wilczyca wilczyca
paź
07
2022

Codziennie patrz na świat, jakbyś go widział po raz pierwszy

Kochać znaczy istnieć

Chciałoby się zacząć jeszcze raz i odnaleźć zmarnowany czas by dalej żyć…

Hej,

Ja tu jestem. I pamiętam o Was. Błądzicie po moich myślach, jak klucz żurawi po niebie. Na chwilę odlatujecie, a potem znowu wracacie radosnym klangorem przypominając o swoim istnieniu.

Nie mam ostatnio weny, czy jak to nazywają marni twórcy chcąc usprawiedliwić brak pomysłów. Niewiele spaceruję, a moje podróże trochę skurczyły się do przemierzania miasta w tę i z powrotem. Wiecie oddałam najmłodsze do żłobka i muszę przyznać, że dawno nie czułam się tak marnym człowiekiem, jak każdego ranka, gdy patrzę w te niepewne wielkie oczy, w których mieści się pół mojego świata (drugie pół radośnie chadza do przedszkola), gdy macham na pożegnanie.

Stąd, kiedy w drodze do domu załatwię multum spraw, wpadam w jeszcze większy wir pracy. Niemal każdy dzień spędzam w ruchu. Serio. Wieczorami pieką mnie nogi, brakuje mi tchu i padam ledwo żywa na swoje zaniedbane łóżko (ale nie dlatego, że pościeli nie zmieniam miesiącami, odpadły wszystkie wkręty, a farba z ramy odpryskuje jak w ruinie) tylko po to, żeby wstać skoro świt. A nie! Gdy wstaje o 5 czy 6, na palcach opuszczając sypialnię, aby nikogo nie zbudzić, jest jeszcze cholera ciemno!

I tak to z lekka destrukcyjne działanie ma na celu zagłuszyć wyrzuty sumienia, usprawiedliwić mnie przed samą sobą, że przecież wykorzystuję „wolny” czas w pełni. Zrzucam stres w głąb siebie próbując dać dojść do głosu rozsądkowi, ale wiecie jak jest. Przy drugim wcale nie jest łatwiej… Z czasem przywykniemy..

Więc piszę do Was, aby pochwalić się pięknymi momentami tej jesieni i zachęcić do zwiedzenia i spenetrowania mazurskich lasów, których piękno jest porównywalne do bieszczadzkich krajobrazów jesienią.

Piszę do Was również z apelem i refleksjami wynikającym z różnych wydarzeń mojej rzeczywistości. Otóż dotarła do mnie informacja, że zmarł mój kolega ze studiów. Trochę po 30stce, na zawał. I tak sobie myślę, jak kruche jest nasze życie. Zakładamy z góry, że jest pewnikiem. Że, gdy rano otworzymy oczy zobaczymy ten sam świat czekający na nas z otwartymi ramionami, a wieczorem usiądziemy w przytulnym domu, otoczeni rodziną, przyjaciółmi, z kotem na kolanach i filiżanką kawy w ręce. A przecież tak nie jest. Każdy dzień jest darem. Jest cudem i prezentem różnie opakowanym i kryjącym w sobie jakąś niespodziankę.

Ja wiem, że nie sposób żyć tak, jakbyśmy codziennie zgarniali kumulację w lotto, ale czasem zbyt szybko się przyzwyczajamy do dobrego. Tracimy czujność, oswajamy się, bierzemy za pewnik, że Ci których kochany są i będą z nami zawsze. Że mamy czas, aby im tę swoją miłość okazać, powiedzieć, aby przebaczyć, naprawić, zawalczyć.. Marnotrawimy czas, pielęgnujemy urazy, odkładamy to, co ważne na później.. A życie trwa właśnie w tej minucie i tylko ona jest pewna. Planujmy, organizujmy, dbajmy o przyszłość, ale nie zapominajmy o tu i teraz, bo może przyszłość nie jest nam dana…

Widziałam też z ludzi ze smutnymi twarzami wychodzącymi z przychodni i gabinetów lekarskich, a sama z sobą bywam tam tylko, gdy coś naprawdę złego się ze mną dzieje i to dłuższy czas.. Poznałam historie nagłych udarów, zawałów, śmierci, okrutnych i bezlitosnych diagnoz..

Wiecie często patrzę na swoje dzieci. Po prostu patrzę, jak się bawią, śmieją, śpią.. Dreptają beztrosko po świecie, biegają wokół siebie wywołując świat do wirowania w tańcu,. Ubóstwiają i kochają nad życie, żeby za moment powiedzieć, że Cię nie lubią. Śmieją się w głos, gdy im dobrze, wrzeszczą i tupią, gdy są złe i wyją, jak wilki w pełni, gdy jest im smutno…

I ja w milczeniu zbieram to wszystko w serce, te emocje, wydarzenia, doświadczenia.. Obserwuję, czuję, przeżywam. Często też, gdy tak przystaję myślę sobie, jak bardzo świat bywa brutalny, a życie nieprzewidywalne.. Co by się stało, gdyby nagle wyrwano, chociażby jedną odnogę mojego serca? Kim bym była, gdyby ich nie było? Czym byłoby moje życie, gdyby ich zabrakło? Każda taka myśl sprawia, że przeżywam małe trzęsienia ziemi. Drżę z lęku świadoma, jak niepewne i kruche jest ludzkie istnienie. Ale też kocham jeszcze mocniej i doceniam, że mam ten ogromny sens życia u swego boku, trzymam go w ramionach.

To nieco pomaga mężniej znieść te krzyki, bunty, histerie i waśnie, które popychają nas do trzaśnięcia drzwiami z drugiej strony 🙂

Spróbujcie znaleźć takie iskierki światła w niejednokrotnie ciemnej drodze przez życie. Płomienie szczęścia wskazujące Wam drogę, ogrzewające w trudny czas. Zobaczcie swoje tu i teraz. Nie zmarnujcie go. Nie odkładajcie wszystkiego na kiedyś… Twoje kiedyś jest dziś.

Odnajdźcie drogę do domu…

Druga refleksja, jednak przybędzie do Was następnym razem, a dziś zostawiam Wam kilka zdjęć i pozdrawiam ciepło.

Zanurzona w jesiennym przemijaniu, walcząca z chorobami i przeciwnościami, otoczona smutkiem i melancholią wysyłam Wam promienie wewnętrznego słońca radości, wdzięczności za to, że jesteście i miłości do człowieka, do świata, do natury… Do Ciebie!

Adieu!