wilczyca wilczyca
mar
17
2024

W życie

Niebo miało kolor jej oczu. Zza mgły smutku wychylało słońce osuszając słony deszcz pogubionych pocałunków.
Ściągało chmurne brwi wpatrując się uważnie w świat, który dziś był ten sam chociaż inny. Czarne skrzydła rzęs sfruwały w górę i w dół, gdy próbowała przyjrzeć się tej subtelnej różnicy.

Każdy kolejny dzień, jest jak dar. Cud bijącego w piersi grzmotu, szumiącej w żyłach krwi. Czy to ona śpiewała pośród drzew?

Jej myśli sunęły leniwie między nagimi konarami, pieszczotliwie, spragnionymi palcami tęskniącej miłości.
Najbardziej w życiu pragniemy kochać i być kochanymi. Skąd zatem wokół tyle nienawiści? Pozorów miłości opakowanej w piękne, zgniłe wewnątrz słowa, w przesycone pragnieniem żądzy gesty, w fałszywe zapewnienia bezpiecznej obecności, dopóki śmierć… Nie! Dopóki egoizm nas nie rozłączy.

Może dlatego, że bardziej pragniemy brać niż dawać?
Może to z powodu dziur w naszych sercach, które próbujemy załatać zachłannie braną pseudomiłością? Oszukujemy nasze głodne dusze, karmiąc je tym, co mamy pod ręką. Sprzedając siebie za garść poczucia przynależności, akceptacji, potrzeby i ukochania…

Frunęła na skrzydłach niejasności błądząc w gęstej ciemności, która ustępowała wschodzącemu na horyzoncie krwistą czerwienią czasowi. Zegar brnął naprzód. Słyszała ciche szepty skaczących wskazówek w przestrzeni swojego umysłu. Czuła go w sobie. Wciąż mijał, nie stawał, pędził, umykał, połykał kolejne istnienia, a przecież mógłby tylko na moment przystanąć. By mogła przesiąknąć chwilą, pobyć w niej, zamknąć ją w sobie i umiłować, póki wraz z nim nie pobiegnie dalej.

Żyj pełnią życia. Jest już i tak później niż ci się wydaje. Jest już za późno, ale wciąż masz jeszcze czas, aby napełnić się życiem i przepełnić świat swoim istnieniem. Zespolić się z chwilą w kosmicznej przestrzeni mijania.

Trwała.
Przemarznięta do kości wzięła kolejny głęboki wdech, szybując z wiatrem, który poniósł w przestrzeń martwe wyznania jej oczu. Uśmiechając się do siebie otrzepała popiół z dogasającego papierosa, jakby strząsała z siebie wydarzenia ostatnich dni. By od nowa i na nowo wejść w nowe jakie daje jej świat.
Przepełniona miłością, obnażona ze złudzeń, pozwoliła wniknąć w siebie ostrzom nadziei, której nie chciała mieć, bo niosła ze sobą zagrożenie zawodu i bólu. Ale tylko dzięki niej żyła.

Wstała, zrzucając z siebie resztki wczorajszego snu z pragnieniem lepszego. Posłała niebu ostatni uśmiech, pozwalając brzemiennej ziemi wchłonąć jej ostatni dni, a potem po prostu ruszyła dalej.