Położyła dłoń na pokrytej kilkudniowym zarostem twarzy spoglądając w to nieprzeniknione, wciągające spojrzenie. Cicho jakby bojąc się, że ktoś ją usłyszy wydała na świat zdania, które kształtowały się w łonie jej serca niczym całkiem nowe istnienie. Jakby jego pocałunki i jej potrzeba bliskości, jego słowa i jej niewypowiedziane myśli połączyły się w kosmicznym tańcu dusz w zjawiskową jedność tworząc coś, co jedni nazwaliby braterstwem, a inni przeznaczeniem.
Z początku nie wierzyła, że ten obco brzmiący głos wypowiadający jedną z setek myśli, o których chciała, ale nie potrafiła powiedzieć należy do niej. Wibrował w powietrzu wzbudzając w drżenie pyłki przestrzeni, mieszaninę kropelek śliny, powietrza i pachnącego pastą do zębów oddechu. Brzmiał wyraźnie mimo, że przynaglała go do szeptu.
To takie dziwne. Gdy jesteś obok, gdy tak tkwimy blisko, ramię w ramię wsłuchując się we własne oddechy, wpatrzeni w głębię kolorowych tęczówek, czując muśnięcie różnych faktur skóry, jej ciepła i niedoskonałości mam wrażenie, że wszystko jest na swoim miejscu. Gdy czuję twoje usta na swojej skroni, dłonie wędrujące po moich plecach, jakby były małymi ludźmi na wielkiej ręce Guliwera; i gdy szepczesz mi w ucho te wszystkie słowa o kochaniu jestem pewna, że istniejesz naprawdę. Wprowadzasz w mój ciemny świat nieco światła. Nie wiem czy ci ufam, czy wierzę w składane szeptem obietnice i zapewnienia, ale i tak chcę je słyszeć. Wyobrażać sobie, że są naprawdę szczere, że kiedyś mogą się spełnić.
Kiedy spoglądam w Twoje oczy widzę siebie taką, jaką chciałabym być. Niepowtarzalną, dobrą i wyjątkową. Ale potem odchodzisz zostawiając mnie z trującą pustką. A ta jest ogromną areną przygotowaną na walkę lwów myśli. Kurz, powarkiwania, krzyki, krew, łzy, chaos… Zostają trupy pełne zwątpienia, szczątki wspomnień okryte pyłem zapomnienia. A gdy piszesz do mnie z dalekiej podróży.. Nie! wystarczy, że wyjdziesz za drzwi, wydajesz się zupełnie inny, nieprawdziwy, odległy. Jakbym wszystko wyśniła w tym jednym z wyjątkowo barwnych snów. Jakbym wymyśliła cię przy blasku gwiazd i księżyca w pełni.
Tak bardzo chcę widzieć się w tobie, jak w iskrzącej letnim słońcem delikatnie falującej tafli jeziora.
To takie dziwne, bo głęboko we mnie, niczym na dnie wyschniętej studni leży cicho uśpiona pewność, że to wszystko się kiedyś skończy. Nie będzie trzęsienia ziemi, erupcji wulkanu, wybuchu atomowej bomby rozczarowania. Po prostu obudzę się, któregoś ranka i moje serce nie będzie już wzburzonym oceanem piętrzącym się falami niepewności, tęsknoty i niezgody na zastane.
Obudzę się i już nie będzie mi zależało..
Nie będę już zdolna kochać..