wilczyca wilczyca
paź
15
2023

Tęsknota, która zabija

Świat pulsował wokół cukierkową radością, od której robiło jej się niedobrze. Dla niej był jak napęczniały wrzód, który w każdej chwili może pęknąć rozlewając się krwisto ropną mazią. Nawet na to czekała. To byłoby sprawiedliwe. Gdyby wszystko wokół pokryła gęsta lepka czerń od kilku tygodni pożerającą jej wnętrze. Blokująca gardło, tak aby nic pożywnego nie dostało się do środka, za to systematycznie wypuszczająca z siebie opary rozpaczy i bezsensu. Napływająca do oczu najgorszymi obrazami rodem z horroru. Jej życie było horrorem! Dlaczego więc ci wszyscy ludzie wokół żyli, jakby nic się nie stało! Wszystko się stało! Nie ma jej! Była tuż obok, jeszcze chwilę temu trzymała ją za rączkę, rozmawiała, przytulała, a teraz wokół niej jest tylko lodowata, dręcząca pustka. Dlaczego więc do cholery świat istnieje, bez najmniejszej rysy?
Miała w sobie czarną dziurę wydostającą się z niej łzami gorzkimi i palącymi, jakby wypłakiwała wnętrzności. Ale tak nie było, bo łzy płynęły i płynęły, czasem cicho i bezszelestnie, czasem wytryskując mroczną kaskadą niczym lawa z wulkanu jej serca. Płynęły z głębi organizmu boleśnie szarpiąc istnieniem, wydrapując ścieżki w tkankach. Wytryskiwały, pędziły rwącym nurtem w dół, a mimo to wciąż istniała. Czy nie mogłaby się wypłakać?
Zostałaby nagłówkiem jednego z tych durnych tabloidów: matka zapłakała się na śmierć.
Śmierć

Nienawidziła jej! Wrednej, starej suki, która odebrała jej malutką dziewczynkę. Dlaczego nie mogła zabrać kogoś innego? Tylu ludzi codziennie błaga ją, aby do nich przyszła, ale starucha w swej podłości i nieludzkim okrucieństwie wolała zabrać jej maleńkie słoneczko. Zboczona, egoistyczna bladź. Zniszczyła ją, zniszczyła jej świat. Zebrała wszystkie barwy zostawiając nieznośną szarość. Rozdzieliła je jednym chirurgicznym cięciem, udając, że nic takiego się nie stało. Jak gdyby nigdy nie były splecione ze sobą tak ciasno, wzajemnie wrośnięte korzeniami miłości w syjamskie serca.

Zniszczyła ją, ale nie chciała zabrać jej że sobą. Matki powinny móc zostać przy swoich dzieciach.

Nie mogła wytrzymać. Momentami miała wrażenie, że jej napęczniałe rozpaczą, matczyne serce po prostu eksploduje i przestanie bić. Rozpacz przesączała się przez każdą komórkę jej ciała, krążyła bruzdami mózgu, rozpierała się krwiobiegiem. Nie mogła oddychać. Z jej ust wydobyło się kolejne łkanie. Wołanie umierającego o miłość, o chwilę wytchnienia, o odrobinę nadziei, która ukoiłaby bezsens.

Tęskniła. Każdy dzień był tęsknotą. Za jej malutkimi dłońmi, cudownym uśmiechem, dziubkiem obrażonej sześciolatki. Oddałaby mnóstwo, aby móc znowu poczuć jej ciepło w ramionach, posłuchać oddechu, popatrzeć, jak spokojnie śpi. Mogłaby nawet odpowiadać kolejną godzinę na tysiąc, różnych pytań, walczyć o posprzątanie zabawek, które przed momentem dokładnie poukładała na półkach, zasypiać przy czytaniu po raz setny tej samej bajki, usłyszeć, że jest złą matką, ale wciąż moc nią być!

Nie mogła.

Już nigdy tego nie doświadczy.

Już nigdy nie zobaczy jej przy sobie.

Czasami, gdy budziła się z jednego z tych chorych snów, po tym, jak kolejną noc spędziła na płakaniu w poduszkę, krzykach, wspomnieniach, a potem walczyła z sennymi obrazami… Czasami otwierała oczy i te kilka krótkich sekund była nieświadoma, tego co się stało. Jedna chwila, w której wydawało się, że wszystko jest tak, jak zawsze, jak powinno być. Kolejny zwykły, ciężki dzień. Z trudnościami, za które dziś oddałaby serce, bo bez niej ono było bezużyteczne. Wtedy otulona snem spoglądała w stronę białego łóżeczka, pewna, że czeka ją poranna potyczka ze śpiącą królewną. Ale odpowiadała jej pustka. Tak chłodna i okrutna, że uderzała brutalnie prosto w pierś, odbierała oddech, spinała mięśnie. Jakby ktoś wbił nóż prosto w jej serce. Wtedy znowu umierała. Umierała po raz kolejny, w nieludzkich torturach, bo każdy dzień bez niej był umieraniem. Trucizna działała.

Miała pewność, że będzie tęsknić już zawsze i ta tęsknota nie zostanie zaspokojona. Będzie jej towarzyszyć, niczym przekleństwo. Dziura w sercu, której nie da się niczym zapełnić. Wybrakowana, niepełna, pokonana już nigdy nie będzie tą samą osobą. Czy zdoła nie poddać się rozpaczy? Czy da radę iść tą drogą dalej bez malutkiej towarzyszki będącej latarenką w ciemności życia?

Nie wiedziała.

Bo jest rodzaj tęsknoty, który nie napełnia słodkim oczekiwaniem, nie podsyca ekscytacją kolejnego spotkania, nie buduje, ale rujnuje. Tęsknoty, która zabija.