Jest jakby coraz mniej ciebie
We mnie
Dni mijają spokojnie
Milcząco i niepozornie
Noce jedno mrugnięcie powiek
Setki migających wspomnień
Gdzieś tam na horyzoncie
Zabłąkanych myśli
Majaczy ostatni gorący promień
Pamięć czułości
Twoje silne dłonie
Koncert na delikatnie rezonującej skórze
Sonata przeszłości
I jeszcze jakby czuję
Wilgotność warg wtulonych
W ramiona ust moich
Splecione korzenie języków
Gdy mnie bezwstydnie smakujesz
I ciało tak blisko ciała
Niczego nie ryzykujesz
Dziś echo upadłych obietnic
Jak furkot żurawi uciekających od zimna
Które skuwa świat
I twoje serce
Brzmi znajomym głosem
Otchłanią
Upadkiem
I końcem
Dziś jestem jeszcze trochę smutna
Bo pamiętam
Ale wiem już jak oddychać
Kiedy lód pode mną pęka
Gdy zapadam się pod ziemię
Już nie czekam
I zapomnę
Przetrwam zimę
Będę mądra twoją pustką
Dobrych wspomnień
Nie utonę