Przyszłość pachniała pożądaniem
Gdy myśląc o nim zrzucała cicho
Ciężkich chwil ubrania
Pozwalając zimnym ramionom nocy
Zamknąć ją w sobie
Naznaczona tchnieniem przeszłości
Szukała w niej ukojenia
Dla spękanej tęsknotą tkanki serca
Drżącym oddechem miłości
Wypełniała przestrzeń
Ogrzewała noc wspomnieniem
Sunąc po poręczy dźwięku samotności
Przywoływała gwiazdy
Które kładł na tafli jej skóry
Wilgotnymi wargami
Kurczowo chwytała się jego ciepła
Gdy wypalał piętno na jej niewinności
Zachłannie przenikając do głębi
Jej kruche istnienie
By stopić się z nią w jedności
Pasma myśli rozrzucone wokół
Jasna aureola, którą odłożył na bok
Gdy wplatał w nie dłonie
Jakby korzenie
Jakby chciał tu zostać
Była jego słońcem, wodą
Twardą ziemią i powietrzem
Była ogniem w jego dłoniach
Jego spełnieniem
Przyszłość trąciła nieistnieniem
Gdy zamykał za sobą drzwi
Zostawiając ją nago
W stygnącej pościeli
Jego miejsce zajmowała noc
Ze srebrnym uśmiechem na ogorzałej twarzy
W lodowatym uścisku pustki
Nie mogła zasnąć
Nie umiała już marzyć
Bezsenna, mroczna, niczyja