wilczyca wilczyca
lis
01
2022

Ile jeszcze we mnie wiary, ile jeszcze we mnie samej sił by dalej żyć w taki czas

Samotne drzewo jesienią, w porannej mgle.

Nie chcę umierać za krótko byłam kochana

Tak trudno jest być dobrym dla świata, który przez całe życie darzył nas wyłącznie nienawiścią.
Tak trudno jest widzieć dobro w świecie, który zawsze budził w nas strach.

Witajcie

Zaginęłam. Utonęłam w kolorach opadłych liści. Skoczyłam w ciemność i brodzę w niej niczym pod grubą taflą lodu obłąkańczo szukając smugi światła, która byłaby nadzieją na ratunek. Sunę po przestrzeni dźwięku szarpiąc ciszą strunę istnienia i jestem.

Trochę nieprzytomna, nieco przytłoczona nadmiarem wszystkiego. Napęczniała zbierającą się w kącikach serca wilgocią, wypełniona wieczorną mgłą i zziębnięta porannym przymrozkiem, ale jestem.

Byłam dzisiaj w lesie. W sumie nie ma w tym nic dziwnego, w końcu my wilki lubimy leśne wędrówki. Tyle, że byłam tam po 6:00 rano. Rozpoczynamy listopad, to tylko dwa miesiące do końca kolejnego roku, półtora do końca kolejnej pory roku, kilka dni do ogołocenia świata z kolorów i pełnej życia roślinności, a kto wie może za chwilę wszystko przysypie śnieg. ..

Las był wyjątkowo cichy, jakby szeptał milczeniem dusz, które dziś wspominamy wyjątkowo mocno (zajrzyjcie tutaj). Czasem wydaje mi się, że właśnie w lesie, nie na cmentarzu jest najwięcej dusz. Bo kto chciałby zostawać w otoczeniu marmurowych nagrobków, gdy można bawić się z leśnym echem? Mam wrażenie, że po śmierci wszyscy spotkamy się w podobnym miejscu: las, kwieciste łąki, jezioro, ocean, góry.. Natura jest taką czystą, spokojną i bezpieczną przestrzenią, a ostatnimi czasy myślę sobie, że jest bardziej ludzka od człowieka..

Przychodzę do Was zatem ze środka lasu. Cisza poranka spowija mnie mlecznobiałą mgłą. Nic nie widzę, niewiele słyszę, a jednak czuję się tu bezpieczniej niż w swoim własnym wnętrzu. Marzną mi łapki, kropelki mgły osadzają się na włosach i ubraniu, niczym łzy, których tak wiele ostatnio w mojej samotności. Jestem tu całkowicie sama.. No może nie całkowicie, bo właśnie jakiś biegający wariat przerwał moje rozmyślania (dawno nie biegałam i z racji problemów zdrowotnych chyba wrócę do tego sportu najwcześniej wiosną..). Jestem tu sama, spowita półmrokiem i niepewnością, ale nie jest mi z tym nieswojo. Bynajmniej. Dziś czuję się w tej szarości niemal jak w domu.

Bo muszę przyznać, że jestem w naprawdę ciemnym momencie życia, chociaż zdarzały się noce bardziej nieprzeniknione i puste. W obecnej sytuacji szarość, jako mieszanka czerni i bieli, wydaje się więc całkiem znośna..

Kroczę w otaczającej mnie leśnej pustce myśląc o tym, jak kruche jest nasze życie. Każda śmierć jakoś mnie dotyka, bo wiem, że wiąże się z czyimś cierpieniem (jest to jedno z doświadczeń, których wolałabym uniknąć). Z nieopisaną tęsknotą.

Nikt mnie nie przekona, że tęsknota jest dobra. Ja wiem, że można tęsknić za miłością swojego życia, a potem spotkać się i odczuwać wszystkie emocje intensywniej, ale zdecydowanie wolę nie doświadczać tęsknoty. Śmierć natomiast zawsze się z nią wiąże. Z wiecznym odczuwaniem braku, świadomością, że do końca naszego życia nikt, ani nic nie zapełni tej pustki. To niesamowicie trudne.

Życie jest kruche, niepewne i zbyt krótkie, aby zrealizować wszystkie plany i marzenia. Tymczasem otwarcie je marnotrawimy. Gdybyśmy tak częściej siadali sobie na spokojnie i zastanawiali się nad sensem życia, nad tym, co tak naprawdę jest dla nas istotne, ważne.. Czy wtedy nie byłoby tak, że większość rzeczy, na które marnujemy siły, czas, zdrowie i nerwy okazałaby się zbędna? Zbyt często, to co naprawdę cenne odkładamy na później. Chowamy do skrzyneczki ze skarbami, aby nikt nam tego nie ukradł, aż w końcu zapominamy, że tam jest.

Chodzi o to, że zbyt szybko pędzimy. Ja też biegnę, cholera zapieprzam, jak szalona, próbując nadążyć za światem, wywalczyć trochę więcej z uciekającego czasu. Ale zdarzają się chwilę, jak te ostatnie dni, gdy nie mogę się wykaraskać ze studni, w którą runęłam ciałem, jak samobójczyni z wieżowca. Jest mi w niej okrutnie zimno, smutno i samotnie. Szamoczę się, zdzieram paznokcie w bezsensownej wspinaczce, obijam tyłek spadając, a w końcu godzę się z tym, że muszę tu spędzić kilka dni, całkowicie sama. I myślę, więcej niż zwykle – tak to możliwe (stety i niestety bo moje myśli czasem są zgubą mojego serca), że nieźli z nas marnotrawcy i że również ja w tym pędzie pogubiłam kilka osobistych spraw. Nie ma wyjścia trzeba się ogarnąć. Dobrze, jeśli jest ktoś obok, kto otoczy nas troską i wsparciem, ale często pozostajemy z tym sami..

Zatem przychodzę do was w pierwszy dzień listopada, który na Mazurach jest naprawdę jesienny, smutny i samotny, zupełnie jak moje serce, z jednym głównym przesłaniem. Kochajmy, korzystajmy i bądźmy dla siebie dobrzy!

Nauczymy dzieci dobra i szacunku do drugiego człowieka. Dzięki temu nasz świat będzie lepszy. Bo jeżeli my będziemy starać się przeżywać życie jak najlepiej, w pełni i z miłością, wtedy ta miłość wydostanie się przez okna i kominy naszych domów, przez szczeliny naszych serc i będzie rozprzestrzeniać się na świat.

Tęsknimy dzisiaj za tymi, których kochaliśmy, a którzy odeszli. Kochajmy tych, którzy kroczą obok nas.

Wspominamy dzisiaj piękne chwile, pełne uśmiechy, mądre słowa… Budujmy dobre i pełne miłości oraz wzajemnego szacunku wspomnienia z tymi, z którymi żyjemy obecnie.

Żałujemy straconego bezpowrotnie czasu, braku wybaczenia, kłótni, spięć, krzywdzących słów. Łapmy chwile, rozdawajmy uśmiechy, wybaczajmy i karmy się dobrymi słowami każdego wspólnego dnia.

Cierpimy, bo śmierć zabrała nam cząstkę nas samych, wciągnęła pod ziemię skrawki naszych serc. Nie pozwólmy, aby ktoś cierpiał przez nas. Nie wyścielajmy drogi naszego istnienia trupami.

Wzbudzamy w sobie nadzieję, że jest gdzieś miejsce, w którym wszyscy się kiedyś spotkamy, a nasze wybrakowane serca znowu złożą się w całość. Dawajmy nadzieję innym!

Życzę wam dużo dobra i mnóstwa siły, żeby to dobro dawać z siebie. Myślcie o mnie ciepło, bo otoczyło mnie przeraźliwe zimmo i w tym naszym świecie czuję się ostatnio osamotniona, i nieco wątpiąca w sens, w dobro, w miłość, w świat… Może Wasze ciepłe myśli i dobre słowa rozwieją krążącą wokół mnie smolistą mgłę, pomogą mi wydostać się z głębokiej studni na powierzchnię.

Oczywiście zostawiam Wam kilka pięknych zdjęć Mazur i utwór idealnie wpasowujący się w listopad..

Uciekam z tą swoją jesienną melancholią. Bądźcie szczęśliwi i dbajcie o siebie!

Adieu!