-Lubię deszcz, kiedy jestem smutna. Wtedy wydaje mi się to całkiem sprawiedliwe. Ja płaczę i z szarych jak moje myśli chmur sączą się gorzkie krople.
Obdarzył ją tym swoim zaciekawionym i jednocześnie delikatnie rozbawionym spojrzeniem, jakby mówiła mu coś niezwykle intrygującego i zabawnego jednocześnie. Albo jak gdyby cieszył się, że wyjawia mu swoje małe sekrety. Cokolwiek kryło się w tych ciemnych, błyszczących oczach, przywodzących na myśl starą, głęboką studnie, w którą rzucano miedziaki na szczęście, a słońce od czasu do czasu odkrywało te skarby delikatnym muśnięciem promieni pochłaniało ją bez reszty. Cokolwiek niósł ze sobą ten nieznaczny uśmiech i pełne zachwytu spojrzenie uwielbiała je. Oddałaby wiele ze swojej codzienności, aby patrzył na nią w ten sposób do końca życia. Chryste, to było, jakby wpatrywał się w boginię. W tym jednym spojrzeniu zawierało się wszystko. I wystarczyło, aby wszystko chciała mu oddać.
-Myślę, że gdy smutek dopada cię w największej samotności deszcz daje pewne ukojenie – kontynuowała odwracając wzrok w stronę okien, które w niewielkim salonie zajmowały większą część ścian. – Nie jest się wtedy tak samotnym w rozpaczy. A gdyby wyjść na zewnątrz, na spotkanie z deszczem łzy łączą się w mikroskopijnym uścisku z kroplami lecącymi z nieba. To tak, jakby świat płakał razem z tobą.
-A teraz jesteś smutna?
W ciszy, podczas której wpatrywali się w krajobraz za oknem, jak w największe dzieło sztuki, słychać było głośne porywy wiatru, trzask tańczącego w kominku ognia oraz ich przyspieszone oddechy. Dagmara próbowała skupić wzrok na głębokiej zieleni otaczających dom z każdej strony drzew i krzaków, szarpanych przez wiatr z ogromną siłą, uginających się od lejącej się z nieba wody, ale jego bliskość nie pozwalała na pełne skupienie. Czuła intensywny zapach jego ciała: piżma, potu, ziołowego szamponu do włosów oraz aromat drzew z wody kolońskiej. Pachniał lasem, zupełnie, jak gdyby przez lata mieszkania w nim przesiąkł aromatem igliwia, żywicy, mchu, wilgotnej ziemi i dzikich zwierząt.
-Trochę jestem – przerwała narastające milczenie.
-Dlaczego?
Nie miała odwagi na niego spojrzeć, gdy delikatny dotyk na jej nagim ramieniu sfruwał miękko w dół zostawiając po sobie falę gorąca.
-Mam wrażenie, że to wszystko się zaraz skończy. A ja nie chcę, aby się kończyło. Chciałabym zostać w tej chwili, jak najdłużej.
Szepnęła czując, jak jej policzki zapalają się czerwienią.
-To głupie.
-Dlaczego? – powtórzył pytanie, ale tym razem brzmiał mocno i stanowczo.
-Dlaczego Dagmaro? – kontynuował nie pozwalając jej na odpowiedź i dobrze, bo jak niby miała to wytłumaczyć?
-Potrafisz walczyć zaciekle, jak lwica, buntować się, gdy z czymś sie nie zgadzasz, a jeśli chodzi o własne uczucia chowasz je głęboko w sobie przesiewając i dawkując je światu. Tak, aby nikogo nie zranić, nie urazić. A przecież one są wspaniałe. Głębokie, jak las, dzikie i nieujarzmione, jak kolorowe ptaki, a czasem szare i groźne, jak burzowe chmury. To, co mówisz nie jest głupie. Bardzo lubię ten Twój sentymentalizm i refleksyjność.
Jegi gorączkowy oddech oplótł jej szyję, gdy nachylił się, aby wyszeptać, że pragnie tego samego. Jej serce na moment przestało bić, a potem uderzyło z taką mocą, jakby chciało wyrwać się i wskoczyć wprost w ciepłe dłonie siedzącego obok mężczyzny.
-To takie romantyczne – musnął ciepłymi wargami jej ucho, sprawiając, że przez ciało przepłynął prąd, a galop w jej piersi przeszedł w szaleńczy cwał. Nie wiedziała, ile jeszcze będzie w stanie wytrzymać.
-Ja jestem trochę, jak te drzewa.
Wkazał w kierunku okna, ale sam się nie odwrócił oplatając spojrzeniem jej odsłonięte ramiona. W pomieszczeniu było ciepło i chociaż oboje siedzieli na skrawku dywanu imitującego skórę niedźwiedzia Daga była pokryta gęsią skórką z trudem opanowując wewnętrzne drżenie rezonujące w rytmie serca.
-Gdy wyciągnę się odpowiednio wysoko niemal dotykam nieba. Balansuję między ciemnością lasu a słońcem tańczącym w koronach drzew. W moich żyłach szumi gorąca krew, jednak korzeniami wrastam mocno w ziemię. Moja dusza urodziła się pośrodku lasu. Twoja narodziła się w deszczu, ale wciąż nie wiem gdzie.
Bawił się teraz kosmykiem jej ciemnych włosów spływającym jak ciemna rzeka ramieniem, meandrami obojczyka ku głębi dekoltu. Czy on nie widział, co się z nią dzieje za sprawą jego dotyku czy robił to celowo, aby doprowadzić ją do szaleństwa?
-Należysz do jakiejś sekty? Dzieci lasu, czy coś w tym stylu? – próbowała rozładować napięcie.
-Tak, coś w tym stylu. – Nie wytrzymała odwracając twarz w jego stronę. Uśmiechał się. Cholera uśmiechał się zachwycająco.
-Jeśli próbujesz mnie zwerbować musisz wiedzieć, że nie wyznaję żadnej religii. W zasadzie sam termin działa na mnie jak czerwone światło na najbardziej ruchliwej ulicy miasta.
W jego oczach znowu pojawił się niemal łobuzerski błysk.
-Najdroższa.
Przez chwilę myślała, że wstanie i odejdzie. Oczami wyobraźni widziała, jak zagląda do jednej z tajnych szuflad antycznego regału stojącego we wnęce z kominkiem i dwuosobową sofą w stalowym odcieniu i wyciąga z niej teczkę z broszurami oraz formularzem przystąpienia do tajnego stowarzyszenia miłośników natury. Widziała swoje początkowe osłupienie i wątpliwości, które rozwiewa logicznymi argumentami i życzliwym spojrzeniem ciemnych oczu oraz własną rękę wykonującą podpis w odpowiednim miejscu. W tamtej chwili podpisałaby diabelski traktat. Ale mężczyzna, któremu tak łatwo udało się wniknąć do twierdzy jej serca przysunął się bliżej, nie wiedziała, że to w ogóle możliwe, objął ją ramieniem i mocno przyciągnął do siebie. Siedzieli teraz zwróceni ku sobie, a ich twarze niemal sie stykały, gdy wolną dłonią podciągną jej brodę do góry. Teraz już tkwiła w samym środku lasu, tego z którego pochodziła jego dusza. Tego, którym pachniał każdy centymetr jego skóry. Lasu, w którym chciała pozostać nieważne jak był dziki, ciemny i groźny.
-Przecież już jesteś moja ślicznotko.
W jej ciele nastąpiło trzęsienie ziemi o mocy 100, ba 200 w skali pożądania. Czuła, że jeśli pozostaną w tej pozycji chociaż minutę dłużej po prostu oszaleje. Na szczęście mężczyzna nie miał zamiaru na to pozwolić. Wplótł dłoń w jej włosy, drugą położył na talii i stanowczo przyciągnął do siebie. Ich nagie ciała i gorące usta połączyły się, jakby zostały dla siebie stworzone. Dwa elementy kosmosu, od zawsze stanowiące jedność…