wilczyca wilczyca
mar
02
2022

Czy zapomni?

Nigdy nie spodziewała się, że życie może tak ciążyć, niczym kamień uwieszony u szyi. Jak betonowa wylewka na formie jej marnego istnienia. Miewała takie stany bardzo dawno temu. Czy to możliwe, że zapomniała, jak niemal nie do udźwignięcia potrafią być kolejne godziny nabrzmiałe smutkiem?

Jak jej własne ciało może być tak ciężkie, chociaż cyfry na wadze przybierają odwrotną tendencję? Ołowiane, kamienne, betonowe, chociaż puste i wydrążone, znaczące tyle, co porcelanowe ciało lalki po przejściach.. Niewidzialna siła ciągnęła ją w dół, jak dodatkowa grawitacja. Siła ciążenia samego diabła, bo każdego dnia zdawała się wciągać ją głębiej w otchłań. Spadała w przepaść beznadziei i tym razem się nie broniła. Tym razem było jej tak okrutnie wszystko jedno. Oby tylko ból w końcu zgasł, bo nie była już w stanie dłużej go znosić…

Działo się z nią coś złego, wiedziała o tym. Trudno było tego nie zauważyć, gdy zwykle pełna szaleńczej werwy, strzelająca piorunami niczym narzeczona Zeusa, z prędkością Hermesa i siłą Herkulesa nagle potrafiła jedynie tkwić w czasoprzestrzeni. Spędzać w bezruchu obojętne minuty patrząc przed siebie błędnym wzrokiem, jakby to było jedyne na co starczało jej mocy. Spoglądać na świat zza ściany łez lejących się z burzowego nieba pustych oczu. I gdy myślała, że spadły już wszystkie ulga wciąż nie nadchodziła, w piersi nadal kłębił się smutek zasysający wszystko do wewnątrz. Kurczyła się, spadała, rozpadała na miliony cząstek, a mimo to wciąż istniała. Czy to nie jest niesprawiedliwe?

Ostatkiem sił zmuszała się do działania, aby zachować pozory normalności, przecież jeśli nie krwawi na zewnątrz nikt nie musi wiedzieć o rozległym krwotoku wewnętrznym. Skoro nie krzyczy, nie rwie włosów w przypływie szaleństwa, nie pokłada się w morzu własnych łez i niekontrolowanego szlochu wszystko jest w porządku. Dopóki uśmiecha się i skupia na reszcie nie pozwalając nikomu przekroczyć progu wewnętrznych drzwi, za którymi smutek wgryza się w kolejne warstwy serca, wszystko jest w porządku.

Wszystko jest w porządku!

Powtarzała w duchu machinalnie wykonując kolejne czynności, które nagle straciły sens. Jakby ktoś zabrał sól z jej życia, a przecież łzy… Tyle słono-gorzkich łez mogłoby posolić tysiąc podobnych jej istnień. Tymczasem wszystko nagle straciło smak. I kolor, bo szarość nałożyła się na każdą barwę specjalną soczewką dla pechowych wybrańców losu. To pewnie również prezent powitalny od samego diabła.

Wszystko jest w porządku.

Wszystko jest kurwa w porządku!

Tym razem też dam radę do cholery! Przecież to ja, zimna suka czy też najsilniejsza kobieta na świecie, zależy kto patrzy i ocenia.


Słońce świeciło pewniej i silniej, podczas gdy wiatr cichł i łagodniał pozwalając w ciszy rozbrzmiewać radosnym ptasim trelom o końcu i początku. Koniec zimy, koniec ciemności, początek wiosny, początek życia. Czyżby? Dlaczego w takim razie ona umierała bez nadziei na odrodzenie? Tak bardzo chciała poczuć, to ciepło w sercu, radosną pieśń rezonującą wewnątrz ukojeniem i pewnością, że nadchodzą dłuższe, piękniejsze dni…
Dlaczego ten jeden raz czuła, jakby wszystko straciła bezpowrotnie?
Jakby straciła siebie?

Ten jeden raz tak bardzo żałowała samotności odwracając się co chwila, jakby nagle miał się tam pojawić ktoś, dla kogo znaczyłaby więcej niż wszystko inne. Kto odważyłby się wejść za próg jej serca. Przekroczyć piekielne drzwi. Ten jeden raz samotność była tak dojmująca, tak cholernie prawdziwa. Dzisiaj naprawdę była samotna, nie z własnego wyboru. Dziś samotność wdarła się w nią nieproszona, jak złodziej w nocy, gdy przygasa czujność. Ograbiła ją ze wszystkiego..


Bez sił do walki nie mogła dalej pruć fal. Znosił ją prąd, w dół rzeki, ku przepaści, ku oceanowi, gdzie rozproszy się na setki tysięcy mikrocząsteczek i świat o niej zapomni.

Zapomni?

Czy będzie tęsknił?