Idź z nadzieją w sercu, a nigdy nie będziesz sam
Nie wolno bezmyślnie tracić czasu! Można przegapić właściwy moment… Ten jeden właściwy, niepowtarzalny. Bo czas nie powtarza się nigdy!
Witajcie
Jak tam Wasze wakacje? Z utęsknieniem czekacie na urlop czy już jesteście po i wracacie do wspomnień pięknych dni wciąż żyjących w Waszych sercach?
Ja jestem po… PO batalii z sądem, na razie bitwa przegrana, ale nie byłabym Wilczycą z Pazurem, gdybym się poddała, chociaż uwierzcie jest to cholernie trudne.. PO imprezie dla ok. 30 osób, która się udała, ale przypłaciłam to bólem nóg tak wielkim, że musiałam nafaszerować się prochami (zadziałały bo wytrzymałam na baletach do północy, na których tańczyłam z bratem). Jestem PO kolejnych nieprzespanych nocach, które wysysają ze mnie życie. Wystarczy, że usiądę i już zasypiam. PO mega ciężkich tygodniach i przed następnymi, w których czeka mnie wiele teudnych spraw. Ale czeka mnie również urlop!
Korzystam z lata, chociaż dzisiaj na Mazurach go nie widać, a mój organizm zgłosił ponownie veto odnośnie swobodnych poczynań jego kosztem. Ale pluskałam się już w basenie, dumałam na pomoście, spędzałam czas nad ogniskiem, spacerowałam wieczorem po lesie, jadłam leśne poziomki i dawałam zjadać się komarom wieczorową porą. Więc nie jest najgorzej.
Mazury to raj!
Dziś przychodzę do Was, z krótką refleksją i poleceniem ładnego miejsca na Mazurach. Zaczniemy od końca.
Odwiedziłam ostatnio z rodziną nieduże stado alpak w Bartoszach, koło Ełku. Właścicielka jest bardzo przyjazna, komunikatywna i „swojska” (na strzał mojego dziecka, któremu musiałam przypomnieć, że mówi się do widzenia, na co ono „do widzenia ślepa Gienia”, kobietka odpowiedziała „kup se trąbkę”. Jeśli to znacie wiecie o co chodzi :)). Pięciu wspaniałych, którzy są jej podopiecznymi, to zbiór osobliwości. Choco to pan i władca, królujący w swojej skromnej dzielnicy bez podwładnych, bo z nimi kłóci się o władzę, aż kłaki lecą. Ma wielkie czarne oczy, afrykańską grzywę i iście barankowe usposobienie. Wrażliwiec ponoć dużo płacze, zwłaszcza, gdy pani spóźnia się z jedzeniem.
Zulu to hrabia o wydatnych ustach i nieco zbyt dużych zębach. I niech Was nie zwiedzie podobieństwo do Sida, bohatera „Epoki Lodowcowej”. Zulu to stateczny pan, o najprawdopodobniej trudnych doświadczeniach z ludźmi, który całuję się tylko z tym z kim chce (tak, całowałam się z alpaką:D).
Sami i Isia to jedyne kobiety w stadzie, które owszem pokazały się i owszem zjadły nieco marchewki, ale nie spoufalały się z naszą grupą. Najwyraźniej nie byliśmy godni ich uwagi.
Na koniec zostawiłam łobuza, którego imienia nie zapamiętałam, ale zalotne spojrzenie, próby wykradzenia marchewki i radosne podgryzanie oraz nieustępliwość sprawiły, że polubiłam go najbardziej. I to z wzajemnością. Chłopaczek próbował dostać się do mnie z każdej możliwej strony. Pokąsał mnie przy tym, popozował do zdjęć, wtulił we mnie kilka razy, a moje falujące na wietrze włosy sprawiały, że odskakiwał w popłochu, żeby za chwilę wcisnąć w nie łepetynę.
Alpaki są spoko. Naprawdę fajne doświadczenie. Relaksujące. Polecam farmę w Bartoszach. Nie jest jakaś zjawiskowa, ale właściciele prowadzą również ciekawą i ładną agroturystykę. Gdybyście szukali noclegu może warto rozważyć Gospodarstwo Agroturystyczne w Bartoszach?
Moja starsza latorośl była zauroczona tymi puchatymi stworzeniami, a musicie wiedzieć, że należy do ostrożnych, jeśli chodzi o zwierzęta. Tak więc wybadała teren na zmianę trzymając za rękę mamę albo Ciocię, a potem już brykała, jak szalona wokół nas i łobuza, karmiła, głaskała śmiała się i radośnie krzyczała. Tyle, że łobuz, jak typowe dziecko (to co, że alpacze) też chciał pobiegać, poszczypać, sprawdzić, co to za mały stwór tak radośnie bryka na jego polu. I żarty zmieniły się w paniczny, krzyk, płacz i zawodzenie. Resztę odwiedzin kontynuowaliśmy z dzieckiem na rękach.
Pomyślałam sobie, jakim niesamowitym narzędziem jest strach. Z jednej strony chroni nas przed wszystkim, co stanowi zagrożenie, wybudza procesy odpowiedzialne za obronę. Z drugiej zaś pozwala nam poczuć się silnymi i potężnymi, gdy nad nim zapanujemy. Niektórzy zaś używają go, jako skuteczne narzędzie władzy. Zresztą chyba nie tylko niektórzy. Nawet, jako rodzice potrafimy użyć tego środka w wychowaniu dzieci (jeśli zaraz tego nie odłożysz…, Albo… Albo.., Masz to zrobić teraz, inaczej… ).
A Was strach paraliżuje czy motywuje do działania? Włącza pomarańczowe światło zmuszając do pogłębionej analizy sytuacji, zamyka w domu czy zmusza do działania na przekór? Moje dziecko w końcu zeszło z naszych rąk i zgodziło się wrócić do Choco, na Łobuza zerkając podejrzliwie. Pokonało strach, ale naznaczone jego doświadczeniem było zdecydowanie ostrożniejsze. I to też jest dobre. Moje zaufanie łatwo stracić, ale później okrutnie ciężko je odzyskać. Wilcza dusza, raz zraniona, zachowuje blizny na zawsze. I nawet, gdy wybacza jeszcze długo lęk przed kolejnym zawodem i cierpieniem nie pozwala jej na pełne zaufanie. Czy to roztropność czy zwykła pamiętliwość oceńcie sami.
Na dziś koniec. Zostawiam Wam te rozmyślania wraz ze zdjęciami na zachętę i pięknym utworem. Miejmy nadzieję w sercu, bo to sprawia, że nawet w najczarniejszej nocy nie jesteśmy sami.
Adieu!