Czasem miłość jest otchłanią. Wpadasz w nią i przepadasz, jak kropla wody w studni. Wciąga cię jak jakaś czarna dziura, tornado wsysające w swój lej wszystko co spotka na drodze. Otchłań cię wciąga i nie możesz się wydostać.
Kochasz więc wierzysz, że sercem przepełnionym dobrą wolą, chęcią obecności, trwałej współegzystencji rozświetlisz mrok światłem, zaprowadzisz porządek w chaosie, uspokoisz burzę… Kochasz, więc walczysz. Ale w pewnym momencie okazuje się, że to nie ty rozpraszasz ciemności, ale ciemności pożerają ciebie. Stajesz się burzą, tornadem, czarną dziurą, strzępem siebie samego..
Czasem miłość nie niesie akceptacji, próby zrozumienia, wspólnego wypracowania lepszej przyszłości. Jest egoistyczną potrzebą zalepienia własnych ran, napełnienia brzucha nadzieją, dobrem, naiwną wiarą w cud przemiany, zbyt śmiałym przekonaniem, że jest się na tyle ważnym, aby… Jest chęcią pożarcia ciebie.
Czasem miłość nie wystarcza, aby zbudować z kimś coś trwałego i pięknego. Bo jest chęcią zysku magazynowanego w zamkniętym na żelazne łańcuchy i kłódki skarbcu. Chęcią posiadania dla siebie i sobie. Jest zachłannością czarnej dziury.
Czasem miłość jest otchłanią niosącą zgubę. Tym co niszczy, a nie wzmacnia, co chce brać nie dając nic w zamian i czerpać, aż nie zostanie nic czym można się posilić.
Czasem miłość nie jest miłością..