wilczyca wilczyca
gru
19
2021

By drzewa mogły dalej być, dopóki świat będzie chciał żyć

Ze snu przychodzi miłość, która może zabić

Idę przez życie z tobą
Ale jestem sama
We śnie tajemne
Prowadzą mnie znaki

Kolejny tydzień dobiega końca. Wróciłam na Mazury z krótkiego wypadu tydzień temu, a mam wrażenie, jakbym przebyła setki kilometrów od tamtego trudnego powrotu. Weekend dobiega końca, dla mnie to był oczywiście mega intensywny czas i jak zawsze nie zrobiłam wszystkiego, co Pazurowej podpowiada umysł. Ale w tym szalonym okresie poprzecinanym intensywną pracą, niejednokrotnie macierzyńską orką (na szczęście na żyznej ziemi, o czym zapewniają świadkowie), wspieraniem tych, którzy wsparcia potrzebują (prowadzę nieoficjalną poradnię przez internet i bardzo lubię tę świadomość zaufania oraz bycia potrzebną) i nie zawsze ciepłą, mocną kawą, która utrzymuje ołowiane powieki na niezbędnym do widzenia poziomie, udało mi się wyskoczyć na spacer. Zwyczajowo przyniosłam z niego coś dla Was.

Najpierw jednak przystańmy na chwilę w oknie mojego domu, a dokładnie kuchni, za którym toczy się intensywne życie. Mazury od kilku dni, jakby popędziły w stronę wiosny, a może bardziej zawróciły do jesieni. Ciężko to stwierdzić. Śnieg zamienił się w błoto, trawa jakby nieco się zazieleniła, wiatr stał się wściekły, a chmury nie mogą się zdecydować czy płakać czy sypać śniegiem. Niemniej, gdy tylko natura uwolniła się spod mocnych objęć śniegu ptaki zniknęły z mojego karmnika. A muszę przyznać, że lubię zerkać na nie w trakcie codziennych czynności. Gdy tylko mam chwilę, opieram się o ścianę i wyglądam nieśmiało zza firanki. Sikorki bogatki zdecydowanie zdominowały ogrodowy świat, nie tylko mój, ale na szczęście uwielbiam te ptaki. Wyczekuję ich śpiewu każdej wiosny. Bo kiedy słońce coraz wcześniej puka do okien, za którymi słychać charakterystyczny melodyjny śpiew (do tej pory zarejestrowano już 240 różnych wariacji) to znaczy, że nadchodzi wiosna!

A wiecie jakie to mądre bestie? (o jaskółkach już się rozwodziłam :)). Sikoreczka nie da się tak łatwo zastraszyć. Gdy samiczka zostanie zaskoczona w dziupli, nie mając żadnej drogi ucieczki, nie czeka w pułapce na śmierć. O nie! Daje pokaz prawdziwego kunsztu mimikry batesowskiej sycząc, jak żmija. I kto z Was proszę państwa zaryzykuje wkładając paluszki do środka? Tak myślałam. Spokojnie, drapieżniki też nie wpychają tam głowy, zwykle decydując się na poszukiwanie innej potrawy na obiad. A te ptasie ślicznotki posiadają jeszcze sporo w swoim repertuarze. Kłapanie dziobem, strzelanie z ogona i skrzydeł, wytrzeszczanie oczu, konwulsyjne kręcenie głową, przyjmowanie dziwnych póz.. Co tu dużo mówić sikorki to aktorzy dużego kalibru, prawdziwi kandydaci do Oskara. A jeśli wciąż chcecie ryzykować ostrzegam: badacze tych ptaków twierdzą, że nikt nie dziobie tak, jak one. Mało tego, jeśli śmiałek ma na ręku zadrapanie, niech będzie świadomy, że niemal na pewno sikorka je wykorzysta.

A zatem odważna, inteligentna, waleczna, a przy tym piękna i śpiewająca tak, że nie da się jej nie kochać.

No dobrze, planowałam, że będzie krótko, a znowu się rozpisuję (na szczęście jeszcze to lubicie;)). Do rzeczy. Wyszłam dzisiaj na spacer, w południe, tak na Anioł Pański, co prawdę mówiąc jest dość bliskie prawdy. Zanim weszłam w drogę prowadzącą do lasu ( a zatem zanim zeszłam na manowce) już wiedziałam, że może być ciekawie. Granatowy horyzont niemal krzyczał, żeby odpuścić! Ale co mi tam. Jest zima, czy może jesień, co mnie może spotkać,? Burza śnieżna?

Heh i jak myślicie co mnie spotkało?:) Przeszłam kilometr zostawiając słońce daleko z tyłu, wiatr przybrał na sile, a z nieba zaczęły spadać pierwsze krople deszczu. Pazurowa uparcie brnęła dalej. Pokonałam kolejne 200 metrów, może nieco więcej, tak, że mogłam poczuć aromat wilgotnego lasu, gdy z nieba zaczęło sypać kuleczkami śniegu- mówią na to krupa śnieżna. Unoszona przez wiatr sprawiała wrażenie nawałnicy. Spróbowałam schować się w lesie, ale o tej porze roku, nagie gałęzie tylko groźnie warczały smagane wiatrem. Coś z tyłu głowy kazało mi wracać, ale ja nigdy nie słucham rozkazów. Żadna nawałnica nie będzie mi psuła spaceru. Tak, mam w sobie sporo waleczności i uporu (czy też zawziętości). Co więcej moje dzieci mają to po mnie, starsze walczy nawet ze snem!, młodsze kilka dni walczyło o życie. A zatem mam w domu własne sikoreczki, czy też wilczątka.

I tak brnąc przed siebie, dając się zmoczyć i zmrozić, przyjmując dość bolesne razy od wiatru, myślałam o tym, że czasem zbyt łatwo się poddajemy. Dotyczy to niemal każdej dziedziny życia: miłość, przyjaźń, praca, relacje, marzenia… Można wymieniać i wymieniać, a pewnie każdy z Was dorzuciłoby coś od siebie. Czasem walczymy długie dni, czasem rezygnujemy na starcie wybierając inną, sprawiającą wrażenie lepszej drogę, gdy tylko dochodzimy do rozdroża. Czasem poddajemy się zbyt łatwo.. Tylko, jak wytrwać, gdy kolejny niekończący się dzień wiatr napiera na nas z całą siłą próbując cofnąć z obranej ścieżki, a chmury zasłaniają horyzont, podczas, gdy plecy wciąż grzeje słońce? Jak uwierzyć, że przedłużająca się noc ma swój koniec i nie zwątpić, że wybraliśmy niewłaściwą drogę?

Nie zawróciłam, chociaż przez moment było naprawdę bardzo nieprzyjemnie, a nie stanowiłam wielkiej przeszkody dla napierającej nawałnicy. Mało tego, zrobiłam kilka zdjęć, niemal odmrażając sobie łapki. Przetrwałam i po długich minutach, grad został już tylko na sczerniałych liściach, zgniłej trawie i moich włosach, za to niebo rozświetliło piękne słońce. Krzyczące chmury przeszły na tyły, w przeszłość. Czasem, więc warto walczyć, warto nie dać się ciemności. Nie jest to łatwe, owszem. Życiowa pogoda nie jest taka czarno-biała.

Oczywiście, zanim dotarłam do domu zaatakowała mnie kolejna nawałnica, jakby słońce stanowiło jedynie chwilę wytchnienia, czas do naładowania serca nadzieją przed kolejnym napadem samotności, smutku, trudności.. Ale wracałam na speedzie, bo w domu już na mnie czekała głodna sikoreczka i do tego tanecznym krokiem, a ponadto śledzona przez parę z psami!

Czasem też warto się jednak cofnąć o kilka kroków, aby wrócić do czegoś, co nas ukonstytuowało, wypróbować inną drogę. Najważniejsze zaś, aby nie wybierać zawsze tylko tego, co przyjemne i łatwe, ale to, co dobre i wartościowe. Co jest w stanie zmienić nas na lepsze, a nasze życie, relacje, codzienność uczyni pełniejszym.

Życzę Wam dobrego i spokojnego tygodnia. Niech przygotowania do świąt będą miłe i radosne. Ja już jestem w ferworze przedświątecznej pracy (dzisiaj szalałam ze starszą sikoreczką z własnoręcznie robionymi kartkami i z różnymi ozdobami, pakowaniem prezentów etc. ), ale ja jestem niemal ciągle w ruchu. Pewnie biegam nawet we śnie;) Postaram się napisać w Święta chociaż kilka życzeń, a może znajdzie się jeszcze czas na jakieś refleksje. Bądźcie ze mną!

Och i proszę Was dokarmiajcie ptaki. W obecnej erze rozpędzonego antropocenu i niezwykłego podporządkowania naszej planety człowiekowi naprawdę jest to potrzebne, aby ptaki przetrwały. Gdy byłam mała co zimę widywaliśmy w karmnikach wróbelki i gile i pewnie wiele ptaków, których, z racji wieku i braku dostępu do internetu, nie byłam w stanie rozpoznać. Tej zimy żadna sikorka nie ucieszyła mnie, aż tak bardzo jak przybyły po kilku dniach, wróbelek. Niech nasze dzieci mają szczęście obcowania z tą najbardziej zróżnicowaną gromadą kręgowców lądowych i słuchania ich przepięknych koncertów.

Jak zwykle kilka zdjęć i utwór Maanam w wersji Ralpha Kamińskiego (polecam odsłuchać płytę Kora). Kochajcie za nic i bądźcie kochani za to, że jesteście. Niech miłość leczy, nie rani, buduje i otula bezpieczną obecnością, a nie wrzuca w zimną samotność.

Lecę do swojego łóżka (bez podtekstów proszę:). Liczę chociaż na kilka godzin snu i obym nie dostała żadnego ZNN:)

Adieu!