Otwórz serce. Nie jesteś więźniem. Jesteś ptakiem, który pragnie snów.
Chłodny letni wiatr muska mi skórę próbując dostać się pod ubranie. Płonący horyzont pochłania słońce na drugą półkulę ziemską,. Czas przywitać kolejny letni wieczór. Wśród cykania świerszczy, dalekich odgłosów trzepoczących skrzydeł oraz szelestu liści wzburzanych przez wiatr wdycham świeże powietrze po kolejnym intensywnym dniu. Dzisiejszy zmierzch przynosi podmuch końca lata, chociaż wiem, że przecież ta pora roku jest w pełni. Właśnie dojrzewa. A jednak dni są coraz krótsze, wieczór chłodniejszy, a moje serce przepełnia głębsza tęsknota. Jakbym już tęskniła za obecnymi chwilami. Jakby wraz z wyjazdem, tych których tak bardzo kocham, kończyło się lato. A może to świadomość zbliżającego się wyjazdu z Mazur, do których powrócę już na progu jesieni?
Ale jeszcze kilka tygodni zostaję tutaj i mam zamiar wykorzystać ten czas w pełni, jak zawsze. Gdy będziecie to czytać powinnam być w drodze do Puszczy Knyszyńskiej, albo już na miejscu. Trzymajcie kciuki, bo jadę tam sama, odetchnąć psychicznie i podreperować nieco podupadłe zdrowie przed kolejnym samotnym tygodniem, wyjazdem na Lubelszczyznę i rzeczywistością, która będzie na mnie czekała po powrocie. Mam jeszcze sporo pracy przed sobą, a coraz mniej czasu, ale kto jak nie ja. Postaram się napisać kilka słów o podlaskich drzewach, zwierzętach i pogodzie:) Być może skuszę się na napisanie czegoś siedząc na tarasie i nasłuchując odgłosów puszczy oraz tych wydawanych przez moje serce?
Dzisiaj jednak zabieram Was do miejscowości Stańczyki. Nie będę się wiele rozpisywać (o ile to możliwe:)), bo każdy kto przyjeżdża na Mazury musiał o nich słyszeć. To takie must have podróży w te rejony. Dwa potężne mosty, zbudowane, jak te w Botkunach, przez włoskich architektów, przypominają ogromne italiańskie akwedukty. Mają około 35 metrów wysokości i są dość znaną atrakcja turystyczną. Wybraliśmy się tam z rodziną w Boże Ciało, co skrzyżowało nasze ścieżki z wieloma innymi ludźmi, którzy też wpadli na taki pomysł spędzenia wolnego dnia.
Moje wrażenia? Nie lubię tłumów, ale i tak trafiliśmy na dobry moment, bo gdy wracaliśmy kolejka do kasy (wstęp jest płatny) ciągnęła się już na kilka dobrych metrów. Poza tym minusem reszta jest na plus. Same konstrukcje są tak szerokie, że mimo ludzi można spokojnie po nich spacerować, przystanąć w odosobnieniu i przyjrzeć się światu rozciągającemu się u stóp żelbetonowych gigantów. A jest czemu: ludzie wyglądający, jak buszujące leśne duchy niemal znikają w ogromie drzew i wysokich traw, nieco dalej rozciągają się zielone pagórki, od których ta cześć Mazur nazywana jest Mazurami Garbatymi. Zaś między przęsłami mostów szybują w wiosennym tańcu niezliczone ilości jaskółek.
To niesamowite stworzenia i bardzo je lubię. Zarówno, jako ptaki, a niemal wszystkie są mi bliskie (jaskółki, czyżyki, sikorki, skowronki itp.) ale również jako symbol. Wiecie, że te ptaki potrafią dziennie przelecieć 300 km niemal bez odpoczynku? a do tego są niezwykle odważne. Widząc zagrożenie np. w postaci kota podnoszą alarm swoim głosem, po czym podlatują do drapieżnika i próbują szturchać go pazurami, dopóki nie odejdzie. Podczas, gdy inne ptaki uciekają od zagrożenia jak najdalej, jaskółki, zwane również dymówkami, zawsze podejmują z nimi walkę! Piękne prawda?
W symbolice uznawane za zwiastuna wiosny, odrodzenia i płodności. W słowiańskich przesądach wierzono, że dymówka przynosi szczęście, a jej zabicie lub zniszczenie jej gniazda zsyła nieszczęście na winowajcę, w postaci wysypu piegów czy ślepoty. Znane są również w żeglarstwie, ich pojawienie się stanowiło dobry znak i oznaczało, że ląd jest blisko. Marynarze tatuowali je sobie jako znak doświadczenia i umiejętności żeglarskich. Jedna jaskółka oznaczała, że jej właściciel przebył ponad 5000 mil morskich (9260 km), dwie to już 10 000 mil (18520 km) itd. Dzisiaj tatuaż jaskółki to przede wszystkim symbol wierności i lojalności, ponieważ dymówki słyną z tego, że wybierają jednego partnera na całe życie, do którego lojalnie wracają mimo częstych samotnych i długich wypraw. To również symbol odwagi, nieugiętości i nieśmiertelności. Mówiłam, że to niesamowite ptaki.
No dobrze, więc Stańczyki. Mnóstwo pięknych jaskółek, roznoszący się wokół dźwięk trzepotu skrzydeł i charakterystyczny śpiew. Ale Stańczyki to przede wszystkim historia.
Akwedukty Puszczy Rominckiej, zwane również Mostami Północy to pięcioprzęsłowe pomniki techniki budowlanej o długości 200 m i szerokości 5,7 m (każdy). Potężne konstrukcje, zadbane, bo przejęte przez prywatnych właścicieli. Jedna z większych atrakcji na Mazurach. W dole, gdzie schodzi się pięknymi nierównymi schodami przypominającymi te na szlakach w Tatrach czy Bieszczadach rozciąga się rzeka Błędzianka, której dolina dochodzi miejscami do 65 m głębokości. Zbudowane głównie w celach militarnych, to nimi przerzucano zaopatrzenie oraz możliwe były odwody wojskowe w rejonie Puszczy. Dlaczego dwa mosty nie jeden? Ponieważ w razie zbombardowania jednej konstrukcji, wciąż zostawała druga umożliwiając przejezdność trasy. Proste prawda? Mostami tymi przewożono m.in. głazy z Suwalszczyzny na budowę kwater wojennych Rzeszy i fortyfikacji. Skubane są silne i wytrzymałe. Przetrwały wielotonowe transporty, wojnę i działanie czasu.
Dzisiaj stanowią zabytek, potężny żelbetonowy kawał historii i miejsce idealne na sceny filmowe ( np. z Rysia), popołudnie z rodziną, sesję fotograficzną czy skok na bungee.
Schodząc w dół i przekraczając Błędziankę warto pobawić się własnym głosem z echem, akustyka jest tu bardzo ciekawa. A zatrzymując się na coś zimnego i jakąś przekąskę na pobliskim placyku z budkami spójrzcie na jeziorko Tobel, w którym 31 maja 1926 r. nastąpił wybuch gazu błotnego. Bryły błota o ciężarze ok. 100 ton zostały wyrzucone na odległość 200 m, a jeziorko zniknęło, aby pojawić się po kilku miesiącach niezwykle czyste i prawdziwe. Czary? 🙂
Miało być krótko, więc na tym skończę. Jeśli będziecie na Mazurach warto zobaczyć mosty w Stańczykach, ale tylko w pakiecie z mostami w Botkunach, przyjrzeć się historii i poczuć ją wokół siebie.
Podsyłam kilka zdjęć i oczywiście utwór. Mój ulubiony z motywem jaskółki 🙂 W wersji oryginalnej śpiewał ją, o ile się nie mylę Stan Borys, ale ja lubię tę nieco unowocześnioną.
Bądźcie jak jaskółki. Odważni, wytrwali, kochający całym sobą i na zawsze mimo czasu i odległości. Bądźcie wolni i nieugięci, tnijcie lęk, który Was ogarnia, jak błyskawica. I nie dajcie się złowić w żaden „kąt katedry”. Niech Wasze serca kochają ponad wszystko!
Adieu!