Konrad nie tylko czekał na Klarę, oparty o swój samochód, jakby pozował do zdjęcia, ale wyglądał przy tym niczym model, z tym swoim artystycznym nieładem na głowie, eleganckim wyglądem i okularami przeciwsłonecznymi na nosie. Przełknęła ślinę, pewnie maszerując na pięciocentymetrowych obcasach, które jako jedyne pasowały do czarnej midi z syfonową spódnicą i koronkową górą. Nie widział jej, odwrócony profilem, nieco zamyślony, ale chociaż zwolniła, jak najciszej stawiając stopy, jakimś cudem ją wyczuł. Odwrócił się z uśmiechem ustach, tym, przeznaczonym tylko dla niej, sprawiającym, że wewnątrz niej coś wybuchało.
-Dzień dobry Klaro.
Czy on właśnie przyłożył jej zimną dłoń do swoich gorących warg? Cholera! Co to za stara obyczajowość!
-Wyglądasz zjawiskowo.
Dziękowała samej sobie, że poświęciła chwilę na makijaż, który teraz ukrywał płonące policzki.
-Luźna kolacja? – zrobiła ręką gest, jakby go komuś prezentowała.
-I kto to mówi? Tak chodzisz do McDonalda?
-Oczywiście. Siadam w pierwszym rzędzie jedząc WieśMaka?
-Wieś co? – Śmiał się, a ona mogłaby słuchać tej dźwięcznej melodii cały wieczór. – Jesteś niemożliwa.
Wzruszyła ramionami.
-Uwielbiam cię za to.
Odwróciła twarz, nagle zainteresowana wjeżdżającymi na parking supermarketu klientami, którzy przybywali, aby zapakować po brzegi wielkie wózki. Zwykle kupowali tu przedsiębiorcy, hurtowo, i potrzebowali do tego karty klienta.
-Nie uciekaj ode mnie.
Zadrżała i spięła się, kiedy niezauważalnie podszedł blisko atakując ją swym zapachem i elektryzowaniem, w jakie od razu wpadły orbity ich ciał. Męska dłoń delikatnie chwyciła ją pod brodę i przyciągnęła do siebie. Miała przed sobą idealny wykrój ust i zapragnęła ich spróbować. Cholera! Podniosła głowę, aby spojrzeć mu w oczy, ale wciąż miał na nosie czarne szkła. Poczuła się niepewna, zagrożona, miała ochotę stamtąd uciec. Teraz. Już. Co ona sobie myślała? Po co tu w ogóle przyszła?
-Spokojnie Klaro – zrobił krok do tyłu zdejmując okulary, ale nie zabrał dłoni, którą gładził jej rozpalony policzek. – Co takiego cię spotkało?
Automatycznie dotknęła blizny na karku ukrytej pod rozpuszczonymi włosami. Nie odpowiedziała próbując opanować atak paniki. Jak do tego doszło? Jeszcze niedawno bała się wyjść z domu, na dotyk mężczyzny, nawet przypadkowy reagowała niemym krzykiem i ucieczką, a teraz pozwalała obcemu facetowi, który możliwe, że chciał ją zabić, w najlepszym wypadku porwać, podchodzić tak blisko.
-To był zły pomysł – wymamrotała ze spuszczoną głową z zamiarem powrotu do bezpiecznej przystani.– Powinnam wracać do domu.
-Powinnaś coś zjeść i trochę się zrelaksować. Jesteś napięta, jak przestrojona struna w gitarze. Długo tak nie wytrzymasz. Chodź.
Wskazał otwarte drzwi od strony pasażera, przy których wcześniej oczekiwał jej przyjścia. Spojrzała w miodowe źrenice i nieco się uspokoiła. No dobrze, to tylko kolacja. Wiedziała, jak absurdalnie to brzmi, ale zanim zdążyła skończyć wewnetrzny dialog Konrad nachylił się do samochodu i wyciągnął z niego wspaniały bukiet kwiatów, ponownie uśmiechając się w ten swój czarujący sposób.
-Gdy na nie spojrzałem pomyślałem o tobie. Symbolizują charyzmę, tradycyjne wartości i ciepłą osobowość – znowu stał tak blisko, że dzieliły ich tylko kwiaty, ale szybko się zreflektował robiąc pół kroku w tył. – Biały to niewinność, czystość i głęboka duchowość. Fioletowe uznawane są za symbol piękna, szlachetności oraz królewskości, a różowe hmmm – idealna twarz przybrała łobuzerski wyraz – romans i miłość. Podobno eustomy powinno się dawać wyjątkowym osobom. A zatem proszę.
Kwiaty były przepiękne, idealnie dobrane. Kolorowe płatki komponowały się ze sobą tworząc przepiękną, delikatną całość. Bardzo lubiła eustomy, chociaż nie pachniały. Wyglądały jak połączenie maku, goździka i róży. Uwielbiała ich delikatność, pod którą kryła się niezwykła trwałość. Nie więdły tak szybko jak róże, nie traciły płatków pod dotknięciem, jak maki. Kochała te kwiaty, ale przecież nie mógł tego wiedzieć.
Przyjęła je z mieszanką radości oraz lęku i podziękowała cicho, pozwalając, aby zawiózł ją gdzieś, gdzie wcale nie było ludzi.