Słowa mi się zmęczyły
Serce opadło na dno
Ciemności
Skrzydła zaszeleściły
Świetliste barwy zrzucając
W jesienne błoto
Na ustach niemy krzyk
O wytchnienie
Na strunach duszy
Ochrypłe skrzypienie
I łza w samotnej ciszy
Bez udawania
Że skały nic nie ruszy
Nastąpił czas rozpadania
Słowa mi się zgubiły
Ołów otulił zmarznięte powieki
Łzy duszę solą pokryły
Nie wiem kim jestem i po co
Ta noc jest antracytowa
Gdy wtapiam się w szepty księżyca
I słaba wiem, że ze wschodem
Zacznę wszystko od nowa