wilczyca wilczyca
sie
23
2021

Jeżeli nie wiesz, dokąd chcesz iść, nie ma znaczenia, którą drogą pójdziesz…

Człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać.

Ja swoje serce dam dziewczynie, co niejedno nosi imię. Legiony stawiam by bronić jej przed wrogiem, pójdę w ogień.

Witajcie.

Dawno mnie tu nie było, ale moja droga ostro zakręciła i runęła w dół, w ogromną przepaść. Potrzebowałam chwili, żeby zrozumieć co się stało i gdzie jestem.

Dzisiaj wracam do wędrówki po życiowych ścieżkach, chociaż będzie też łąka i piękny zachód słońca. Zatem w drogę!

Nasze wędrówki mają różne oblicza. Nigdy nie wiemy, co czai się za zakrętem. Czy znajdziemy tam łąkę mieniącą się kolorami, zapraszającą cudownie słodkim zapachem w swoje objęcia, błyszczącą w zachodzącym słońcu, jak najpiękniejsze kamienie szlachetne? Czy dziś czeka nas tam ciemny las, pogrążony w gęstym mroku i warczący ostrzegawczo? Bo kiedy wejdziesz w ten mrok spotkasz się twarzą w twarz ze swoimi najgorszymi koszmarami.

Masz dwa wyjścia. Możesz się cofnąć, wrócić do początku i bezpiecznie przycupnąć w ciepłym kąciku świata ograniczonego czterema ścianami chwilowej pewności i stabilizacji albo iść przed siebie ze świadomością, że przyszłość niesie ze sobą nieznane, a nieznane ma dwojaką naturę.

Moja droga zawiodła mnie do Lublina, gdzie udało mi się przejść własnymi śladami sprzed roku. Zapomniałam jak tu jest pięknie. Już pierwszego dnia ruszyłam na sześciokilometrowy spacer, wdychając zapach pszenicy ozimej, rozgryzając jej ziarna, aby poczuć na języku lekko mączny smak, wspominając i podziwiając bardzo piękny zachód słońca, rolewający się nad łąkami oceanem głębokiej żółci, czerwieni i pomarańczy. Coś pięknego. Chwila jakie chce się zatrzymać, złapać w dłonie i nie wypuszczać, schować głęboko w sercu, aby móc do nich wracać gdy będzie źle.

Okazało się, że złe czeka na mnie już za rogiem. Dzieliło mnie od niego dwa dni krętej drogi prowadzącej z góry wprost w głęboki dół. Zawędrowałam w czarną gęstwinę, która otoczyła mnie nagle i gwałtownie. Wyrosła przede mną, jak gruby mur sięgający nieba, niemożliwy do pokonania. Otoczyła mnie ciasno kolczastymi krzewami wbijającymi się głęboko w skórę rąk i twarzy, wplątała się we włosy i ubranie pnączami, które ożyły napełnione złowrogim tchnieniem. Moja ścieżka wypełniła się raniącymi do krwi kamieniami. Czułam jak zapadam się w sobie, a potem spadałam w dół i nawet nie próbowałam znaleźć czegoś do podparcia. Pozwoliłam, aby ciemność wchłaniała mnie w siebie, jakbym od zawsze do niej należała. Mroczna głębina odbierała oddech i wysysała ze mnie światło. Tonęłam w nadciągającym mroku. Pokonywałam kolejne kręgi piekieł, jakby upomniał się o mnie sam diabeł, a jednocześnie miałam wrażenie, że coś ciągnie mnie ku światłu. Może wciaż tliła się we mnie odrobina dobra…

Wędrowałam przez gęsty las odarta z zewnętrznej powłoki, zagubiona i nienależąca do siebie. To nie była moja walka. To była walka światła i ciemności, życia i śmierci. Walka o przyszłość ze mną, jako maleńkim trybikiem wielkiego świata albo beze mnie, którego braku może nikt by nie zauważył.

I w tej wojnie, na środku pola bitewnego, toczono zacięty bój, w którym niejako nie miałam udziału. Stałam w epicentrum wpatrzona spokojnie w toczącą się o krok ode mnie walkę. Wybuchy, wystrzały, szczęk oręża, zapach krwi… Wszystkie mury mojej osobistej twierdzy zdawały się runąć równocześnie pod naporem wroga. A mimo to nie bałam się. Całkiem spokojnie czekałam na to spotkanie. Pewna jednego: dam się pochłonąć ciemności bez mrugnięcia okiem, jeśli to pozwoli, aby moje światło, moja miłość, kolejna najlepsza cząstka mnie przetrwała..

Nie było we mnie strachu o własne jutro. Byłam gotowa zostać w tym ciemnym lesie na zawsze. I tylko od czasu do czasu zaglądać z jego głębi wilczymi oczami na świat, który zostawiam za sobą, aby upewnić się, że wszystko jest w porządku. Czuwać nad tymi, których kocham.

Wyszłam z lasu, a raczej wyniesiono mnie z niego na rękach, jakbym była kimś naprawdę cennym. Jakbym miała w tej wędrówce jeszcze coś ważnego do zrobienia. Wyszłam z kolejnej bitwy poturbowana, ale żywa.

Walka jest wpisana w naszą codzienność. I chociaż często przynosi ból, rzuca na kolana, a nawet wciąga w ciemność rozpaczy i nieprzeniknionego strachu, gdzieś tam jest światło. Zawsze jest nadzieja na coś lepszego. Zawsze jest ktoś, kto zrobi wszystko, aby wyrwać Cię ciemności.

I tylko od Ciebie zależy, jak wykorzystasz każda kolejną szansę, jaką życie obdarza Cię wraz ze wschodem słońca.

Zostawiam Wam kilka zdjęć, z tej jaśniejszej ścieżki i utwór. Miłosny, ale miłość ma wiele twarzy. Miłość czyni nas zdolnymi do poświęceń, pozwala znieść największe cierpienia i wyjść z najmroczniejszego lasu. Jest światłem, które w ciemności świeci, a ciemność jej nie ogarnia.

Miejcie kogoś, komu oddacie swoje serce w pełni i bez lęku. Kogoś, kto w Waszej obronie stawi legiony!

Adieu!