wilczyca wilczyca
lut
23
2025

Bez ciebie

Światła migotały na niebie, jakby wszystkie gwiazdy zdecydowały się umrzeć tej właśnie nocy. Wypatrując w nich siebie wzdychała głęboko.

Ciemność była tak gęsta, że czuło się ją każdym zmysłem. Wdzierała się w oczy, chrzęściła w zębach, wślizgiwała się pod skórę. Zimna i wilgotna. Zamglona. Gorzka od naiwności. Ocierała się o brawurę, zanim upadła.

Była obecnością samotności grającej na strunach serca przenikliwym milczeniem.
Najpiękniejszych kartek wspomnień w żalu spaleniem.
Była torturą i oczyszczeniem.

Była hukiem umierającej gwiazdy opadającej na dno jej oczu, z których spływały cicho szepty istnienia.

Była nurtem niespełnienia.

Bezdźwięcznie poruszała ustami pozbywając się przemijających przekonań, zapewnień, iskry bytności zanurzonej w zapomnienie.

Ta noc była jedną z najburzliwszych w swej krzyczącej ciszy. Pozorny spokój dygotał jej ciałem.

„Wszystko to było kłamstwem. Bo nigdy nie kochałem”.

Przeszłość wciąż trzymała ją za dłonie. Te w których kąpał się jego uśmiech, gdy całowała mu skronie.

Przeszłość była złożona, pokolorowana, brylantami i szkłem wysadzana. Była spełniona. Miała dla siebie tylko tę noc, po której musiała zdecydować.

Miała tę krzyczącą, lepką ciemność. I puste ramiona.

Odwróciła się w przeszłość, uśmiechając się blado. Pocałowała ją cicho w nicości usta, podziękowała. Z okrzykiem bólu i radości pchnęła ją daleko w ciemność.
W dłonie wszystkie umarłe gwiazdy zebrała i ruszyła przed siebie.
Ku nowemu.
Ku nieśmiałej łunie światła rysującej się na niebie.

Sama, ku światu. Z Tobą w zamkniętej księdze serca.
I bez Ciebie.