Samotność jest bólem, o którym nikt nie wie. Bo nie ma komu o nim powiedzieć.
Nie ma na co czekać
Ukradnij mnie już teraz
Nie będzie lepszych dat
Premiera, czas start!
Ja też w tym deszczu stoję
Czekam na zielone
Jeśli mnie słyszy Bóg
To chcę zaciągnąć dług
Witajcie,
Nie było mnie tu wieki. Świadomość tego budzi mnie czasem w środku życiowego biegu, którego trasa wiedzie różnymi krajobrazami. I bywają momenty, w których jestem totalnie zagubiona.
Gubię czas, kolejne dni, i łzy, które mieszają się z kroplami deszczu, a teraz już nawet śniegu. Gubię niektóre piękne chwile, szalone momenty i te wszystkie promienie słońca, które chciałabym złapać w garść i przytulić do serca na zawsze… Listopad dobiega końca, a mi się wydaje, że ostatnio pisałam do Was co najmniej rok temu.
Nawet trudno mi napisać, co się u mnie wydarzyło przez ten czas, bo nie wszystko pamiętam 🙈 Podjęłam kolejne studia, przetrwałam pierwszą poważną jesienną infekcję, naderwałam ścięgna ręki albo tylko okrutnie przeciążyłam, dobijając dwoma urazami dłoni i jednym sinikiem ramienia, niemniej ból od palców aż do łopatki okropny, a najgorsze dla Pazura jest ograniczenie ruchu. Ogólnie nie polecam. Na szczęście jest lepiej. Co jeszcze? Urządziłam imprezę urodzinową swojemu dorastającemu wilczkowi (wiem przesadzam, ale te 6 lat minęło zbyt szybko!), to było wydarzenie! Przetrawiłam mentalnie 30-stkę młodszej siostry, ogarnęłam kilka mniejszych spraw. Setki mniejszych spraw! I nie zwariowałam, ani nikogo nie posłałam do psychiatry. Musicie przyznać jest jakiś sukces 😛
To był również czas trudów relacyjnych, podczas których mocno walczyłam sama ze sobą, aby się w nich nie zatracić. Wiecie mam tak, że umiem walczyć o wiele rzeczy, w obronie bliskich wydrapałabym oczy. Gdyby chodziło o moje dzieci, cóż myślę, że odkryłabym w sobie pokłady gniewu, nienawiści i siły, o których nie zdaję sobie sprawy. Umiem walczyć o dobro i bezpieczeństwo drugiego człowieka. Potrafię też stanąć w obronie własnej racji, ale gdy chodzi o mnie samą… To ten kolejny obszar zagubienia, albo wilczej skrajności.
Piszę o tym, bo ta moja dywersyfikacyjna część duszy zaczęła mnie uwierać w cielesno-umysłowym bucie. I chociaż wciąż z tyłu głowy krzyczą utrwalone przez wiele lat negatywne przekonania, które są jak taki bat skręcony na własną dupę przez życie , ludzi, złe wybory, mnóstwo pecha i niesprawiedliwości oraz brak wiary w siebie samą, to nie ma co się poddawać. Wilki się nie poddają, nawet tym chorobliwym podszeptom, że każde spojrzenie na siebie i swoje potrzeby jest wyrazem egoizmu i czarnej duszy. Tym głośnym krzykom zazdrosnych ludzi, a może po prostu nie rozumiejących i z tego niezrozumienia wolących sięgać po najłatwiej dostępną broń w postaci krytyki, obelg czy odrzucenia. Kto wie?
Każdy człowiek jest, jak przybysz z kosmosu, może być podobny do rasy ludzkiej, do Ciebie, ale nigdy nie będzie w pełni taki sam. Do tego ma mnóstwo swoich warstw, które nakładało mu życie. Jego skóra, miejscami zgrubiała od blizn po zadanych ranach, nasiąka gorzkim deszczem łez, palce stwardniałe od wspinania się na szczyt, za którym czekał kolejny dołek, czasem są tak zesztywniałe, że nie potrafią chwycić za drugą dłoń. A serce? Serce jest przerośnięte od miłości, dobra i szczęścia, których doświadczyło, ale i skurczone od tych chwil, które zapychały tętnice, odbierały tlen i wysysały życie. Ludzie są bardzo różni.
Zatem pierwszą myślą, z którą do Was przychodzę jest to, że nikt nie zaopiekuje się Wami lepiej niż Wy sami. Więcej! wielu z nas wydaje się, że nie ma obok nikogo na tyle odważnego i silnego, aby nam w tym nieco pomóc. Co nie jest dobre, bo prowadzi do mojej drugiej dzisiejszej refleksji. Do samotności.
Wiecie lubię obserwować, słuchać, rozmawiać i dociekać jaka część człowieka jest niezaopiekowana, zaniedbana albo tak bardzo poraniona, jakby ktoś właśnie spuścił jej manto. Takie MMA serca. Często sami to sobie robimy czy też podkładamy się na ringu, obawiając się kogoś skrzywdzić albo uważając siebie za mniej ważnych. Ale to my! To Ty i Twoje życie! Nie pozwól, aby ktoś sprzedał je na ustawce, Tobie zostawiając marne ochłapy. Bądź dobry, szczery, opiekuńczy i hojny dla innych, ale zacznij od siebie. Bo tylko dobrze zaopiekowany, możesz zadbać o innych. To wręcz nasza odpowiedzialność. Wykorzystać wszystkie możliwe środki, aby być lepszym człowiekiem. Nie można nimi być, gdy w środku mamy Katrinę, tsunami, erupcję Wezuwiusza i trzęsienie ziemi w jednym.
A wracając do samotności. To jedna ze zmian naszego świata, z którą nie mogę się pogodzić. Anonimowość, pustka, obcość i samotność. Mam wrażenie, że powiększyły się nam horyzonty myślowe, świadomość, zdobycze technologiczne, podczas gdy zwęziło pole widzenia serca. Nasze serca coraz mniej dostrzegają. Mijamy się, ale się nie widzimy, rozmawiamy, ale nie słyszymy, kochamy, ale tylko do momentu, gdy możemy brać, niezbyt gotowi do dawania. I owszem na potrzeby tego postu nieco uogólniam i generalizuję, ale chcę zwrócić nam uwagę na to, że bez względu na to kim jesteśmy, jakie stanowiska zajmujemy czy co osiągnęliśmy i dokąd zmierzamy, każdy z nas boi się samotności. Spójrzcie chociażby, ilu ludzi otacza się kolejnymi gadżetami, albo zwierzętami, wpada w uzależnienia, nie potrafi istnieć w ciszy, kolekcjonuje znajomych na Facebooku czy udaje kogoś, kim naprawdę nie jest, aby zagłuszyć poczucie samotności?
I nie mówię tu o samotności z wyboru, tych momentów ciszy, w której może w końcu przemówić nasza dusza, ale o dojmującym bólu rozrywającym serce na kawałki. O krzyku, którego nikt nie słyszy, płaczu, którego nikt nie jest w stanie utulić, niezaspokojonej potrzeby bliskości. O pragnieniu kogoś, do kogo ma się tak bezgraniczne zaufanie, że gdy jest źle ten ktoś czeka z otwartymi ramionami, paczką chusteczek i kubełkiem lodów w zamrażalce, a gdy jest dobrze świętuje i cieszy się z nami, jakby to był jego własny sukces. Mówię o kimś takim, co do którego ma się pewność, że można być sobą zawsze bez masek, bez gierek, bez warstw ochronnych duszy. Mówię o pewności obecności i bezpieczeństwa, która ogrzewa duszę, gdy życie przychodzi mroźną zimą. O tym światełku rozbłyskującym w gęstej i lepkiej ciemności.
Samotność jest bólem, który zdaje się nie mieć końca. Wiem, że są wśród Was tacy, którzy doświadczyli takiego cierpienia, a może ktoś z Was właśnie czołga się takim śmierdzącym, dusznym i ciemnym tunelem, nie widząc żadnego punkciku w oddali świadczącego o jakimś wyjściu. Samotność jest powolnym umieraniem duszy poddawanej najokrutniejszym torturom. Ale pamiętaj: nigdy nie jesteś sam! Gdzieś tam jest ktoś komu na tobie cholernie zależy, chociaż może akurat nie widzi, jak bardzo cierpisz. Przez te wszystkie warstwy ochronne staliśmy się trochę gruboskórni, ale to nie znaczy, że pozbawieni wrażliwości i niepotrafiący kochać. Zechciej tylko w tym migrenowym świetle samotności zobaczyć zarysy sylwetki, z wyciągniętymi w Twoją stronę ramionami.
Życzę Wam na koniec zwyczajowo mnóstwa miłości, odwagi i siły by żyć i robić to w pełni. Umiejcie uszczęśliwiać naprawdę i zadbać o siebie, a także o ludzi, na których Wam zależy nie zapominając o tych, których życie możecie odmienić, często jednym słowem, gestem czy gotowością wsparcia. I obyście nigdy nie doświadczyli prawdziwie dojmującej i zwalającej z nóg samotności, a jeśli już, to otwierajcie oczy, serca i dłonie, aby chwycić w nie pomoc.
Zostawiam Wam utwór, który jakoś tak przeszywa moje serce tym rodzajem bolesnej samotności. I oczywiście trochę zdjęć z Mazur. Ostatnio jak tu pisałam była jeszcze jesień i to dopiero początek, teraz mamy już zimę. Czasie apeluję do twojego sumienia: zwolnij!
Szczęśliwości Kochani!
Adieu!