wilczyca wilczyca
maj
06
2021

Wszechobecna

Śmierć jest wszechobecna. Czaszka i zegar to bardzo wyraźne symbole przemijania i śmierci.

Śmierć jest wszechobecna. Krąży wokół, jak mgła szukająca dobrego momentu, aby opaść na świat ciężką zasłoną mroku. Ściele się pod stopami, niczym leśna ściółka, wdzierając się w umysły cichym chrupnięciem roztrzaskiwanych gałązek. Jest w nas, tykająca niczym zegar, do momentu, gdy mechanizm zgrzytnie, zaskoczy i przestanie działać. Gdyby się dobrze rozejrzeć można ją zauważyć niemal wszędzie, ale nie chcemy patrzeć. Ten widok nas odstrasza, sprawia nam ból, przynosi smutek, a my nie lubimy smutku. Wyrzucamy wszelkie negatywne uczucia, jak najdalej od siebie, omijamy je z daleka, mocno zaciskamy powieki i przechodzimy obok. Śmierć nas przeraża, bo pokazuje, że koniec może spotkać każdego. Ba! On jest tak oczywisty, jak to, że po nocy nadejdzie dzień. Ale nie chcemy o tym myśleć, nie teraz. Nie, kiedy złapaliśmy rytm życia. Kiedy pędzimy wraz ze światem w maratonie codzienności zaliczając po drodze kolejne proporczyki złudnej nadziei na czekającą u kresu nagrodę. Hop! Upragnione mieszkanko. Hop! Luksusowy samochodzik . Hop! Awans. Hop! Podwyżka. Hop! Najpiękniejsza kobieta w okolicy, to nic, że kolejna. Hop! Hop! Hop! Jak na trampolinie życia.

Wrzucamy kolejne zdobycze do plecaka, nie spostrzegając, że są jak kamienie, które ciągną nas ku dołowi.

Biegniemy, coraz wolniej, coraz bardziej wypruci z sił i emocji. Pędzimy myśląc, że zostawiliśmy śmierć za sobą, że już nie depcze nam po piętach. Zajęła się kimś innym. Biegniemy ku pozornemu szczęściu.

I tylko czasem na żwirowym torze potykamy się o trupa. Martwe zgliszcza miłości, szczątki nadziei, rozsypane skrawki tęsknoty

Śmierć jest wszechobecna. Ale najgorsza jest ta dotykająca wnętrza. Rozrastająca się martwica serca sprawiająca, że ten delikatny mięsień staje się twardy, jak skała, włóknisty, zwarty. Nie przepuszcza światła, nie dopuszcza do siebie subtelnych promieni niosących ciepło. Pogrążony w ciemności rozpaczy, bez nadziei na sens.

To nic. Po prostu wstajemy, otrzepujemy się z pyłu, wzdrygamy na widok zwłok, czasem z litością szeptamy bezgłośnie zdrowaśkę i odwracamy się próbując jak najszybciej wymazać z pamięci niechciany widok. Wstajemy i biegniemy dalej, ku mecie, gdzie trupioblada śmierć zaciera z radością ręce, rozkładając stęsknione ramiona w czułym geście powitania.