wilczyca wilczyca
cze
24
2022

Człowiek, który potrafi słuchać to człowiek, który się wyróżnia

Prawda zawsze jest w oczach. I często w głosie, ale trzeba słuchać uważnie….

Małe podróże mogą mieć ogromne znaczenie, podczas, gdy te duże można spędzić na marnowaniu życia.

Kochani!

Muszę napisać chociaż kilka zdań z mojej drogi, mimo, że może wydawać się wąska i monotonna. W rzeczywistości jest niezwykle wyboista i obsypana kamieniami, tak że muszę uważać, aby się nie potknąć. Przy którymś z moich szaleńczych biegów uderzyłam się takim małym diabelstwem w łydkę. Nic przyjemnego. W ogóle ostatnio wracam z biegów stratowana..

Z racji upałów i zmęczenia przerzucilam sie na biegi poranne. Moja najmłodsza latorośl budzi się ok. 4:00-5:00 i często zasypia jeszcze na godzinę, półtorej, a mi szkoda czasu na spanie, gdy słońce za oknem jest tak kuszące.. Zatem biegam o świcie po okolicznych lasach albo kopię, przerzucam, przewożę (bawię się Boba Budowniczego). Zdarza mi się również przycupnąć z kawą na schodach przed domem. Wsłuchuję się wtedy w pełen życia poranny świat, w szum wiatru, śpiew ptaków, kapanie deszczu, rechot żab z pobliskiego stawu.. To naprawdę cudowny koncert natury..

Wsłuchuję się również w gderanie moich myśli. Och no dobrze czasem owszem drą się w niebogłosy i natrętnie pouczają, ale również czule szepczą, płaczą i radośnie tańczą w rytm pulsującego serca.

A wilczy świat wciąż jawi się bezwstydną nieprzewidywalnością i za każdym razem, gdy wydaje się, że jest już bezpiecznie zza krzaków wyskakuje zwierz, co do którego nawet wilki wolą utrzymać zdrowy dystans. Zatem biegam, (w tym miesiącu zrobilam 87 km i jest szansa, ze dobiję do setki!) organizuję imprezę dla ok. 30 osób (nie pytajcie ile wczoraj do północy narobiłam kotletów!), walczę z okropnie zakaźnym wirusem w domu, zmagam się ze służbą zdrowia, aby uratować najmłodszemu dziecku zdrowie, a do tego wychodzi na to, że jestem pieniaczem i próbuję nie dać się negatywnie nastawionemu do mnie sędziemu.

Ostatnio zauważyłam, że w ciagu dnia siadam na szanownych czterech literach tylko na karmienie dziecka swego. Tak, tak sama jem na stojąco albo przysiadam na trzy minuty (zawsze jestem pierwsza!). Na szczęście śpię na leżąco i to zwykle z nogami w górze, żeby mniej bolały. Na swoim pomoście byłam w tym roku może dwa razy, a i spaceruje rzadziej, na pisanie nie mam chwili. Myślałam, że mocniej rozpędzić sie nie mogę, a tu popatrzcie! W międzyczasie planuję więc urlopy szczerze wierząc, że uda mi się zwolnić, zanim mój organizm spełni swoje coraz wyraźniejsze ostatnio groźby buntu i dywersji.

Żeby nie było, że tylko próbuje wczuć się w rolę niegdysiejszych wołów pociągowych (i nie chodzi mi tu o metodę ubezpłodnienia zwaną wytrzebieniem czy też bardziej powszechnie kastracją) czasem udaje mi się zwolnić. I tak spędziłam jeden czwartek na rodzinnym pikniku w Ełckim Parku Linowym (naprawdę polecam to miejsce), kilka razy wybrałam się na szybki spacer, dwa razy przyniosłam z niego moc poziomek (były naleśniki i ciasto), ucięłam sobie pogawędki z leśnymi ludźmi (jeden był obserwatorem, drugi myśliwym – udało mi się go nie udusić!), a dzisiejszy post kończę o świcie przy zapachu świeżo skoszonej wczorajszego wieczoru trawy (Boże jestem uzależniona od ruchu!), rechotu żab i śpiewu ptaków oraz wsuwając gofry z czekoladą i owocami w towarzystwie czarnej, mocnej kawy. A do tego na Mazury nadchodzą radosne wieczory, pełne śpiewów i tańców przy ognisku! Zatem u mnie życie trwa.

Na koniec nieco o słuchaniu. Mam taką refleksję po ostatnich wizytach u lekarzy, po rozmowach z niektórymi ludźmi, a nawet po sesji u fryzjera, że nie umiemy słuchać. Zawsze mnie zaskakiwało to, że ludzie którzy ze mną rozmawiają tak się otwierają, dzielą radością i smutkami, a potem mówią, że im pomogłam, że jestem godna zaufania itp. itd. Jednak od jakiegoś czasu obserwuję, jak bardzo umiejętność słuchania staje się towarem luksusowym. Mówimy, ale nie pozostawiamy przestrzeni na dialog. Pytamy, ale nie słuchamy odpowiedzi. Zapatrzeni w ekrany telefonów wyłączamy się na świat zewnętrzny mechanicznie potakując głową albo artykułując pojedyncze partykuły czy wykrzykniki w stylu już, aha, yhy, tak, nie, może… Jesteśmy, ale jakby nas nie było. Zaplątani w pnącza własnego ego prowadzimy swoiste monologi udając, że obchodzi nas co mówią inni, podczas gdy są nam potrzebni jedynie na potwierdzenie naszych teorii czy też jako publiczność, przed którą możemy odgrywać rolę celebryty.

Mówimy, że kochamy, ale miłość wymaga szacunku, pokory i wsłuchiwania się w szepty serca bliskich osób. Miłość potrzebuje bliskości, a bliskość to nie tylko czułość, nie jedynie wspólnota ciał, ale wspólnota dusz. Duszę zaś poznajemy poprzez obcowanie z delikatną strukturą poglądów, upodobań, wartości…

Bądźmy dla siebie bliżsi. Próbujmy przeniknąć do duszy ukochanej osoby. Splećmy swoje istnienia w próbie wzajemnego zrozumienia. Słuchajmy! Słuchajmy, aby się zrozumieć. Zrozummy, aby się poznać. Poznajmy, aby pokochać do głębi i w pełni świadomie. I tego Wam i sobie dzisiaj życzę zostawiając nieco zdjęć oraz piekny utwór z życzeniami wielu glebokich oddechów:)

Adieu!