Zwykły dzień, w którym gasną wszelkie spory
Daj nam wiarę, że to ma sens
Że nie trzeba żałować przyjaciół
Że gdziekolwiek są, dobrze im jest
Ho, ho, ho
Jak tam? Brzuszki już napełnione? Paski w spodniach przesunięte o oczko do przodu? Nerwy poluzowane? Kawka, relaks i Kevin sam w domu? Czy może wspólne kolędowanie, rozmowy, a potem nocny spacer na Pasterkę?
Nie wiem jak u Was, ale na Mazurach w końcu, po wielu latach oczekiwania mamy białe święta. I owszem mogło być tego śniegu więcej, ale po co marudzić? Co więcej w mojej ptasiej restauracji co dzień przybywa gości. Sikoreczki, stado wróbelków (tak tak skusiłam je smakołykami pierwszej klasy), a nawet Sójka-zbójka. A przecież nie stoję tam cały czas!
Gdyby tylko serce, chociaż ten jeden raz w roku mogło stać się znowu młodsze. Radość byłaby intensywniejsza, czekanie na Wigilię niecierpliwsze, a same święta bardziej magiczne. To moja największa tęsknota świąteczna: tęsknota za pełnym składem przy stole, za wiarą, że w każdej chwili może wejść ktoś, kto zajmie puste miejsce przy stole i za magią, która zdawała się iskrzyć wokół, sycąc powietrze zapachami przyprawy korzennej, orzechów i mandarynek. Magią, która drgała melodią wyśpiewywanych kolęd, głębokim przepraszam i szczerym, radosnym Wesołych Świąt! Chrupot mrozu pod małymi stopami zapadającymi się w zaspach śnieżnych, w drodze do kościoła i czas który zdawał się rozciągać, a nie kurczyć.. Mój Boże dorosłość jest czasem totalnie do bani.
Kilka lat temu (błagam nie pytajcie ile) pewna kobieta, zamiast siadać do Wigilii rodziła swoje dziecko. Nie wiem czy w perspektywie czasu okazałam się wielkim oczekiwanym prezentem mającym zmienić rzeczywistość na lepszą czy wręcz odwrotnie.
Muszę przyznać, że nie przepadam za urodzinami, jak na kobietę, która przekroczyła 30stke przystało, ale lubię tę wyjątkowość Wigilii wynikającą z faktu moich urodzin i imienin. Zanim wskoczę w wir ostatnich przygotowań siadam przy porannej kawie i czytam spływające w moją stronę często już od północy życzenia, które umilają mi cały dzień. Uwielbiam to. Żaden prezent nie jest w stanie wprawić mnie w tak dobry nastrój, jak słane przez przyjaciół smsy, wiadomości, telefony. Uśmiechy, miłe słowa, ciepłe myśli.. Poczucie wyjątkowości, poczucie, że żyję dobrze na tyle, aby komuś na mnie zależało. Aby szykując się do wieczerzy z rodziną ktoś chciał przystanąć i dać mi znać o swojej do mnie miłości! Wielka rzecz! Jeden z dowodów na to, komu naprawdę na mnie zależy.
Szczerze uwielbiam tę wigilijną, poranną kawę z pocałunkami Waszych serc oraz świąteczną chwilę, gdy siadam, aby wystrzelić do Was promieniami wdzięczności mojego poharatanego ptaszyska. Dzięki Wam ten dzień jest naprawdę piękny, mimo przytłaczającej nieraz dorosłości i tęsknoty za bliskimi oraz za dziecięcym poczuciem magii.
Dałabym wiele, aby móc nieco zwolnić czas. Przywiązać go i rozciągnąć na moment od serca do serca, aby płynąca nim miłość i dobroć trwały dłużej.. Co roku próbuję oszukać czas wstając bardzo wcześnie i kładąc się późno spać, dlatego piszę ten post wpatrzona w intensywne światło księżyca grające cieniami po delikatnej strukturze zalegającego wokół śniegu.
Pod koniec zawsze jestem zmęczona fizycznie (Och fizycznie to od dawna jadę na oparach, ale całkiem dobrze mi to idzie) i duchowo. Moja dusza jest pełna szczęścia, a jednocześnie tej tęsknoty.. Sentyment. Ten gość zawsze sprawiał, że obok radości równie żywo pulsuje w moich żyłach pewien rodzaj smutku, braku, ziejącej pustki, która nigdy nie zostanie zaspokojona.
Ale Boże Narodzenie to czas radości, więc na chwilę zostawiam wszelkie smutki. No i od zawsze mam w ten dzień, co najmniej kilku gości. Dzisiaj najpierw sama pojechałam z wizytą, później przyjęliśmy dwie tury świątecznych wędrowców. Ciekawe rozmowy, śmiechy, żarty z podtekstami (uwielbiam dwuznaczne żarty z mężczyznami) i komplementy (zbieram je na zapas, starczy tak myślę, do końca roku :D).
Moje serce jest pełne miłości, moja dusza nasycona obecnością, głowa nieco obolała, organizm zmęczony, a samotna część natury woła o spokojny spacer. Poczeka.
No dobrze czas na życzenia. Miały być wczoraj, ale kiepsko mi idzie to rozciąganie czasu. Serio, nawet jeszcze dobrze nie usiadłam i się nie najadłam. Ciągle w locie. Ale obiecałam, więc będą życzenia. Robię wszystko, aby dotrzymać danego słowa i cenię sobie ludzi, którzy czynią podobnie. Czasem lepiej powiedzieć mniej lub w ogóle, niż rzucić słowem na wiatr, albo strzelić nim w twarz czy też dołożyć kilka kamieni do już i tak ciężkiego serca. Nie róbcie tego proszę.
Kochani!
Życzę Wam żywej, szczerej miłości, która wskrzesi to, co umarłe, doda barw szarości codzienności i pokaże o co i o kogo warto walczyć. Siły do pokonywania trudności, wiary w dobro drugiego człowieka, takiej która góry przenosi i zmienia mikroświat oraz nadziei, że to co wydaje się stracone jeszcze odżyje. Bądźcie zdrowi w tych chorych czasach, samodzielni i myślący, w otoczeniu próbującym nas zarzucić informacjami i zmanipulować jedynymi pseudoprawdami.
Niech to Boże Narodzenie odrodzi w Was to, co zapomniane, ożywi serca i wydobędzie z nich dziecięcą wiarę w cuda, zdolność kochania za samą obecność i radowania się z najmniejszych prezentów od losu. Spędźcie ten czas z tymi, których kochacie, wspominając dobrze tych, których z Wami nie ma i przebaczając tym, którzy odeszli w najtrudniejszych momentach Waszego życia.
Kochajcie i bądźcie kochani. Kochajcie również mnie cały rok, tak jak, w ten urodzinowy dzień. Potrafię się odwdzięczyć:) Dziękuję, że jesteście. Dziękuję za to, że moja obecność w Waszym życiu jest tak ważna, o czym po raz kolejny mi przypomnieliście na różne sposoby. To daje duże poczucie sensu i słuszności niektórych wyborów.
Przesyłam kilka zdjęć z moich Mazur. Byłam na spacerze, na krótkiej wycieczce w Drygałach i z prezentami u pewnych chłopaków – nie wiem jak Wy, ale ja owszem lubię dostawać prezenty, ale wprost uwielbiam je dawać. Może to wpływ daty urodzenia? Podrzucam również kilka ujęć ze wspólnego świętowania. Uwierzycie, że nawet skusiłam się na kawałek tortu? (oczywiście ta liczba to numer seryjny ;)) Chociaż chętnie oddałabym go za przespaną noc albo pełne naładowanie akumulatorów, coby móc zrobić jeszcze więcej 😉 Chwalę się, ponieważ lubię doceniać małe gesty, a taki tort, bukiet ulubionych kwiatów, mnóstwo ciepłych słów, pięknych życzeń i uśmiechów to tak, jakby ktoś tulił moje serce i głaskał duszę. A przecież każdy z nas tego potrzebuje.
Na koniec piękny i refleksyjny utwór. Zbigniew Preisner to jeden z moich ulubionych kompozytorów. Sami posłuchajcie. Obyście nie mieli w domu wielu cieni nieobecnych przy świątecznym stole. Bądźcie otwarci na gości, tych dla których zostawiacie puste miejsce przy stole. I oczywiście przebaczajcie i proście o przebaczenie. Wigilia to wyjątkowy czas, w którym gasną wszelkie spory. To dobry moment, aby zacząć od nowa, naprawić albo zakończyć stare i wejść w nowe. Powodzenia.
Adieu!