Nawet kiedy już o kimś nie myślimy, nadal pozostaje w nas obecny. Istota, która się dla nas liczyła, liczyć się będzie zawsze.
Uparcie kroczyła przed siebie, mimo świata, który ścielił się przed nią trupami marzeń. Dziewczyna o niebieskich oczach i szklanym sercu.
Wyciągnęliście już z szafy ciepłe skarpetki i zaopatrzyliście się w puchate kocyki oraz zapas ulubionej kawy i gorącej czekolady? I najchętniej oglądalibyście jesienną rzeczywistość zza brudnych okien, jakby to był ciekawy program telewizyjny? Ja zdecydowanie tak! Ale dorzucam do tego zestawu regał książek i spis tytułów filmów, na które ciągle brakuje mi czasu.. Chyba za bardzo przyzwyczaiłam się do słońca. Przez ostatnie miesiące to, że poranek obudzi mnie pieszczotliwie głaszcząc okrytą snem skórę promieniami słońca, a wnętrze domu będzie sceną dla tańczących w porannym świetle pyłków, stało się tak oczywiste, że w takie dni jak ostatnio czuje się zawiedziona, zdziwiona i mocno poirytowana. A przecież nawet słońce zasługuje na urlop. Tylko dlaczego, gdy już postanawia odpocząć, jesień wdziera się w przestrzeń świata, jakby od dawna czyhała na ten moment?
Prawda jest taka, że w głębi siebie ukrywam świadomość, iż lato kończy swój popisowy taniec w tej szerokości geograficznej i powoli rusza w dalszą drogę ustępując miejsca kolejnej porze roku. Czas się z tym oswoić, czerpiąc jeszcze mocniej z ostatnich pląsów ciepła i światła. Złapać promienie chwili i uwięzić je w sercu wspomnieniami, które będą nas ogrzewać w nadchodzącą pluchę, ciemność i zawieruchę..
Wygląda na to, że jednak mój powrót na Mazury będzie inny niż przypuszczałam..
Ale dziś wciąż stacjonujemy na Lubelszczyźnie. A z racji przymusowego aresztu domowego, z którego oczywiście co jakiś czas uciekam tajnym tunelem niczym więzień Showshank, tylko po to, aby skonana i wyczerpana wrócić tu z ulgą w sercu, zabieram Was w metafizyczną podróż po ścieżkach istnienia.
A na tej ścieżce dzieją się różne rzeczy.. Życie czasem ostro zakręca i trzeba mnóstwa siły oraz świadomości, aby nie wypaść z drogi. Zdarza się, że ulegamy kraksie, z której cudem uchodzimy z życiem. Prawie nigdy nie udaje nam się wyjść z niej bez szwanku. Poobijani, posiniaczeni, zalani krwią na zdartych kolanach wyczołgujemy się z wraku swojego wehikułu, aby zacząć życie od nowa.
Świat bowiem jest przestrzenią pełną cudów napełniających serce zachwytem, miłością i spokojem, ale i mroku, w którym czyhają na nas niebezpieczeństwa. Chowają się w nim potwory, z naszych najgorszych koszmarów. Dualizm świata, dwa oblicza globu, dwie sprzeczności, które współegzystują, aby tworzyć pełnię. Nasze istnienia, nasze myśli, oddechy, bicia serca wypełniają go niesione przez nieograniczony powiew czasu. Wypełniają przestrzeń ludzkości.
Można się pogubić.. Czasem można stracić z oczu cel, zwłaszcza gdy mgła pozornych uczuć, oraz cząsteczek egoizmu zlepionych z egocentryzmem i obojętnością znacznie ogranicza widoczność.
I kiedy pędzimy tym naszym bolidem istnienia, twardo wciskając gaz do dechy, stawiając opór wiatrowi wdzierajacemu się w nasze wnętrze, zostawiamy w tyle kolejne klatki wspomnień oraz pył minionych wydarzeń; kiedy przedzieramy się przez gęstniejącą mgłę rozcinając ją ostrzem prędkości życia, w którym dominuje ilość a nie jakość, mieć zamiast być, łatwo gubimy drogę.
W takiej sytuacji nagła kraksa zdaje się punktem zwrotnym. Bo czasem trzeba mocno upaść, aby powstać i zacząć żyć inaczej. Potrzeba dotknąć dna, aby odbić się od niego i wystrzelić w górę ku światłu.
W takich sytuacjach życiowej niemocy, smutku rozbijającego na kawałki, bezdennego cierpienia uczymy się cierpliwości i pokory, przypominamy sobie co jest w życiu najważniejsze, bezcenne i ponadczasowe. W takich momentach dostrzegamy pasażera, którego wydawało się, że wykopaliśmy z naszego wehikułu setki kilometrów wcześniej. Kogoś, kto sam niejednokrotnie kładł palec na przycisku odpalającym katapultę, a kto mimo wszystko, wciąż kurczowo zaciska palce na fotelu i patrzy w tę samą stronę, modląc się byśmy nie wypadli z drogi. Zostaje, aby wyciągnąć nas z naszego wraku, otrzeć łzy, pomóc wstać i wtulając nas w siebie pomóc nam iść dalej, aby uniknąć ostatecznej eksplozji.
Życie to nieustanna droga, to czas działający w przyspieszeniu, to upadki i powstania. Życie jest tylko jedno. Warto więc czasem przesiąść się z formuły 1 na rower, albo włożyć wygodne buty trekingowe i przemierzyć drogę własnego istnienia na piechotę, pochłaniając każdą drobinkę otaczającej nas rzeczywistości, wchłaniając nieopisaną mieszankę aromatów świata, wsłuchując się w tętno życia..
Warto wziąć za rękę swojego pasażera i przemierzać własny świat, jak egzotyczny kraj. Jakbyśmy nie doświadczyli tego wszystkiego, co zostało za nami.
Zostaw wrak swojego wehikułu, gruzy zmytej przez falę ciemności budowli, popękane mury życiowej twierdzy. Spójrz w oczy, tego, który kroczy obok, jakby uczył się Twojego tempa przez całe życie, zobacz światło świata i kochaj. Bo miłość to jedyne o co warto walczyć zawsze.
Zostawiam Wam kilka zdjęć z pierwszego mojego spaceru po niemal dwóch tygodniach przykucia do łóżka i z następnych dni. Lublin przytulony jest już do jesieni, chociaż ostatnimi dniami pokazuje, że wciąż mocno wplata palce w dłoń lata, z którym trudno mu się rozstać.
I oczywiście utwór. Mój czas ostatnio to bombardowanie skrajnymi emocjami, jakby ktoś sprawdzał, ile wytrzymam. Jakbym była poddawana kolejnym fazom hartowania: światło, mrok, spokój, wojna, radość, smutek, obecność i samotność, ta raniąca serce, pełnia i pustka..
Jedyne co mam to złudzenia.. I własny klucz do serca, którego jeszcze nikt nie podrobił.
Oby Wasze pragnienia były respektowane i szanowane, a serca pełne miłości i spokoju.
Adieu!