Przecież wiedziała. Podświadomie od samego początku czuła, że to coś, co ich połączyło, kiedyś sprawi, że staną się dla siebie odlegli jak dwa bieguny ziemskie. Jego kwieciste słowa przeciw jej lękowi przed kłamstwem. Jej nieufność przeciw jego otwartości. Jego postrzeganie miłości było zupełnie inne od tego, czego potrzebowała, a ona nie była w stanie otworzyć się przed nim tak, aby zobaczył ją w całości.
W swoim solipsyźmie nie rozumiał jej obaw, nie potrafiąc wykroczyć poza własne postrzeganie rzeczywistości. Ona chciała czegoś prawdziwego, głębokiego i całościowego, on zadowalał się namiastką biorąc to, czego potrzebował. Wiedziała, że to nie ma racji bytu. Zbyt wiele ich różniło, a różnice przyciągają tylko na chwilę.
Miłość nie zaistnieje, gdy będzie się o niej mówić czy też wyznawać ją szeptem na przypadkowych spotkaniach. Gdyby to było takie proste, świat błyszczałby barwami miłości, jak pieprzona kraina jednorożców.
Dagmara od zawsze pragnęła czegoś więcej, czegoś czego nie był w stanie dać jej żaden mężczyzna skupiony na wypowiadanych pięknie słowach, wyobrażeniach miłości czy zyskach, jakie może jej dać związek z kobietą pożądana przez oczy i wzburzony umysł. Lubiła słowa, ale nie cierpiała, gdy wykorzystywano je, jako pustą formę flirtu, środek do podejrzanego celu.
Czasem myślała, że wymaga zbyt wiele, ale tak nie było. Szczerość, minimum zrozumienia, szacunek, gotowość wsparcia w gorszym momencie, dojrzałe spojrzenie na życie. To nie zbrodnia oczekiwać od kogoś, kto twierdzi, że kocha czynów ożywiających słowa. Och dlaczego mężczyźni muszą zawsze zawodzić! Dlaczego musi przyciągać do siebie takich ludzi?
Może po prostu nie trafiła na tego właściwego, o ile istniał taki w jej świecie. Czy to, że kolejny z nich krył w ciemnych oczach więcej fałszu i egoizmu niż się spodziewała, musiało przekreślać całą rasę? Czy istniał taki, który nie krył w sobie, chociaż namiastki, tego przed czym się broniła?
A przecież dobrze wiedziała, że najlepsze, co mogło ją spotkać w tej sytuacji, to jak najszybsze rozczarowanie. Prędzej czy później zawiodłaby się. W tej relacji ból i smutek były jej pisane, jakkolwiek nie starałaby się tego uniknąć. Jej niecodzienne przekonanie, że w każdym jest ukryte dobro i każdy jest stworzony do prawdziwej miłości, zbyt często zwodziło ją na życiowe manowce. Lepiej, że zrozumiała to teraz, zanim straciłaby wiele miesięcy czy lat na budowanie czegoś z kimś, kto się do tego nie nadawał. Być może wtedy bolałoby to bardziej. Być może musiałaby wylać więcej łez, aby zrozumieć, że da sobie radę bez niego. Że żadna relacja nie jest warta kolejnego bólu, zawodu czy poczucia osamotnienia.
Być może na tej części morza po prostu nie mogła zaznać szczęścia..
Ma tylko jedno życie, nie będzie go marnować dla kogoś, kto nie potrafi stworzyć z nią prawdziwej relacji. Nie będzie wiecznie czekać, aż krasomówca zacznie zmieniać słowa w czyny.
Pieprzyć to! Pieprzyć jego!
Lepiej być samotną niż niemile widzianą..