Może wariaci to tacy ludzie, którzy wszystko widzą tak, jak jest, tylko udało im się znaleźć sposób, żeby z tym żyć.
Czarny kruk nadlatuje,
w okieneczko postukuje.
Precz stąd czarny kruku,
uciekaj, i małej dziecinie zasnąć daj.
Dzień dobry ….
Hmmm nie wiem jak u Was, ale Mazury przywitały mnie o świcie, jak zawsze wyciągniętymi łapkami najmłodszego Pazura, którego wessałam jeszcze na moment pod kołdrę, dopóki starsze rozwaliło się jedynie na jednej połowie łóżka. Powitała nas jednak również ponura pogoda. Leje, jakby niebo wypłakiwało smutki całego świata, albo tylko moje w tych gorszych chwilach. Deszcz jest super, ale nie w weekend z dziećmi na chacie, z mamuśką, której przy takiej pogodzie podkręca się codzienny sentyment balansując na granicy melancholii. Ale nie będę marudzić od rana. To nie w moim stylu prawda? Smażę gofry na śniadanie wpadacie? Mogę Wam w tym deszczu zerwać nawet porzeczki prosto z krzaka i młode wiśnie (z drzewa), których jeszcze moje osobiste szpaki nie dosięgnęły. Gofry z owocami. Spróbujcie;)
A ja wracam do kawy i tego z czym dziś przychodzę, póki głodomory zajęte. Będzie polecajka, czy też lokowanie mazurskiego produktu🤪
Spieszę Wam donieść, gdzie mnie wczoraj wywiało. Otóż od dawna planowałam zobaczyć jedno miejsce i postanowiłam swoim małym Pazurkom zrobić niespodziankę. Kilka dni temu usłyszałam od starszego, że jestem najlepszą mamą na świecie i taką, która robi super niespodzianki, a wiecie tytuł szlachecki zobowiązuje! Zatem wyrwałam się ze swoich spraw i pojechaliśmy na północ. Ja za kierownicą śpiewająca, jak zawsze, śmiejąc się, gdy kierowcy z naprzeciwka patrzyli na mnie ze zdziwieniem czy przestrachem (tym razem nie zatrzymałam żadnego policjanta) moje latorośle z tyłu tańcząc wraz ze mną (no co?), ewentualnie bawiąc się w tysiąc pytań do mamy albo jak długo matka wytrzyma jęki i protesty. Było fajnie, mogę rzec dzisiaj 😉
Zafundowałam nam popołudnie uzdrowiskowe. Spacer po Tężni Solankowej w Gołdapi, tak co najmniej z 6 razy wzdłuż i wszerz. Świetna sprawa, zwłaszcza dla mieszkańców, bo gdybym miała tak jechać kolejny raz tyle kilometrów z dziećmi tylko do Tężni, pewnie od razu zahaczyłabym o Bałtyk:P Ale dla mieszkańców to istny raj. Rozpoznałam kilku stałych bywalców, zwykle w parach lub grupach, ale była też pani z krzyżówkami, całkiem sama (to ja za 35 lat:)). Rozmawiali, wygrzewali się w słońcu, wdychali solankę krążącą w powietrzu. Widziałam też parę na ławeczce opartą o siebie plecami. Milczeli wdychając słone powietrze, upajając się swoją obecnością. Byli sobie bliscy, chociaż z twarzami zwróconymi ku słońcu, ale mieli silne plecy;). Relaks i spokój odbijały się na ich twarzach.
Tylko nieliczni, jak my wchodzili na taras, część kierowała się od razu na seans w grocie solnej, do pijalni wody czy też na stoisko z pamiątkami. Zapewne w weekend turystów jest więcej. Ja z moją wilczą świtą wzbudzaliśmy lekkie zainteresowanie. Zostałam nawet nazwana matką roku, bo ogarniałam sama dwie szalone istoty, a każda, jak zwykle wypowiadała głośno swoją potrzebę w tym samym czasie. W momencie, gdy zaczęłam się bronić, że przecież mam tylko dwa takie żywioły, więc nie jest źle, moje starsze wywinęło orła na kamieniach. Nie ostatni raz tego dnia! Ale przecież wszystko się może zdarzyć, gdy głowa pełna marzeń.
Mnie kupił taras widokowy. Co prawda zupełnie nie wiem dlaczego dostępny był jedynie w jednej trzeciej, podczas gdy trasa ciągnie się nad całą tężnią. To nieco ochłodziło mój entuzjazm, ale i tak było miło. Do czasu, gdy młodsze nieustraszone, nie postanowiło sprawdzić czy nie przeciśnie się między szczeblami barierki i nie wypróbuje swoich zdolności latania… Opiekowaliście się kiedyś małymi wilkami i to takimi, które chcą latać?! Uff..
Także całkiem urokliwe miejsce. Myślę, że gdybym mieszkała w okolicach Gołdapi przyjeżdżałabym tam z książką (było sporo miejsc dla takiego samotnika jak ja). Na terenie Tężni jest pole do minigolfa, plac zabaw z tyrolką dla starszych, park linowy i pomost/molo nad sąsiadującym z Tężnią jeziorem Gołdap. W środku niewielkiego budynku znajdziecie recepcję naprzeciw drzwi, w której zakupicie potrzebne do pijalni, na seans w grocie solnej oraz na taras bilety, a także jakaś pamiątkę. Z lewej od recepcji jest dostępny kran z wodą uzdrowiskową oraz wyglądające na wygodne siedzonka. Są tu też toalety, w damskiej jest dostępny przewijak, chociaż ich czystość była wątpliwa. Co ważne: dzieci do 7 lat korzystają ze wszystkich płatnych wejść, za darmo, a przy samej Tężni znajduje się bezpłatny, duży parking, na którym swobodnie można zostawić samochód na czas korzystania z dostępnych atrakcji.
Moje dziecię zapytało wczoraj, co to jest ta woda i jak to działa, więc już prawie na koniec garść informacji od Pazura. Tężnię w Gołdapi wybudowano ostatecznie w 2014 r., ma drewnianą konstrukcję o długości 220 m i wysokości 8 m. Zasilana jest solanką 0,6% wydobywaną z jury dolnej z podziemnego źródła o szczytnej nazwie „Gołdap Zdrój” z głębokości aż 646 m! Solanka spływa po tarninie, parując pod wpływem słońca i wiatru. Powstaje przy tym aerozol, którego cząsteczki przenikają przez błony śluzowe układu oddechowego i skórę, dlatego takie „kąpiele solankowe” poleca się przy infekcjach i problemach z układem oddechowym, a także przy alergii czy długotrwałym stresie i napięciu. Mikroklimat wokół tężni charakteryzuje się dużą zawartością jodu, bromu, magnezu, wapnia, potasu, sodu i fluoru. Czuć to od razu, gdy się tam wchodzi. Nie jest to morskie powietrze, jak dla mnie bardziej przesiąknięte solą. Czuć taką rozpuszczoną sól (trochę, jak przy robieniu zalewy do ogórków;)), ale i tak jest to orzeźwiające i uspokajające (o ile nie pilnuje się dwóch krasnali) doświadczenie.
Nie polecam chyba jedynie lodów z tamtejszej budki. Wycieczka bez placu zabaw i lodów to nie wycieczka! Mojemu wilczemu dziecku smakowało, ale ono jadą słodycze od święta, drugie jest jeszcze na etapie wafelków do lodów (chociaż patrząc na jego apetyt zastanawiam się czy nie zacząć przynosić jakiejś dziczyzny z lasu, na początek zające, bażanty, potem sarny, łosie, jelenie :P). Osobiście jadłam lepsze. Także, jeśli macie chwilę i dobrą siłę przekonywania, jedźcie na lody gdzie indziej. Nie pytajcie mnie gdzie. Na Internetach zrobiłam wywiad jedynie, co do restauracji, które ostatecznie nam się nie przydało. Przynajmniej nie tym razem, bo zapowiadają mi się częstsze wizyty na północy i bardzo możliwe, że skorzystam z tego przybytku o wdzięcznej nazwie Endorfina. Ma dość wysokie noty w rankingu Googla.
Aaaa! I w końcu remont drogi mniej więcej w połowie trasy Ełk-Gołdap, zdaje się dobiegać końca. Jest już rondo, nie ma ruchu wahadłowego. Pozostały tylko słupki ostrzegawcze i wciąż niepewni, co do drogi kierowcy. Ale ogólnie jest super. Traciło się tu min. 5 min. Jak dla mnie duży plus.
Uwierzycie, że przejeżdżałam drogą, poboczem której w końcówce maja, wędrowałam na wpół przytomna, jakieś 11 km? (Jest taki rodzaj smutku, który nie przynosi nic, poza zatruciem organizmu). W ostatniej chwili poznałam tę trasę w Sedrankach, jakby mój mózg już włączył swą cudowną funkcję dysocjacji.
Jeśli będziecie w okolicy przejazdem czy też zwiedzając nasze piękne Mazury zajedźcie do Tężni Solankowej w Gołdapi (polecałam też kilka innych miejsc tutaj i tutaj i jeszcze tutaj) i nie zapomnijcie o spacerze po Puszczy Rominckiej!
Udanego wdychania!
To był szalony dzień, tydzień, rok :)) Przydałaby się ta chatka w lesie, jak na Babę Jagę przystało. Tymczasem mam takie miejsce w centrum Ełku, w którym powinnam załatwić kilka spraw przed sierpniem. Chciałabym też odwiedzić starszą sąsiadkę zza ściany, która niedawno wróciła ze szpitala, więc chyba z racji tego, że przyjeżdża druga zmiana do dzieci urządzę tam sobie nocne niedzielne spa dla ciała i umysłu. Robicie sobie czasem takie wyskoki z noclegiem poza domem? Ja przy pierwszym dziecku miałam wyrzuty sumienia zostawiając je na choćby jedną noc, ba! godzina to już był wyczyn! Teraz jest mi nieco łatwiej, chociaż wcześniej ogarniam wszystko, co się da. Wyrzuty sumienia czuję przez pierwszą godzinę, potem tłumaczę sobie, że to również dla ich dobra;) Jak pomyślę o bólu, który mnie teraz rozciąga to w sumie chyba powinnam do sanatorium albo pod ręce dobrego masażysty, nie do SPA i to nie na jedną noc, ale na co najmniej tydzień:P
No dobrze kończę! Zostawiam zdjęcia, standardowo, i utwór, który nam dzisiaj towarzyszył w tej długiej podróży. Fajnie się przy nim buja na szosie;) A tak na serio jest przejmujący. Kołysanki tego typu zawsze przenikają moje sercu, tym mocniej od kiedy jestem mamą. Posłuchajcie i spójrzcie na te piękne kadry zrobione na Podlasiu! Są wspaniałe. Słuchałam jej też jadąc przez całe miasto po dziecko i akurat jechały przede mną dwa wozy wojskowe. Przez pół ulicy z jednego z nich wpatrywał się wprost we mnie młody chłopak. Reszta rozglądała się, rozmawiała, śmiała, a on miał w oczach jakiś smutek, stężałą powagą twarz, opierał się o płotek zabezpieczający niemal bez ruchu, i wpatrywał we mnie. Skojarzyło mi się to z kadrem filmu o II wojnie światowej i zrobiło mi się żal tego chłopaka. Wiem, że już o tym pisałam, ale dla mnie wojna jest wielkim krokiem cywilizacyjnym wstecz i drżę wewnętrznie, gdy myślę, że moglibyśmy ją zostawić w spadku swoim dzieciom.
No dobrze. Miało być miło, więc kończę. Deszcz robi swoje. Trzymajcie się miłości i siebie nawzajem. Szczęśliwości.
Adieu!