wilczyca wilczyca
sie
11
2023

Zachód miłości

Patrzyła, jak na zachodzie słońce odnosiło sukces w walce z ostatnią grubą warstwą chmur. Wyglądało zza szarej kurtyny tryumfalnie uśmiechając się do świata, mimo że po tej stronie kuli ziemskiej kończyło już swój codzienny występ.
Czasem ostatnie drygniecie może być mistrzowskie – pomyślała. – Miarą sukcesu nie jest jego wielkość, ale znaczenie.

Odchodzić powinno się z klasą. Pożegnania miłości są bolesne, ale nie muszą być upokarzające. No chyba, że chce się po sobie zostawić śmierdzący krajobraz rozpaczy. Istnieją tacy sadyści. Karmiący się cierpieniem tych, którym przyrzekali miłość. Nienawidzący w imię miłości własnej.

Bardzo chciała wygrywać słoneczne nuty pożegnania, jak ta świetlista kula spalająca horyzont czerwienią i pomarańczą. Pragnęła wygrać z szarością. Nie potrafiła.
Nie dała rady przebić się przez grubą warstwę gburowatych chmur jego chorej dumy. Nie mogła walczyć o coś wspólnego osamotniona na polu bitwy, chociaż nie potrafiła pogodzić się z porażką.
On wciąż tęsknie zerkał do tyłu, ona ciągnęła do przodu wiedząc, że przeszłość jest zdradliwa. On uwielbiał siebie takiego jakim był, zwłaszcza kiedyś, ona uważała, że każda relacja, każde spotkanie to rozwój. Nie można być ze sobą w przeszłości. Nie można wziąć się za rękę, cofnąć czas i przejść razem ścieżkami, które noszą pojedyncze ślady.

A jednak wierzyła..

Powoli traciła wiarę…

Kiedy miłość zostaje w tyle, znajduje ją ktoś inny, jak czterolistną koniczynę, podkowę, grosik na szczęście.

To takie dziwne.

Kochać i nie robić nic dla miłości. Wydobyć ją z głębi, wyłożyć, jak karty, na stół i patrzeć jak marnieje. Obserwować jak umiera.

Czy to nie jest właśnie specyficzny rodzaj sadyzmu?

Zachodziła.., niczym to słońce, jednak bez poczucia tryumfu. Jedyne co czuła to złość, tęsknota i poczucie straty rozrywające ją od środka.
Czuła, jak zmarnowany czas drąży puste tunele w jej kruchych kościach. Jak wyobrażenia niezaistniałych chwil drażnią komórki nerwowe. Jak stracone pocałunki wgryzają się niczym korniki w słoje serca.

Czuła, że on umiera w niej, ale wciąż uczepiony ostrymi szponami wspomnień nie chcę odejść na dobre. Miała ochotę odciąć ten kawałek serca i pozwolić mu spaść w otchłań zapomnienia, jednocześnie pragnąc, aby szpony zamieniły się w czułe palce chirurga.

Rekonstrukcja obumarłej tkanki serca zakończona sukcesem.

Jak zwierzę w potrzasku miłości. Każdy gwałtowny ruch przynosi ból, ale bezczynne trwanie zbliża do całkowitej śmierci..

Słońce zaszło rozświetlając na pożegnanie płynącą nurtem jej skóry łzę. Jutro przyjdzie tu znowu i będzie walczyć. Czy ona będzie miała siłę, aby wrócić zza horyzontu końca i zacząć od nowa? Czy on zawalczy o nich?

Dziś poszła na spacer drogą bez nadziei, że go na niej spotka. Dziś wybrała ścieżkę, którą nigdy nie kroczyli razem, bo wiedziała, że tam na pewno go nie będzie. To chyba pierwszy krok ku ostatecznemu końcowi. Nie mieć już niemal żadnej nadziei, przestawać czekać..

Czy ta, która pamięta wszystko, zdoła w końcu zapomnieć?

Nasza miłość zachodzi krwawym milczeniem…

Nasza miłość…

Nasza…

Co?

Ciemność okryła świat milczącym spokojem..