomnieniami. Rzeka płynęła niewzruszenie między ramionami mostów, jak towarzyszka, jakby była strażnikiem upływającego czasu, a drzewa szeptały między sobą opowieści o ludziach, których gościły w cieniu swych ramion i wydarzeniach, które widziały na własne oczy.
Zdjęcia wychodzą tam pięknie, nawet moje amatorskie ujęcia. Gdybyście byli na Mazurach pamiętajcie, że poza mostami w Stańczykach, warto zobaczyć te w Botkunach. Są mniejsze, nikt się nimi zbytnio nie interesuje, ale mają swój urok, a jeśli im się przyjrzycie odwdzięczą się spokojem, leśnymi opowieściami oraz pięknymi zdjęciami. I co ważne są to jedyne takie mosty w całej Polsce!
Załączam kilka zdjęć i oczywiście utwór towarzyszący 🙂
Nie obawiajcie się zamknąć oczy, otworzyć umysł i poczuć niebo w swoich dłoniach. Życzę Wam zdolności patrzenia w dal, ponad to, co widoczne na pierwszy rzut oka. Patrzcie głębiej, rozpościerajcie skrzydła i lećcie przez świat wolni i szczęśliwi.
A jeśli za kimś tęsknicie, pamiętajcie, że nieważne czy rozstanie jest Waszym wyborem, splotem różnorodnych wydarzeń czy konieczności, jeśli tylko będziecie tego mocno pragnęli, uda się Wam znowu spotkać. Czasem trzeba poczekać, aż czas zatoczy koło, piasek w klepsydrze się przesypie. Czasem trzeba zawrócić, wyciągnąć rękę i dotknąć zranionego serca miłością i przebaczeniem. Czasem trzeba rzucić się za kimś w przepaść i nie pozwolić mu spaść, a w niektórych przypadkach trzeba dać ptakowi odfrunąć.
Jedno jest pewne prawdziwa tęsknota, prawdziwe uczucia przetrwają wszystko. Kochajcie i walczcie. Walczcie i zwyciężajcie.
Adieu!