A życie to tylko mała chwila, w której wszystko się zdarzyć może
Gasisz we mnie wojny
I przykładasz lód
Bierzesz mnie na rękę
Gdy porywa nurt
I możemy milczeć
Tak normalnie milczeć
Jak poranny śnieg, jak biały dym
Aż ukoi
Hej hej!
Czy w Waszej części kraju również zagościła się na dobre jesień? Cholera co za pogoda!
Powiem Wam, że miałam przez nią wczoraj kiepski dzień, musiałam podjąć trudną decyzję i zrezygnować z planowanego wyjazdu wakacyjnego. Trochę mnie to przytłoczyło, ale jak na Pazurową przystało chwilę się pognębiłam, trochę pozłościłam, a potem poszłam na koncert, wyluzowałam i w nocy pod gwiazdami zaplanowałam inną wycieczkę. Niedawno wróciłam, więc oddychając głęboko, gdy szczęśliwe i zmęczone krasnale zasnęły kończę do Was pisać.
Najpierw o koncercie. To też był planowany od dawna spontan. Nieźle to brzmi prawda? Sprzeczność w sprzeczności. Czasem uwielbiam to w sobie. Niepokorność Pazura! Chociaż częściej mi to przeszkadza i frustruje, w ostatecznym rozrachunku zwykle przynosi więcej plusów. No ale do brzegu. Już dawno widziałam o tym koncercie, jednak nie kupowałam biletu, bo było mnóstwo przeciwności i znaków zapytania. Mieliśmy już w piątek być w drodze nad morze, później okazało się, że wyjeżdżamy w sobotę, więc miałam spędzić wieczór na pakowaniu, a nie tańcować, myślałam, że będzie ze mną przyjaciel i kilka innych. W końcu pół dnia padał deszcz, już wiedziałam, że chociaż nie chcę muszę odwołać to morze i stwierdziłam, że rzucam wszystko (prawie) i lecę na koncert, choćby w deszczu. Cieszę się, iż owy deszcz przestał uderzać w ziemię, jakąś godzinę przed, bo wróciłam z gorączką, a dziś kręci mi się w głowie i buja mną, jakbym na tym morzu płynęła🙂 Ale jest dobrze. To tylko chwilowa niedyspozycja.
Koncert był wspaniały. Artur Rojek skradł moje serce, a to nie jest takie proste. Ten człowiek to totalny wariat! Miałam ochotę tam do niego wbiec i poskakać razem z nim. Uwielbiam patrzeć na ludzi, którzy kochają to, co robią. On żyje muzyką. Cały jest zbudowany z nut. Nie udaje, nie gwiazdorzy, tańcuje, jakby się po to urodził, i jeszcze jest w stanie śpiewać bez zadyszki, czysto po tym, jak niemal rozwalił scenę. Powiem Wam, że gościu na żywo jest lepszy niż na szklanych ekranie. Serio! To był prawdziwy majstersztyk. Akustyka była bardzo dobra, w mojej poprzedniej pracy, w sali operowej na ok. 1000 osób nie mieliśmy tak dobrej akustyki. Muszę to przyznać, a i efekty świetlne były sztos. Wciąż jestem pod wrażeniem. Tańcowałam i śpiewałam, jakbym miała z dziesięć lat mniej, ale gdy się widzi takiego artystę mającego ponad pięćdziesiątkę i robiącego coś takiego z nogami, gitarą, tamburynem, grzechotkami i głosem! On emanuje energią, jego ekspresja jest szalona, pociągająca i zaraźliwa. Jeśli kiedyś będziecie mieli okazję być na jego koncercie nie wahajcie się. Na pewno nie pożałujecie.
Polecam się ponieść chwili, dać się złapać okazji, zostawić na te kilka krótkich godzin i bez wyrzutów sumienia dom, dzieci, obowiązki i zrobić coś miłego dla siebie. Dać się porwać nurtowi zdarzeń, uczuć, tęsknoty, pasji, miłości. Nie wszystko da się zaplanować. Czasami najlepszym wyjściem jest wrzucenie zadka w samochód albo pociąg i obranie kursu marzenia, miłość, relaks. Oczywiście z rozsądkiem. Wyjście do kiosku po fajki na dziesiąt lat albo pół życia nie wchodzi tu w grę!;)
A zatem byłam na koncercie, oglądałam gwiazdy, jacyś młodzi panowie próbowali mnie poderwać, a potem długo rozmawiałam z przyjacielem, który bardzo kojarzy mi się z Arturem Rojkiem. Chyba do północy dzieliliśmy się swoimi spostrzeżeniami na temat tego człowieka, ale rozmawialismy również o świecie, rodzinie, relacjach, a nawet o depresji. Lubię takie rozmowy. Bardzo.
A dziś zabrałam sforę do Augustowa. Uwierzycie, że nigdy nie byłam w tym mieście? A jest takie piękne! No i skoro morze nie wypaliło, a bardzo chciałam zrobić młodym wycieczkę (owszem sama też cicho marzyłam o spacerach brzegiem zasypiającego morza), to ogarnęłam wypad trochę bliżej. Była plaża, bo plaża musi być, zwłaszcza gdy zdarza się jeden letni dzień, wyłom w tej jesieni. Był spacer po pomostach (spotkałam tam prezydenta swojego miasta:D) i rejs Doliną Rospudy. My akurat płynęliśmy Bystrym, ale widziałam piękny statek o nazwie Jaćwierz, który oferował trochę dłuższe rejsy. To kiedyś, bez dzieci bo te trzeba ganiać po statku i pilnować, aby nie sfrunęły za burtę czy nie poturlały się stromymi schodami pod pokład. Jezioro Niecko jest urokliwe, mieliśmy też sympatyczną panią przewodniczkę, z którą rzucaliśmy kwiaty gołej Zośce:). Na koniec wpadliśmy na szybką kolację w Barze przy Kominku. Nie polecam nic poza zupami. Jarzynową moje młodsze wsunęło na raz, frytki były kiepskie, a jajecznica pływała w tłuszczu. Jak widać czasem opinie z Googla nie prowadzą w dobrą stronę. Jedzenie to kwestia gustu, czy też smaku. Przy Kominku zupełnie nie wpasowało się w moje kubki smakowe, a zjadłam tylko kilka frytek i jak Złotowłosa spróbowałam po łyżce z każdego talerzyka, tak dla opinii:)
Augustów to obowiązkowy przystanek w podróży na Mazury i Podlasie. Koniecznie zobaczcie! Ale jest też tłumny, jak to w sezonie. Strasznie mnie przeczołgał. Lecę popływać morzem snów. Mam nadzieję, że dziś będą piękne. Wam tego życzę.
Zostawiam kilka zdjęć, video niestety nie pójdzie, więc musicie mi wierzyć na słowo, że Artur był cudowny! i utwór. Oczywiście, że Artura Rojka! Jakżeby inaczej!
Dobrej niedzieli. I abyście mieli przy sobie kogoś z kim będzie Wam dobrze milczeć, kto będzie spokojem i pewnością, ale kto jednocześnie będzie miał odwagę mówić, gdy będzie trzeba. Przerywać milczenie, gdy stanie się złowrogie. Gasić wojny i przykładać lód. Szczęśliwości!
Adieu!