Próbuję zewrzeć powieki
Mówili, że sen przynosi spokój
Nie wiedzieli…
Pod gęstą zasłoną rzęs
Kryje się mrok
Nieprzenikniony
Ten mrok zabija
Śmierć chwyta mnie w szpony
W największej ciemności
Duszy
Niezłomność nabytą i upór wrodzony
Kruszy
Kazali brzytwy się chwytać
W rozpaczy
Lecz pnącza zgnilizny
Związały dłonie
I siła już nic nie znaczy
Gdy życie płonie
Nie będzie inaczej
Bo już skończone
Jutro nie bedzie lepiej
Słońce nie wzejdzie po burzy
Jest martwe
Łzy nie przestaną być słone
Palące, niszczące
Ulgą której zapomniały donieść
Dziś dłonie ze skóry obdarte
Stopy zniszczone
Serce bezsensem przeżarte
A ciało cierpieniem podziurawione
Dziś jestem zmęczone
Chcę zasnąć…