Purpurą naznaczone palce
przesuwają się po rozpalonej skórze
ból i euforia przychodzą dreszczem
szeptem wypełniają skronie
Granatem barwiony nieboskłon
skłania się nam do stóp
mrugając zalotnie rzęsami
z kropelek gwiazd utkanymi
Głęboka zieleń opadłych granic
otwiera mroczną przestrzeń
tajemny ogród zakazanych spojrzeń
splecionych trwale korzeni ramion
Ukryci przed światem we własnych dłoniach
drżącymi ustami dotykamy życia
które mogło istnieć
gdybyśmy byli inaczej
Jutro znowu rozjaśni nam twarze
karmazynowym wschodem
słońce naszych myśli
których być nie powinno
Purpurowe palce zaciskają się mocniej
tatuaż wydarty, kolejna blizna
szpetna obietnica, martwa obietnica
tatuażysta nigdy nie istniał?
głęboki oddech rozdziera ciszę
czas wybieli blizny…