Ja w twoich ramionach nieistotny dysonans
Deszcz szczęścia strzał nad przepaścią…
Pewnego dnia chciałbym żyć, robiąc coś dobrego, a nie tylko unikać robienia tego, co złe.
Mam taką tendencję do nasycania czasu. Na pewno o tym wspominałam. Chcę wykorzystać każdą minutę do cna, wyssać z niej wszystkie soki, poczuć, przeżyć i zrobić jak najwięcej. Jedną z moich życiowych dewiz jest: odpocznę po śmierci (mam kilka bardziej światłych:)). Czasem kończy się to jakimś przeciążeniem, ale przede wszystkim tym, że momentami (no dobra macie mnie! częściej niż momentami) wykonuję czynności, które należą do innych. Dopóki ja decyduję, że je zrobię, bo mam trochę czasu (w moich ustach brzmi to jak żart:P) to jest w porządku. Ale gdyby ktoś próbował mi narzucić własne obowiązki walczyłabym jak lwica. A zatem uwielbiam działać, być w ruchu, czuć, trwać, żyć..
Ad rem: to nie musi być całkowicie złe. To nienasycenie, głód czasu, próba chwycenia w duszę, jak najwięcej życiowych momentów. Trzeba tylko umiejętnie manewrować tą potężną bronią. I tak na przykład po raz drugi w przeciągu miesiąca jestem w pobliskim mieście w celach medycznych. Z jednego takiego wypadu, który skończył się kiepsko i miałam ochotę wsiąść w samochód od razu i wracać do domu, wróciłam, ale dopiero po kilku godzinach od wyjścia ze szpitala. Zrobiłam z tego post polecający spacer nad Zalewem Czapielówka – tutaj.
Dzisiaj z kolei wyszłam od Pani Alinki ze szpitala w Suwałkach nieco bardziej spokojniejsza, chociaż z wiadomością, że za miesiąc musimy się spotkać ponownie, a miał to być ostatni raz. Zasiała we mnie trochę niepokoju, więc zamiast do domu, zabrałam swojego małego Pazurka na spacer po Bulwarach. Od dawna chciałam je zobaczyć, a Suwałki, chociaż nigdy wzbudzały we mnie szczególnie ciepłych uczuć, latem są naprawdę ładne. Bulwary nad Czarną Hańczą, jak dla mnie to strzał w dziesiątkę. Miejsce na piknik z rodziną, ławki, mnóstwo zieleni, drogi rowerowe, wspaniałe podejście do rzeki, w której pływa mnóstwo kaczek… Tak notabene nie uważacie, że przy każdej z takich rzek, sadzawek, jezior, powinny stać automaty z ptasim żarełkiem? Dzieciaki uwielbiają dokarmiać takie pływające istoty (moje dzisiaj rzucało im bułkę – wiem, że jest niezdrowa i niebezpieczna dla ptaków, dlatego wspominam o karmie).
Wyobraźcie sobie, że to przytulne miejsce, jeszcze kilka lat temu, porastały chaszcze i krzaki, a budynek miejskiej łaźni zbudowany w latach trzydziestych ubiegłego wieku, od lat siedemdziesiątych popadał w ruinę. Zapomniane miejsce w samym centrum miasta! Dziś pośrodku bulwarów stoi niemal całkowicie nowy budynek, w którym pozostawiono jedynie trzy zabytkowe ściany zewnętrzne, a w którym mieści się m.in. Galeria Sztuki Stara Łaźnia (tym razem tam nie zaszłam, ale postaram się to naprawić, może za miesiąc), wypożyczalnia sprzętu sportowego oraz punkt gastronomiczny.
Spędziłam tam ze swoją latoroślą ponad godzinę, wypiłam mrożoną kawę, nakarmiłam dziecko, a ono kaczki:), pobiegałyśmy, poganiałyśmy się, połowę drogi zaszczyciło mnie swoim ciężarem na ramionach, a później popłynęłyśmy ekspresówką w drogę powrotną.
W sobotę zaś rzuciłam wszystko (prawie), ale tym razem mogłam, bo większość zrobiłam w tygodniu albo z samego rana, a i miałam małą pomoc, i pojechałam z rodziną nad jezioro. Byliście kiedyś w Porcie Krzyże za Rucianą Nidą? Ja byłam kilka razy. Mam z tym miejscem mnóstwo wspomnień, jako że z ówczesnym chłopakiem, a później narzeczonym pierwszy raz tu żeglowałam, miałam w ręku ster, ściągałam foka i robiłam zwrot przez sztag. Pierwszy raz spędzałam noc w koi dziobowej, zakotwiczona na dziko, wsłuchując się w szum jeziora i taniec wiatru między trzcinami. Leżąc na pokładzie w środku nocy wpatrywałam się w rozgwieżdżone niebo, kołysana w rytm odbijających się o burty fal i czułam, że nie chcę, aby życie przestało trwać. Chcę, aby było tak piękne, spokojne i pełne burzliwego istnienia, jak w tamte noce. Na tej żaglowce spędziłam tzw. podróż poślubną. W sobotę smakowałam łódki z teściem (nie pytajcie;)), a moje dzieci chlapały się w wodzie ze swoim kuzynostwem. Bardzo lubię tamtejsze zejście na plażę: piasek jest ciepły, miły, uspokajający. Ostatnio wymieniono pomost oraz wybudowano wieżyczkę widokową. Miejsce świetne na rodzinny wypad, jeśli lubi się biwakować w otoczeniu innych. Drewniane domki, pole kempingowe, miejsce na ognisko, plac zabaw i mały bar. Jest wszystko. Polecam z czystym sercem. Ale uważajcie: maksymalna głębokość jeziora wynosi ponad 27 m i to tam w 2007 r. Biały szkwał wywrócił 60 jednostek pływających, a 15 zatopił. Z wody wyłowiono 80 osób, w tym 3 martwe! Bądźcie ostrożni.
Ad extremum: uwielbiam nie marnować czasu. Wiecie, ja się nigdy nie opalam, bo leżenie plackiem na słońcu mnie irytuje, ale gdy mogę poczytać książkę, coś napisać albo pospacerować na bosaka piaszczystą plażą, to już jest to akceptowalne przez mój układ sercowo-nerwowy😉 Czasem ten wewnętrzy pęd za schwyceniem czasu można przekierować na coś innego, a trudną sytuację uciszyć nieco czymś pozytywnym. Ja wiem, że Wy o tym wiecie, ja również o tym wiem, ale od czasu do czasu dobrze powiedzieć to na głos. Tak dla pewności;)
Zostawiam Wam zdjęcia z obu miejsc oraz utwór (nie jest jakiś mocno ambitny, ale tekst motywuje, dodaje sił i przynosi pocieszenie) i mnóstwo słońca. Pamiętajcie, że każdy upada, każdy ma trudne chwile, każdy z nas czuje się do niczego, jakby świat został wyssany z sensu, a życie pędziło ku końcowi. Najważniejsze, żeby się trzymać, nie dać ściągnąć się w dół, a potem mozolnie wspiąć się w górę, powstać i toczyć bój o nowe jutro. O sens. O życie. O miłość. Znacie to? Ja znam, aż za dobrze… Wieczór spędziłam na spacerze między ogródkami działkowymi, siedząc na łące, na beli siana próbując poradzić sobie z niektórymi sprawami. Na odludziu. W samotności. Z myślami i sarenką, która przez moment patrzyła na mnie, jakby mi współczuła. Życie to walka, ale trwa zbyt krótko, żeby się poddać na starcie. Stawka jest warta przezwyciężania własnych słabości, urazów, niepowodzeń, złamanych serc i palców, zdartych butów i głosu, zabrudzonych dusz i upadłych relacji.
Obyście w to lato zobaczyli, jak najwięcej pięknych i ciekawych miejsc, a jeśli będziecie w Suwałkach, wyskoczcie na kawę nad Czarną Hańczę najpiękniejszą rzekę Suwalszczyzny, ba podobno nawet całego Podlasia! Jakbyście zaś szukali noclegu port Krzyże poleca się ze wszystkim co ma, a ma wiele do zaoferowania.
Póki co zamykam. Odezwę się. Samych dobroci i mnóstwa miłości, bo miłość czyści brudy i zabliźnia rany. I w ogóle to fajna sprawa;)
Adieu!