Nagle wszystko zamiera, powietrze staje w bezruchu ciężkie i gęste, ptaki szamoczą się w swym śpiewie zawisając w locie, jakby brak wiatru unieruchamiał im skrzydła. Złowrogi cień okrywa świat. Nie można przegapić tego momentu, gdy nadchodzi burza.
Czasem po prostu nie da się utrzymać nadciągającej nawałnicy siłą własnych ramion, choćby najsilniejszych. Choćby napierało się masą stężałych w wysiłku mięśni całego ciała. Ten mur czasami nie jest wystarczająco mocny.
Próbujesz się przeciwstawić, ale walka wydaje się być z góry ustawiona i to na twoją niekorzyść.
Czasem po prostu się nie da…
Trzeba ustąpić pozwalając pochłonąć się burzy. Dać się ciasno otulić ciemności, przeniknąć do szpiku kości chłodowi, ponieść się fali.
Zdarza się, że mimo usilnych starań skupiania się na tych maleńkich iskierkach nadziei, na jasnej stronie rzeczywistości, mimo ściągania, przetwarzania, namnażania i oddawania pozytywnej energii świat w zamian chce czegoś więcej. Zachłannie wgryza się w miękkie tkanki serca, jakby chciał wyssać z niego wszystkie soki życia, całe pulsujące dobro.
Trzeba wtedy zamknąć oczy, rozluźnić mięśnie i stać się ścieżką, przez którą przepłynie zła energia. Ze świadomością, że niczym fala tsunami wyrwie po drodze wszystko, co tylko zdoła, wypłuka piękno zostawiając na istnieniu brudny nalot i śmierdzące błoto.
Bywa, że nieświadomie stajesz w nieodpowiednim miejscu i czasie, żeby zwalczyć atakujące zło. Za późno już na ucieczkę czy uskok w bok, bo oko cyklonu jest dokładnie w tobie.
Trzeba przeczekać.
Trzeba się poddać.
Trzeba upaść.
A potem, kiedy wokół zapanuje cisza tak głęboka, że nie słychać w niej nawet drgnienia wiatru czy szelestu twego własnego oddechu… Kiedy pustka zdaje się być tak mroczna i rozległa, że nie widać jej końca, nie ma niczego czym można ją wypełnić… Kiedy twój mały mikroświat jest totalnie zniszczony, jakby właśnie wybuchł w nim nuklearny pocisk… I kiedy nie ma już nic… musisz wstać! Otrzepać z siebie brud, zetrzeć krew i łzy, poprawić zmierzwione włosy, a dziury w ubraniu uznać za najnowszy krzyk mody. Musisz podnieść głowę nad swoim upokorzeniem i ruszyć przed siebie. W poszukiwaniu życia.