Jesteś popieprzona.
Wszystko zdawało się rozbrzmiewać echem niedawno wypowiedzianych słów. Odbijały się od ścian i mebli jej mieszkania, jakby szukały drogi do serca. Tyle, że tam już dawno dotarły. Wniknęły ostrzem głęboko w tkankę uderzając w tę część, o której myślała, że właśnie zaczyna odżywać.
Chmury zgęstniały przywdziewając niebo w groźny granat. Kolejne warstwy kłębiły się niebezpiecznie napędzane coraz silniejszym wiatrem. Wiał z zachodu z siłą huraganu, ciągnął drzewa za wiosenny meszek rozwijających się pąków, podrywał kawałki ziemi, targał z wściekłością porzuconymi przez ignorantów środowiskowych śmieciami rzucają nimi w przestrzeń. Zupełnie, jakby ktoś malował furiastyczny obraz jej wnętrza. Klara wpatrywała się w swoje odbicie w szybie. Poprzecinane kroplami deszczu jak krwią, którą zdawała się broczyć jej dusza. Była samotna już od dawna, ale dziś to uczucie napawało ją ogromnym smutkiem i wcale jej się to nie podobało.
Potrzebowała tego czegoś, co przychodziło do niej wraz ze słodkim aromatem wody kolońskiej i zapachem skóry Konrada. Tej elektryzującej siły, która reanimowała jej duszę. Jego momentami nahalnej, a jednocześnie niepewnej obecności w jej zamkniętym świecie. Czy kiedykolwiek miała szansę podobać się takiemu mężczyźnie?
Odbicie w szybie zniekształciło się przybierając kształt mrocznego monstrum, a następnie spłynęło wraz z kroplami brudnej wody. Była brzydka. Wbrew temu, co o niej mówiono Klara wiedziała, że jest odpychająca. Bo jak może być pięknym ktoś, kto dał się poniżyć i obnażyć z wszystkiego, co wartościowe? Nie ma odrobiny uroku w dogrywaniu na podłodze domu, który miał być miejscem narodzin świetlanej przyszłości. Czy można zachować odrobinę czaru, gdy przez miesiące stroniło się od ludzi, brodząc po pas w bagnie samotności, upokorzenia i wstydu, że dało się tak odsłonić i zniszczyć?
Chociaż blizny na skórze już wyblakły i ukryte pod ubraniem nie świeciły ludziom w oczy, te wewnątrz niemal krzyczały o tym, kim jest naprawdę ich właścicielka. Niezdolną do miłości figurą wyrzeźbioną w gładkim surowym marmurze. Zimną i twardą.
Tak, była popieprzona i to zdrowo, ale nawet jeśli tak myślał, czy musiał to mówić na głos? Niszcząc jej absurdalną nadzieję, że ktoś w końcu zobaczył w niej coś więcej niż ładną buzię i zgrabne nogi? Nawet jeśli była popieprzona, czy akurat on musiał jej to wypominać?
A przecież wiedziała, tak, jak była pewna, że ostry wiatr w końcu ucichnie pozwalając słońcu wyjrzeć zza chmur, że ktoś taki nie może jej… Jezu czy ona naprawdę o tym myślała? To było zbyt trudne, zbyt nieoczywiste i pokręcone, aby mogło zaistnieć w tym świecie. Bo może to nie ona była popieprzona, a świat w którym przyszło jej żyć..
Tak czy inaczej musiała pogodzić się ze swoją wewnętrzna samotnością, w którą nikt nie odważy się wejść. W nieprzeniknionej ciemności kryją się zbyt potężne demony, warczące ostrzegawczo, gdy tylko ktoś za bardzo się zbliża. Potwory kryjące wejścia do wnętrza, do głębokiej prawdy o niej samej, obwarowanej jak najlepsza fortyfikacja wojenna. Gdyby ktoś się przez nią przebił zobaczyłby tyle światła i ciemności jednocześnie, że mógłby dać się pochłonąć i zakochać albo zginąć w fali wstrętu i odrazy.
Wszystko wskazywało na to, że do bram jej piekła, zwabiony wspaniałością bogatego otoczenia i błyszczącej elewacji, znowu załomotał ten drugi rodzaj rycerza.
Chrzanić to!