Ja jeszcze z wiosną się rozkręcę
Ja jeszcze z wiosną się roztańczę
Chcę, żebyś była dzielna. Nie wolno ci się niczego bać (…) Świat pełen jest miłości, a wiosna dociera wszędzie.
Hop, hop
Jak mawiają półżywe ciała, po kolejnym tygodniu ranmageddonu. No dobrze, nie było tak źle, było lepiej, a piszę ten post po imprezowej nocy. Nie uwierzycie! Zasnęłam po 4:00, żeby wstać około 7:00 i to nie pierwszy raz. Ratunku! Tej nocy moje serce było, jak niebo w miejscu przecięcia ostro zakończonymi kolorami tęczy. Cierpiało wściekle i boleśnie dla czegoś w istocie pięknego. Chyba się starzeje. Może to mordercze treningi, połączone ze spacerami, zarwanymi nocami i całym tym chaosem, ale jestem dziś jak wygarbowany kawałek skóry, która kiedyś była lśniącym biało-szarym futrem.
Jest lepiej. Jest słońce! Tego się trzymajmy.
Poczuliście na sercu czuły dotyk wiosny? To delikatne kołysanie drzew strząsających z ramion resztki śniegu? Usłyszeliście radosny śpiew ptaków, taniec wiatru na błękitnym niebie? (albo moje zawodzenie w środku lasu:))?
Byłam w lesie, czyż to nie oczywiste? Ostatnio często spaceruje również po okolicy utrwalając wzorzec push z wózeczkiem w łapkach (o tak, całą zimę męczę dzieci spacerami). Obserwowałam kolorowe gile i mazurki śpiewające o nadchodzącym odrodzeniu (ależ dają mi tu koncerty). Wystawiałam twarz na migoczące między konarami drzew słońce. Wchłaniałam cząsteczki wilgoci wirujące w powietrzu wraz z wciąż obecnym w najgłębszych zakamarkach chłodem. Jakby zima przedłużała swoją obecność w pożegnalnym uścisku z wiosną. A wczoraj nieco zmokłam w pierwszej wiosennej mżawce (tak właśnie patrzę, że piszę ten post niemal tydzień, więc to wczoraj nie jest wczoraj, ale wczoraj sprzed kilku dni).
A zatem wędrowałam, dużo, w tygodniu, co było czymś jak zwykle kojącym i oczyszczającym, ale również wyskoczyłam na spacer duszy, już niemal zwyczajowo, w niedzielę i tym razem nie było tak miło. Przedwiośnie bowiem, ściągnęło w moją puszczę ludzi, a jak wiadomo wilki za nimi nie przepadają (chyba, że stanowią ich śniadanie ;)). Tymczasem między drzewami panował pewien tłok. Warczałam – och byłam w tak bojowym nastroju, że nawet nie hamowałam napływających z głębi mojej mrocznej natury inwektyw. Nie przekonał mnie do łagodności śledzący na kładzie facet (ależ mnie wkurzył, co chowałam się z dala od niego podjeżdżał do mnie z jakiś nieznanym ani mi, ani najwyraźniej sobie zamiarem) ani tuzin, a raczej kilka tuzinów, dużych chłopców bawiących się w strzelanki zabawkowymi karabinami. Pierwszy raz ich tu widzę i oby ostatni, bo chociaż stanowili ciekawe zjawisko do obserwacji (nie nie chodzi o samczą różnorodność maści i walorów estetczno-pragmatycznych), to jednak nie przyszłam do muzeum czy laboratorium społecznego, tylko do lasu, puszczy, samotni do jasnej cholery!
Podsumowując wszystko mi mówi, że idzie wiosna.
Ptaki. Na przykład przepiękny żuraw podczas drugiego niedzielnego spaceru, tym razem z rodziną, przeciął niebo nad naszymi głowami, cudownym klangorem obwieszczając, że całą paczką wracają niosąc na skrzydłach odrodzenie. Spływająca zewsząd woda zamieniająca podłoże w błotniste rzeki. I te grupy ludzi, wychylających głowy z zimowych skorup i ruszających tłumnie do lasu. To mnie napełnia dodatkową energią (wiosna oczywiście nie tłumy w lesie), a jak pewnie już zauważyliście, od dawna jadę na oparach. Na rozmytym horyzoncie przyszłości dostrzegam czekające mnie wspólne podróże, spacery po mazurskich wioskach, popołudnia z książką na pomoście, wśród uspokajającego szumu wody i przybrzeżnych trzcin, szaleńcze pędy w porannym joggingu czy rajdzie rowerowym, a w końcu kąpiel w jeziorze! Oby tylko rzeczywistość pozwoliła na realizację pazurowych planów. Na pewno też czujecie ten wiosenny przypływ nadziei?
A te wschody i zachody słońca! Kiedy już tak siedzę bliska rozpaczy nocą do samego świtu widzę (na razie jeszcze tylko przez okno) jak księżyc i gwiazdy tańczą na nocnym niebie. Rozmyślam, wspominam, tęsknię, obserwując drogę ciał niebieskich ku drugiej stronie ciemności. Czy z emocjami jest tak samo? Wschodzą i zachodzą, wędrują, błyszczą, wabią i opuszczają, ustępując miejsca następnym? A z ludźmi? Może zbyt często jesteśmy, jak gwiazdy obserwowane z daleka. Wydajemy się tacy wspaniali, błyszczący, stali i wierni, a jednak bledniemy w obliczu prawdziwego światła, a gdy znów zapadnie zmrok jesteśmy już inni i w innym miejscu. Wspaniali, tajemniczy, pełni potencjału i zawodzący, spalający się w atmosferze, ciągnięci w dół przez grawitację.
Każdej nocy księżyc w końcu odchodzi ubrany w powłóczystą szatę z gwiazd, a na wschodzie horyzont płonie pomarańczą i zgaszoną żółcią, na tle bladego jak ulatujące sny nieba. A potem to niezwykłe słońce zapala zachód głęboką czerwienią, jakby niebo broczyło, wciąż jeszcze nieco anemiczną, krwią. Zapowiedź pełnej życia i odrodzenia przyszłości….
I spójrzcie, jak wiele nasze umysły są w stanie ogarnąć. Wrzucić w głąb zapomnienia, zatrzeć, zataić, usprawiedliwić i wytłumaczyć, pojąć, wymyśleć, stworzyć… Pozwolić spłukać przez wiosenne roztopy, w głąb ziemi albo ożywić i przekształcić. I w tym wszystkim musi współpracować z sercem. A jak często chce stać z nim w opozycji? Miłość i nienawiść, zgoda i dyferencja, koherencja i dysharmonia. Dopiero, gdy współgrają jesteśmy w stanie osiągnąć równowagę, inaczej mamy wojnę i to jedną z gorszych bo przeciw sobie samym, a to ciężki przeciwnik. Najlepszy byłby konstruktywny, szczery dialog, ale sami wiecie, że żyjemy w czasach, w którym stanowi on niemal przywilej. Niemniej warto próbować.
No dobrze dziś nie będę się rozpisywać. I tak sklejam tego posta od kilku dni, więc mogła się w niego wkraść różnorodność wątków. Mam nadzieję, że jesteście wystarczająco tolerancyjni, aby darować mi te rozległe meandry myśli na antypodach umysłu. Naprawdę jestem nieco oszołomiona ogromem miłości, niedoborem snu, brakiem sił i wszystkim, czego na tych oparach dokonuję każdego dnia. A przy tym wszystkim walczę o chwilę dla siebie. I tak oto Mili Państwo kilka dni temu wyrwałam się do fryzjera. Także, jeśli zobaczycie na ulicy zgrabną blondynę w krótkich włosach, w wysokich szpilkach dumnie niosących idealnie długie nogi, seksownie kołyszącą biodrami to… nie ja 😉
Ja kroczę niemal bezszelestnie tuż za Wami, w całkiem efektownej fryzurze (no dobrze dzisiaj już nie jest taka wymuskana), obserwując, słuchając i uśmiechając się, gdy zechcecie odwrócić wzrok. Gotowa porozmawiać, podzielić się własną analizą świata, z rękoma wyciągniętymi, aby podtrzymać, gdy upadnięcie. Zachodząca purpurą i gorącą żółcią, wschodząca głęboką pomarańczą i pukająca nocą w Wasze okna w towarzystwie księżyca, aby powiedzieć Wam dobranoc.
Zatem dobranoc dobre dusze. Śpijcie spokojnie, miejcie piękne sny, a Wasze umysły niech kooperują z sercem, ale też dyskutują, kłócą się i dochodzą do kompromisów.
Zostawiam Was z bardzo ładnym utworem. Nie dajcie MAŁEJ wciąż stać w kącie, tańczyć samej. Nie dajcie jej uciec, stać się niewidzialną, bo Wasze serca to JEJ cały świat. Bo to, co najważniejsze może stać za Wami. Kochajcie!
Och i kilka zdjęć, a nawet filmik, który jest całkowitym przypadkiem. Nie, żebym chwaliła się nową fryzurą (przecież mogłabym załączyć jedno dodatkowe zdjęcie, a mam kilka robionych przez samego artystę), ale patrzcie jaki mamy tu ostatnio wiatr. Pisałam o wiośnie, a to, co dzisiaj mam za oknem to całkowite pomieszanie z poplątaniem. Na moim mazurskim jeziorze fale niemal jak w moich włosach, tyle, że zamiast łódek między czekoladowymi pasmami żeglują promienie popołudniowego słońca.
Czekamy na wiosnę: mój rozum, serce, dusza i ten motor w tyłeczku!:)
Adieu!