Nie czekaj na odpowiednią chwilę, nie odkładaj miłości na jutro. Kochaj dziś!
Mimozami jesień się zaczyna…
Żartuje sobie trochę siedząc po wieczornym spacerze na schodach, ubrana w sukienkę i ciemność, słuchając koncertu cykad. Prawda jest taka, że mimozy już u mnie kwitną! Ale i taka, że tak pięknych nocy, jak ostatnio chyba jeszcze tego lata nie było. Dni są ciężkie do wytrzymania, ale noce cudowne! Cieszę się nimi, jak małe dziecko, bo noce to czas dla mnie. Przynajmniej dopóki sen nie zmorzy laleczki.😉 Szkoda tylko, że to już sierpień i słońce zachodzi tak szybko…
Niesamowite, jak czasem w chwilach zwątpienia znajdują się obok ludzie, którzy jednym małym gestem potrafią oświetlić nieco ciemność zapadającą gęstą kurtyną na nasze istnienie. Ostatnio codziennie wędruje wieczorami z piosenką nuconą przez moją duszę:
Wiesz lubię wieczory
Lubię się schować na jakiś czas
I jakoś tak nienaturalnie
Trochę przesadnie pobyć sam
Tak mam. I lubię to w sobie, jak niewiele rzeczy. Bo w tej mojej samotności rodzą się dobre myśli oraz wartościowe teksty, a negatywne emocje i stres spływają wieczorną mgłą, aby nad ranem opaść rosa na zielone źdźbła trawy.
Kilka dni temu chowałam się tak, bo przeciekało mi serce, oczami w nicość. Zastanawiałam się, jak to możliwe, że na świecie jest tylu ludzi, a tak często niejeden z nas chowa się ze sztyletem samotności w piersi? Krwawi gorzkimi łzami i nikt tego nie widzi. Jak to możliwe, że nie ma nikogo, kto zechciałby nadstawić koszuli, aby łzy nie wsiąkały w ziemię, utulić i zalepić przeciek? Co robimy ze swoim człowieczeństwem, z miłością, że w momentach, kiedy właśnie ona ma najlepsze pole do popisu i największą moc do działania zostajemy sami. Widzimy plecy, słyszymy przeraźliwą ciszę, patrzymy w puste miejsce na ławce obok i trupio blade pole pod konwersacją na czacie, na umarły telefon. Noc bytności.
Czy to my się chowamy czy świat odwraca się do nas plecami?
Zdarzają się u mnie chwile, w których wątpię w sens własnego istnienia. W siebie. (Oj nie dziwcie się i nie potrząsajcie głowami, przecież każde z Was tak ma i wbrew pozorom czasem jest to potrzebne). Mam wtedy wrażenie, że kolejny dzień mija, a ja nie wykorzystuję jego szansy w pełni. Bo mam w sobie wielką miłość, ale i mnóstwo miejsca, by miłość przyjąć, a często z tym drugim jest problem. Nie, że ja jestem taka cudowna. O nie
Jesteśmy egoistami.
Zbyt często dajemy, podświadomie oczekując wzajemności.
A zatem mam takie wieczory, gdy przychodzą do mnie myśli złowrogie, tęskniące, wątpiące, mówiące że nie ma we mnie nic dobrego ani pięknego.
Ale potem patrzę na swoje dzieci i wiem, że to nieprawda. Cząstki tego, co we mnie najlepsze, najczystsze i największe biegają przed moimi oczami!
Potem spotykam młodego mężczyznę, który próbuje mnie poderwać na psa i proponuje podwózkę Spławiłam go mówiąc, że wyszłam tylko na wieczorny spacer po uspaniu dzieci:P Dzieci są świetnym sprawdzianem dojrzałości podbijającego faceta i dają też ochronę!:) (muszę przyznać, że facet był przystojny i miły).😊
Potem rozmawiam z przyjaciółką która mówi mi, że to o mnie to największa bzdura jaką słyszała. Że jestem wyjątkowa.I zasługuję na prawdziwą miłość.
Patrzę na ściany, które potraktowałam gładzią szpachlową, chłodnik, który chłodzi się w lodówce, tort którego świeczkę moje młodsze zdmuchiwalo z 5 razy od nowa (zapalam ją oczywiście. A co! Dla tej frajdy i uśmiechu mogłabym to robić do wieczora!). Patrzę na starsze dziecię, które mi mówi, że jestem najlepszą mamą na świecie albo wymądrza się, że za każdym razem (w stresie i złości, kto gdziekolwiek szykował się z własną sforą krnąbrnych wilków wie k co chodzi) mówię, że to już ostatni raz, a potem znowu zabieram je na jakąś wycieczkę niespodziankę.🤦🤣
Patrzę na kilometry, które zrobiłam ostatnimi tygodniami (Białystok odwiedziłam dwukrotnie w ciągu tygodnia, a w najbliższy poniedziałek z rańca znowu wybieram się do Gołdapi i zamierzam zwiedzić trochę lasu, a może i miasta), na 5 godzin z dziećmi w szpitalu, na dźwiganie obu na rękach (mniej więcej 20 i 12 kg), na bezsenną noc z obiema na jednym łóżku, opanowane użądlenie osy w język młodszej (to było straszne) i to wszystko co stanowi naszą zwariowaną codzienność. Spoglądam na to wszystko i widzę! Mądrość, wrażliwość, spryt, upór i piękno moich dzieci.
I myślę sobie hola hola Pazurowa. Nigdy nie będziesz w pełni należeć do tego świata to prawda, ale przecież ten świat jest twój w stopniu, w jakim chcesz go wziąć.
Trzymam świat w obu dłoniach. To nie ja jestem nieodpowiednia, ale poniektórzy ludzie próbujący wyssać ze mnie światło, pożywić się, aby następnie odejść, gdy rzeczywistość okaże się zbyt trudna. A ja do łatwych nigdy nie należałam. Oj nie!
I spoko. Przybijcie piątkę.
Wyjątkowość jest w modzie, ale w większości nie jest prawdziwa. Jest tym, co lansuje ówczesna moda. Współczesność i ten cały medialny szit.
Prawdziwa wyjątkowość tkwi w głębi nas. To to, co tak często próbujemy stłamsić, bo nie pasuje do współczesnego imagu świata. Paradoks! Prawdziwa wyjątkowość tkwi w sposobie patrzenia na rzeczywistość. W dostrzeganiu piękna w detalach, w uwielbieniu ciszy czy też głośnej, dobrej muzyki, w miłości do lasów, tłocznych miast, książek, filmów, tatuaży czy szybkich samochodów… W traktowaniu z szacunkiem drugiego człowieka. Bez wyjątku, także tego, który nie ma domu i nie mył się od lat. W uśmiechaniu się, aby zrobić komuś przyjemność albo dlatego, że ktoś zrobił to pierwszy, mimo że w sercu pada deszcz. W odłożeniu relaksu i odebraniu telefonu, bo KTOŚ do nas dzwoni o północy. Akurat do nas!
Miłość nie rozróżnia nocy od dnia, nie wyłącza się na sen, nie odwraca od smutku, nie unosi się pychą, gniewem, chorą dumą… Miłość trwa. Korzysta z chwili, wychodzi ponad własne ego, myśli, fochy pierdziochy, oczekiwania. Miłość chcę się troszczyć, dbać, być i trwać.
Nawet wtedy, gdy wpada w dołek i aby znowu zobaczyć światło, pożywić się nadzieją, musi wspiąć się po stromym zboczu z kamieniem Syzyfa na grzbiecie..
Kurcze! Każdy człowiek, bez wyjątku, pragnie kochać i być kochanym. To takie proste. Dlaczego więc chowamy się za gniewem, wstydem, lękiem, egoizmem czy lenistwem?
Nie podchodzimy, aby złapać w ramiona, gdy los rzuca nam naszą miłość przed sam nos! Kurczowo wczepiamy ręce w kieszenie, chociaż tak bardzo pragniemy przeprosić, pogodzić się przytulić, powiedzieć kocham. Odwracamy wzrok od miłości swojego życia! Co za głupota nie sądzicie? Chowamy się za czatami, smsami, telefonami unikając spotkania. Bliskości, o której myślimy co dzień jak oszaleli. Nie potrafimy rzucić w cholerę spokoju i wzburzyć go szaleńczą miłością, chociaż wiemy, że jutro może być już za późno. Pielęgnujemy w sobie zranienia, niedomówienia, urażoną dumę, jak najbardziej egzotyczne kwiaty, które okazują się chwastami zagłuszającymi tajemniczy ogród szczęścia.
Dziś jestem jeszcze w tym świecie. Pulsuję życiem, miłością i tesknotą, zadanym bólem, świadomością niedoskonałości. Jestem. Nie wiem czy jutro zobaczę wschód słońca i twoją twarz pełną szczęścia oraz prawdziwego uczucia. Ale pamiętaj jestem tutaj dla Ciebie. I potrafię wybaczać, zawracać, wymazywać z serca, przytulać, rozmawiać, tańczyć oraz kochać bez granic:)
Życzę Wam umiłowania życia i drugiego człowieka, serca pełnego miłości, duszy hardej i odważnej w walce o to, czego pragniecie i kogo kochacie. Dłoni gotowych wyciągnąć się do pojednania, ramion tulących z wdzięcznością i odwagi kruszącej dumę i zagniewanie. Bądźcie szczęśliwi.
Adie!