Nikt nie jest tu na zawsze. Trzeba żyć chwilą, każdym dniem…być tu i teraz.
Otoczona murami
Czuję się wreszcie wolna
W torebce trzymam dynamit
Gdyby ktoś chciał mnie poznać
Hej hej!
Wieki mnie tu nie było. Wiecie, ja niedawno rozpoczęłam nowy rok, a on mi spierniczył już do połowy. Nie wiem jak to zrobił. Zimową lawiną zsunął wraz z przeróżnymi wydarzeniami, problemami do rozwiązania, radościami i sukcesami wprost do soczystego lata. Bo nie wiem jak u Was, ale na Mazurach iście piekielnie:) Jakby wiosna przespała swój występ, a lato wykorzystało to na swój popisowy koncert.
To było ciekawe pół roku. Nie będę opisywać szczegółów, bo są ciekawsze pomysły na książkę:) Chociaż z pewnością jak zwykle któreś wątki wykorzystam:)
Jestem tu, żeby Wam powiedzieć, że żyję. I to ciągle na pełbej petardzie. Od kilku miesięcy pracuję w ciekawym, bardzo miłym i rozwojowym miejscu. Przynajmniej tak to wygląda. Nadal studiuję – piszę do Was z leśnej polanki, w przerwie przed kolejnym wykładem, chociaż podyplomówkę skonczylam jakoś w lutym. Buduję – wczoraj skończyłam budowę kuchni, co prawda dziecięcej, błotnej, ale pierwsze koty za płoty 🤪. Resztę wciąż organizuję, załatwiam i planuję.
Żyję. Mało piszę, bo wciąż nie potrafię dogadać się z czasem (może dlatego, że to facet) w kwestii jego wydłużenia, a wieczorami gdy dzieci śpią uczę się pilnie ze swej czytanki. Niewiele śpię, chociaż zdarzają się noce, gdy po prostu odpływam i dryfuję po przestworzach ciemności niemal bez pobudek. Odpoczywam, gdy już nie mam sił.
I wciąż żyję. Jak najmocniej, najpełniej i często zbyt szybko. Dlatego czasem uciekam do lasu, albo nad jezioro. W samotność, w której daję swojej duszy wykrzyczeć, wypłakać i wyśmiać wszystko, co się w niej nazbierało.
W marcu byłam w cudnym miejscu. Domek w środku lasu, za drogą jezioro. Cisza, spokój, samotność i nawet złapałam trochę słońca, potem deszczu i tęczę:) Wrzucę jakieś zdjęcia, ale nazwy miejscowości sobie nie przypomnę.
Byłam też w Puszczy, w której nadreptalam tyle kilometrów leśnych, że dziwię się iż nie skurczylam się z 5 centymetrów:)
To było ciekawe pół roku, tak ciekawe, że większości nie pamiętam:)
Ale siedzę sobie wdycham świeże powietrze przesiąknięte nadchodzącą burzą, wsłuchuję w groźne powarkiwanie granatowych chmur wtulona w szukające bezpieczeństwa w moich ramionach dzieci i myślę sobie, że czasem jest tak cholernie ciężko, a mimo to pięknie. Ostatecznie to, co wartościowe często boli i zmusza do niemal nadludzkiego wysiłku. Jesteśmy tak stworzeni, że najmocniej i najdłużej pamiętamy i doceniamy to, do czego dochodziliśmy ciężka pracą, co wymagało od nas pokonania wielu przeszkód.
Myślę sobie też, że te dobre chwile często są niczym mydlane bańki, które w słońcu nabierają niesamowitych barw, ale są zależne od czasu . Kruche i delikatne. Powinniśmy, więc tańczyć w nich jak dzieci, próbować je złapać, zachwycić się ich widokiem, obecnością, trwaniem. Zapisać w pamięci i wracać do nich, gdy przyjdzie deszcz.
Nasze życie to taka największa i najpiękniejsza bańka, która mieni się feerią barw sunąć ku słońcu.
Życzę Wam wielu pięknych chwil i sił, aby przetrzymać burzę, przezwycieżyć strach i dotrwać do tego, co kryją chmury. Żyjcie z całych sił, bo życie nam się nie powtórzy.
Zostawiam Wam trochę zdjęć, tylko kilka, bo jakbym miała tu wstawić przekrój z połowy roku… sami wiecie… Zostawiam też, jak zawsze utwór. Notabene byłam ostatnio na koncercie Adama Nowaka i Grażyny Łobaszewskiej. Trochę miejscami przekoloryzowany, ale ogólnie był świetny. Pani Grażyna ma w sobie tę siłę życia, dojrzały humor pozwalający jej śmiać się samej z siebie i miłość do tego, co robi, więc oglądanie jej było przyjemnością. Z kolei Pan Nowak ze swoim specyficznym poczuciem humoru również pokazał klasę. Z przyjemnością więc wracam do jego piosenki,. zwłaszcza, że mi tu świetnie pasuje.
Myślcie o mnie ciepło.
Adieu!