wilczyca wilczyca
maj
01
2023

Chodź idziemy się na chwilę zgubić…

Wspomnienia ogrzewają człowieka od środka. Ale jednocześnie siekają go gwałtownie na kawałki.


Chodź może nieraz zmącą spokój drzewa
, gdy szepną pośród mroku…
Czym byłeś złym czy dobrym snem?

Ahoj!

Kochani moi śpieszę z najnowszą wiadomością: Zakochałam się!

Tak, tak wiem wielu z Was zareagowało znudzonym: znowu…:) Ale nic nie mogę poradzić na to, że wiosna otwiera moje serce, niczym pąki kwiatów wiśni, błękit niezapominajek, gardła najcudowniejszych śpiewaków… Uwielbiam tę porę roku. Odradzam się wraz z nią. Wstaję z zimowego snu, otrzepuję brudny śnieg starych spraw i patrzę w przyszłość z nadzieją majowych poranków. Bo moja szutrowa droga, która porani mnie do krwi jeszcze niejednokrotnie, dziś porasta żywo zielona trawa i żółte, jak małe słońca mlecze. Dziś wiatr jest łagodniejszy i nawet mgliste, chłodne wieczory tętnią radośnie życiem.

Miałam bardzo dobry dzień, który natchnął mnie do napisania. Kwadrans temu wróciłam do domu (jest 21:15:))) i jestem pełna życia, chociaż konam ze zmęczenia. Ach te pazurowe paradoksy! Zrobiłam dziś trochę dobrego dla bliskiej osoby, a przy okazji zwiedziłam nieco północy. Te serpentyny ze starych dziurawych dróg kilka razy przyprawiły mnie o mini zawał, zmagałam się również ze smutkiem, tęsknotą i żalem, ale poza tym było pięknie. Zielono, swojsko i wbrew pozorom cicho. Zrobiłam kilkanaście kilometrów w głąb Lasu Kumieckiego, samotna, niczyja, pełna sprzecznych emocji. Miejsce mnie zauroczyło. Las jak z bajki, chrupał mi pod stopami, śpiewał ptasim wielogłosem, szumiał wiatrem tańczącym między gałęziami, odpowiadał na mój zbyt przyspieszony oddech spokojem, a do tego zapraszał w swoją samotność. To, co wilki lubią najbardziej.

Spotkałam się dziś również z dawno niewidzianymi ludźmi, posłuchałam żali, pouśmiechałam (powiem Wam szczerze, że gołdapianie są trochę gburowaci – przynajmniej ci na których trafiłam, żaden nie odwzajemnił się uśmiechem, patrzyli na mnie, jak na wariatkę i mimo wolnego dnia byli jacyś spięci, niezadowoleni, dziwni – dlatego uciekłam do lasu), powspominałam. A w drodze powrotnej miałam przygodę z miłym panem policjantem – takim prawdziwym. Tym razem mój uśmiech zadziałał 😉

I żeby nie było, że to koniec, wróciłam ledwo żywa, przeszłam huraganem po domu i gdy dzieci zasnęły, przyjaciółka wyrwała mnie na rower. Nasz kwadrans zmienił się w godzinną leśno-miejską przejażdżkę, z której wracałam w całkowitej ciemności, bez świateł. Szaleństwo starej trzydziestolatki poziom hard:P Ale to było takie orzeźwiające. Przypomniałam sobie nasze licealne przygody… Ech… Sentyment nigdy mnie nie opuszcza, czasem tylko czai się bardzo głęboko.

Tak czy inaczej łapcie mój dobry nastrój i energię (od jutra na Mazurach znowu załamanie pogody, czuję, że to załamanie dopadnie i mnie) i kilka pięknych zdjęć. Już Wam polecałam te miejsca na Mazurach Garbatych (Botkuny, Kruklanki, Stańczyki piękne miejsca, piękne wspomnienia…) polecam również Gołdap. Wstępnie, bo moja dzisiejsza eksploracja była taką przystawką przed posiłkiem głównym, jako, że czas był ograniczony. Jeszcze tu wrócę (może nawet w maju), aby przekonać się czy warto, czy jednak jest przereklamowana. No i ciocia narzekała, że jej nie odwiedzam.

Chcę Wam również po krótce, opowiedzieć o mojej chatce na lubelskim Roztoczu. To dopiero jest cudowne miejsce dla wilków i wilczyc! Byłam tam na weekend z przyjaciółmi. To był mój pierwszy weekend bez dzieci od…… hmm…. aha…. ten tego…. także no…:D

Rozumiecie więc, jak się jarałam:) I jak szybko mi on minął. Miejsce cudowne! Ulęgałki – z resztą zobaczcie sami. Drewniany domek z antresolą, kominkiem i tarasem, na który przylatują ptaki, przybiegają wiewiórki i podobno większe zwierzęta. Wokół drzewa i drzewa. A w domku niemal zero zasięgu! Nie mogliśmy nawet obejrzeć filmu, ba! Byliśmy skazani na moją ściągniętą playlistę na Spotifiy (na szczęście słucham dobrej muzyki ;)) oraz tamtejsze książki, a trochę ich było. I tak sobotni wieczór spędziliśmy na piciu domowego wina, rozmowach i słuchaniu mojego czytania historii Davida Bowiego (polecę Wam książkę w zdjęciach – jest cudowna! Już ją kupiłam dla siebie i przyjaciółki;)) .

Dużo spacerowaliśmy. Jednego razu zapędziłam przyjaciół (i Gucia pitbula) na górę, w której nagle zerwała się ścieżka i schodziliśmy błotkiem, między powalonymi drzewami i rozmiękłymi liśćmi. Drugi raz, zapędziłam ich w różne części lasu (ale spróbujcie mnie zrozumieć z jednej strony las wyglądał, jak ten w Bieszczadach po zimie, a z drugiej, jak magiczna kraina rodem z baśni Braci Grimm) i zgubiliśmy się nieco. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby właścicielka naszego domku nie domagała się, abyśmy jednak wyprowadzili się do czternastej. Ale podołałam! Wzięłam psa i narzuciłam takie tępo, że klękajcie narody. Znalazłam drogę i wróciliśmy na czas! Także spokojnie nie zjadam ludzi!:))) Och! Było cudownie! A nie chodziliśmy po Roztoczańskim Parku Narodowym, nad czym nieco ubolewam. Tylko trochę, bo jak już pewnie wiecie, ze mną jest tak, że co się odwlecze to nie uciecze.

Aby zjeść ciepły obiad musieliśmy iść 3 km w jedną stronę. Restauracja Mama poleca się przyjezdnym i miejscowym, mają pyszne pierogi i piękny wystrój. Byliśmy też w innej restauracji, nieco bliżej i jeśli o mnie chodzi jej wystrój mnie kupił, wciągnął i zauroczył – kwietna łąka tak bym to ujęła. Ale jeśli chodzi o obsługę – ludzie byli tak zszokowani, że się pojawiliśmy i zamówiliśmy obiad, że ciarki przechodziły po plecach. Byliśmy jedynymi gośćmi w całej restauracji! Jacnia (wieś, w której jadaliśmy) liczy ok. 531 mieszkańców. Podczas naszych spacerów przez trzy dni widzieliśmy do 10 mieszkańców (nie liczę tych u Mamy na niedzielnym obiedzie, bo tam spotkaliśmy nawet naszego kolegę z pracy w w najlepszych lubelskich czasach) i kilka psów, które były tak odważne i bezczelne, że chciały zjeść naszego pitbula. Zakochałam się też w Guciu i to z wzajemnością. Pies płakał za mną, skomlał i uwalił mi błotem płaszcz, a policzek śliną, gdy się z nim żegnałam. Wiem, że się powtarzam, ale zwierzęta mają w sobie więcej miłości i człowieczeństwa, niż niejeden człowiek….

No dobrze, czas na krótkie podsumowanie tego ekscytującego chaosu:) Kwiecień był szalonym miesiącem, a maj może być jeszcze lepszy. Kocham maj! W tegorocznym maju żegnam się z jedną bliska osobą, tydzień spędzam sama z dziećmi, mam dwa zjazdy na studiach, sporo rzeczy do załatwienia, oj sporo, a do tego planuję szalony, samotny weekend w lesie! Będzie się działo. Trzymajcie kciuki, bądźcie zdrowi i szczęśliwi. Żyjcie i rozkwitajcie z majem!

Zostawiam troszkę zdjęć i utwór, na który wpadłam dziś zupełnie przez przypadek, a który jest naprawdę dobry. Prosta i oczywista piosenka. Ostatnio dużo czasu spędziłam nad grobami i dyskusjami o życiu. Po co nam takie, które nie daje satysfakcji i dobrych wspomnień? Po co nam relacje, które tylko ranią i burzą, oczekują, chcą brać, a nic nie dawać w zamian? Życie to walka, miłość to broń, to również nasza siła do walki, ale także jej cel. Wierzcie w siebie nawzajem, kochajcie i walczcie o wspomnienia, do których będziecie wracać z sentymentem i uśmiechem na twarzy. A jeśli wywołają w Was łzy to tylko wzruszenia, a nie bólu i wstydu. I oczywiście kochajcie mocno, szczerze i prawdziwie. Nie tylko w słowach, ale i w czynach!

Adieu!