wilczyca wilczyca
lis
18
2021

Człowiek naprawdę posiada tylko to, co jest w nim

Dusze żyją nadal bez ciała,ale ciało bez duszy nadaje się tylko na kompost

Piekło jest wtedy, kiedy ludzie, których kochasz najbardziej na świecie, sięgają po twoją duszę i wyrywają ci ją. I robią to tylko dlatego, że mogą.

Nie planowałam tego wpisu, chociaż wbrew pozorom sporo udaje mi się naszkicować w swoim życiowym planerze. Nie wszystko zgrywam z ustalonym czasem, ale nauczyłam się, że w obecnej sytuacji często nie jest to możliwe. To jedna z rzeczy, która przyszła do mnie z wiekiem (a może raczej z drugim dzieckiem). Dobrze jest to widzieć. Zmianę. Nie szamoczę się tak (raczej frunę przecinając czasoprzestrzeń), nie próbuję wielu rzeczy na siłę, daję więcej przestrzeni różnym wydarzeniom, rozwojowi. I tym razem nie jestem w tym wszystkim całkowicie sama. Mogę, niemal z pełnym spokojem zostawić wszystko na moment, nawet w ciągu dnia i wyskoczyć w las. To ogromy plus! Więc jak tu nie kochać Mazur i pracy zdalnej? 🙂

Niemniej moje ostatnie pisanie zwykle wygląda w podobny sposób. Wymykam się na spacer, głęboko oddycham i łapię spłoszone myśli, które ukradkiem przysiadają mi na ramieniu przypominając pełnym żalu śpiewem, że zostały ze mną na zimę; następnie w wolnej chwili, gdy mój dom okryje zasłona nocnej ciszy, skradam sie z laptopem i próbuję ubrać te moje nieporadne ptaki myśli w szybujące ku Wam piękności.

Tym razem jest inaczej. A to dlatego, że los po raz drugi w tym roku wręcz wepchnął mnie do łóżka (znowu słyszę Wasze brzydkie myśli). Mówiłam, że nie jestem niezniszczalna, a mimo to możliwość przejścia jedynie kilku metrów na chwiejnych nogach jest frustrująca, nawet bardziej niż ból który zagnieździł się w moim ciele na dłużej. I chociaż tym razem sytuacja jest zgoła inna i potrwa o wiele krócej (mam taką nadzieję!) to świadomość kruchości powłoki mojej duszy jest jakaś dołująca.

Wiem, wiem każdy potrzebuje chwili poleżakowania, nawet super bolid wymaga przeglądu i tankowania. To nie jest takie złe: łóżeczko, kocyk, projekcje wyobraźni falujące w kolorowym tańcu na suficie, brak codziennego pośpiechu.. Człowiek w takich chwilach mocniej docenia codzienną niezależność oraz siłę ciała i duszy. Nie narzekam. Naprawdę nie narzekam. Ten dzień przyniósł i tak dużo słońca po okropnej, przedłużającej się nocy. A zaskoczenie jaki wywołała we mnie cała ta sytuacja sprawia, że jestem bardziej dumna ze swego organizmu, bo radzi sobie świetnie i na codzień i w słabości. Udowodnił mi to w tym roku dwa razy. Pazura tak łatwo się nie pokona ani chorobą ani skalpelem.

Ale ja nie do końca o tym. Korzystając z tej bezczynności narzuconej kaftanem totalnej słabości przychodzę do Was z zaproszeniem do krótkiej wyprawy drogą własnego ciała i duszy. Hah znowu buddyzm, medytacje i kadzidełka? Nie, nie, spokojnie. Chociaż obserwuję jakiś współczesny trend w tych kierunkach. Wyczuwalny ezoteryzm, jakim się to obudowuje, niezbyt mi podchodzi, za to samą idee uważam za słuszną.

Ciało i dusza. Jedno nie może istnieć bez drugiego. Dbając tylko o jedno nie dba się o nic i dusza ma tu znacząca przewagę. Można mieć piękną powłokę, ale puste, zgniłe wnętrze. Ilu zaś ludzi zamknięktych w niedoskonałym ciele, jak w klatce, w ograniczeniach, naznaczeni czasem, trudnym życiem, ma dusze piękne i jaśniejące, jak gwiazdy na niebie?

Ciało. Dzisiaj o nim, bo to ono się zbuntowało i walczy ze mną już dobę. Wsłuchujesz się w sygnały wydawane przez własne ciało?

Mi to przychodzi cholera trudniej niż jazda na rowerze 30 km/h, zasuwanie na orbitreku ponad godzinę przy maksymalnym obciążeniu, czy szaleńczy bieg, który miał być relaksującym joggingiem, ale już Wam mówiłam, że sporo we mnie z szaleńca. Po prostu uwielbiam sprawdzać własne możliwości, wychodzić poza granice (w obecnej sytuacji brzmi to trochę jak groźba). Jednak nie robię tego cały czas. Uwierzcie mi naprawdę czasem zwalniam. Pomaga mi w tym zima:) Bieg przez zaspy jest nieco trudny, a już same spacery dają w kość. Ponadto śnieżna zima w lesie jest po prostu bajkowa, co sprawia, że automatycznie zwalniam, aby się jej przyjrzeć i nasycić oczy oraz serce.

A więc ciało. Często dbamy o nie powierzchownie, zwykle o to, co widać (przeprowadziłam na ten temat bardzo ciekawą rozmowę z fizjoterapeutką). No chyba, że ból krzyża nie pozwala chodzić, przykurcz szyi znacznie blokuje możliwość zapuszczania żurawia, a kolano skrzypi, jakby postępowała w nim korozja wygryzając dziury w chrząstkach i więzadłach, jak kornik w drzewie. Hej ja wiem, że takie czasy, jedzenie w biegu, kawa pita na zimno i to w trzech łykach na stojąco, stresów w życiu po pachy, a zmartwienia wgryzają się w człowieka, jak amazońskie piranie. Sama tak żyję i czasem czuję narastające napięcie w całym ciele, dopóki nie wyjdę tego wybiegać.

Jak widziecie nie jestem w tym dobra, lepiej przychodzi mi dbanie o bliskich niż o siebie (gdyby ktoś z Was potrzebował pomocy walcie śmiało). Dlatego przychodzę z tym wpisem do Was, ale wychodzi on z moich własnych refleksji (i bólu). Dzielę się z Wami własnym doświadczeniem, troszeczkę;), bo z niego płynie znaczna część mojej wiedzy. Pomocna czy nie, oceniacie sami.

Ciało i dusza. Dla tej drugiej gadziny znalazłam miejsce. Wypuszczam wilczycę, gdy tylko mogę na łowy, niech sobie biega po mazurskich lasach, wygrzewa miękkie futro nad jeziorem i wyje do księżyca. Dla ciała jestem mniej wyrozumiała, ale sport to zdrowie (u mnie działanie napędza kolejne działanie), a w chwilach słabości muszę się pogodzić z przymusowym leżakowaniem. Na szczęście lubię też pisać, więc czasem i ja siedzę na tyłeczku.

A jak tam Wasze tyłeczki? Skopane czy zadbane? A może i jedno i drugie? Dajecie wyhasać się Waszym duszom w codzienności czy raczej trzymacie własne myśli, emocje i refleksje na wodzy, wypuszczając je co jakiś czas na zbadanie terenu?

Nikt nie jest niezniszczalny. Pomyślcie o tym, zanim będzie za późno. Zostawiam Wam utwór, który ostatnio usłyszałam. Pewnie go znacie, nigdy nie byłam dobra w nowościach współczesnej muzyki. Wolę te z dawnych lat, ale czasem coś mi wpadnie w ucho. Dzięki Spotify!

Życzę Wam, abyście nie okłamywali samych siebie, doceniali to, co macie i nie musieli znikać..

Zdjęcie tylko jedno, na dowód, że już zmusiłam ciało do działania i przetransportowałam swoje zwłoki z łóżka na parapet. Herbatę też zrobiłam absolutnie sama! (taka ze mnie Zosia Samosia). Ale uczta dzisiaj jedynie intelektualna i to zapewne będę musiała zadowolić się przekąską.

Jestem tylko tłem…

Życzczę Wam jedności ciała i duszy!

Adieu!