wilczyca wilczyca
sty
23
2023

Kiedy człowiek uwielbia czytać, otwiera się przed nim cały świat

Jestem książką, którą musisz przeczytać. Książka sama ci się nie przeczyta. Ona nawet nie wie, o czym jest. I ja nie wiem, o czym jestem…

Chyba czas już wstać.
Zamknąć drzwi,
Zniknąć we mgle.
Ty nie starasz się zatrzymać mnie.
No tak, taka właśnie była ta cała nasza przyjaźń.

Witajcie

zaczęłam pisać ten post jeszcze w grudniu, kontynuowałam tuż po Nowym Roku, a kończę… cóż… Po prostu jest ciężko. Dużo myśli brzęczy mi wściekle w głowie, jakby pszczoły zrobiły sobie z niej ul. Każda z nich żądli mój zmęczony umysł, sprawiając, że jad rozprzestrzenia się po całym moim ciele. Trudno, świetnie. Nieważne! Jestem tu dzisiaj, żeby zabrać Was w czytelniczą podróż. Nie wybrałam się na potreningowy spacer do lasu, bo wczoraj spacerowałam do późna w nocy po podejrzanych zaułkach. W ogóle padłam w łóżko i wszystko odmówiło mi posłuszeństwa (poza mózgiem mam nadzieję;)), więc obym skończyła ten post, zanim zrobię odjazd…

Jak dobrze, że mamy książki! Ostatnio wieczorem, gdy brzęczenie szerszeni, pszczół i innych szkodników myśli się wzmaga, próbując wyrwać z gardła okrzyk bólu, zajmuje się książkami. I mam to! Przeczytaną drugą książkę w tym roku, a rano sięgnęłam po zbiór dwuznacznych opowiadań, który rozpoczęłam w przerwach między lekturami, jeszcze w 2022 r. więc na dniach będzie przeczytana trzecia. W ogóle jeszcze taką dygresją, nie wiem jak Wy, ale ostatnio zauważyłam, że mam jedną książkę w okolicach sypialni, salonu, a drugą (obecnie dwie) w kuchni, do których sięgam przy kawie. Szybki rozdział przy szybkiej kawie. Ale, ale ad rem!

Zapraszam Was w moją czytelniczą podróż, niestety zupełnie niechronologiczną. Pamiętacie, że mój telefon umarł w Mikołajki? Miałam tam notatki z listą przeczytanych książek i wyłowionymi perełkami cytatów. Niestety te rybki wróciły do morza zadrukowanych stron, a szkoda. Naprawdę mi ich szkoda. Lubię cytaty… Ale dzięki niektórym zdjęciom i pojedynczym wspomnieniom odtworzyłam dla Was w pewnym stopniu moją historię czytelniczą roku 2022!

Powiedzmy, że niemal na pewno rozpoczęłam tę wędrówkę w towarzystwie Jo Nesbo, który tym razem pokazał mi swoje:

1. Królestwo

Kiedy myślę o tej książce widzę długie zimowe wieczory i chłód za oknem dlatego obstawiam, że przeczytałam ją jeszcze zimą. Królestwo to jedna z lepszych powieści Jo Nesbo, które do tej pory skonsumowałam, oczywiście w moim subiektywnym przekonaniu. Muszę przyznać, że po pierwszych rozdziałach obawiałam się, że to w ogóle nie moja bajka, ale z każdą kolejną stroną książka staje się ciekawsza. Niemal każdy rozdział kończy suspens, a cała fabuła kręci się wokół miłości i zbrodni, aby na koniec zaskoczyć oraz napełnić pewną goryczą rozczarowania. Czytelnik zostaje z niedosytem. Zdziwiony pyta: ale jak to? Cholera! Dlaczego tak się to skończyło? Ja w takich momentach gorączkowo przekładam ostatnią stronę w poszukiwaniu epilogu. Tu go nie znajdziecie…

Braterstwo, wspólna mroczna tajemnica dzieciństwa, demony przeszłości, które dają o sobie znać właśnie teraz, gdy bracia spotkali się po wielu latach rozłąki, miłość granicząca ze zdradą oraz lojalność wystawiona na próbę… Czyż nie brzmi ciekawie?

Żeby nie było tylko miodu, dodam odrobinę dziegciu. Niektóre wątki się dłużą, a nie wnoszą wiele do fabuły, początek jest mało wciągający (trzeba przez niego przebrnąć, aby wpaść w sieć tego pająka), a zakończenie… cóż… trochę rozczarowuje. Nie ze względu na kunszt, bo tego Nesbo odmówić nie można, ale jako czytelnik byłam rozczarowana. A może to właśnie plus? Czasem takie rozczarowanie zakończeniem sprawia, że książka zostaje z nami na długi czas. Królestwo wciąż jest żywe w mojej pamięci, a to oznacza, że wryło się mocniej w moje czytelnicze serce.

2. Carrie

Na pierwszą w tym roku randkę z Stephenem Kingiem (powiem szczerze, że jako mężczyzna w ogóle mnie nie pociąga) zabrałam Carrie. Co ciekawe to pierwszy, ale nie jedyny debiut, po który sięgnęłam w tym toku, bowiem Carrie, którą przedstawił mi na naszym intymnym spotkaniu Stephen (tu Was mam kosmate istoty!) to jego pierwsza powieść wydana w 1974 r.! (ponad 20 lat starsza ode mnie dacie wiarę?!). Carrie to nieśmiała licealistka, z pozoru mało atrakcyjna i nudna. Nie jest szczególnie ładna, wydaje się nieco opóźniona w rozwoju, a wychowana przez fanatyczkę religijną uważa, że wszystko jest grzechem i zachowuje się trochę, jak dzikie zwierzę. Jednak w tej dziewczynie drzemie siła, która z powodu głupiego żartu kolegów ze szkoły skierowana zostaje na zniszczenie.

Myślę, że Carrie mogłaby być dobrą koleżanką, a w przyszłości potężną, silną kobietą, ale świat okazał się dla niej niezwykle brutalny. Dlatego niedojrzała dziewczyna, jakby nie miała wyboru. Musiała być brutalna dla świata. Kolejny raz poniżona wybuchła, jak bomba atomowa i rozpętała istne piekło. Z niektórymi kobietami się nie zadziera, jeśli nie chce się zbierać popiołów 😉 Także uważajcie! Książka jest jedną z krótkich, ma swoje wydanie kieszonkowe, które zmieści się do torebki czy po prostu w rękę. Czyta się ją szybko i jest naprawdę ciekawa, chociaż specyficzna. Każdy, kto zna już tego pisarza, wie o czym mówię. King to prawdziwy:

3. Mistrz ceremonii

Mam taką wewnętrzna zasadę, że nie czytam tych samym autorów pod rząd. Daję sobie chwilę przerwy, przestrzeń do oddechu, poukładania emocji i wspomnień z danej podróży. Dzięki temu wracam do danego pisarza bardziej stęskniona, ale i nie przesiąkam całkowicie jednym stylem. Jest to związane również z tym, że sama piszę, a jak każdy twórca wie styl pisania przesiąka tym, co czytamy. Taka różnorodność pomaga mi nie przesiąknąć jednym zapachem, ale wchłonąć je z różnych palet. Dzięki niej nie próbuję, podświadomie, kopiować jednego autora, ale wyrabiam własny styl, po części będący wypadkową mnie samej i tego, co czytam. Dlatego jestem niemal pewna, że w następną podróż wybrałam się z Sharon Bolton.

Mistrz ceremonii to pierwszy z dwóch tomów z serii z policjantką Florence Lovelady w roli głównej. Początek się nieco dłuży (przeczytałam właśnie drugą część i tu dłuży się jeszcze bardziej), ale jak się przez niego przebrnie to się wsiąknie. Tajemnica brutalnych morderstw dzieci sprzed lat wypływa z głębin na nowo, gdy morderca zostaje pochowany. Przed śmiercią wysłał list do Florence. Florence wraca do miasteczka wśród ponurych wrzosowisk i wzgórz. Miejsca, które budzi jej najstraszniejsze wspomnienia. I nagle wydarzenia sprzed lat zaczynają się powtarzać. Ktoś podrzuca jej glinianą figurkę. Takie same znajdowano przy każdym zamordowanym dziecku… Czy to znaczy, że Florence tak tragicznie się pomyliła?

Chcecie się przekonać? Mogę pożyczyć książkę i..

4. Nikt nie musi wiedzieć

Ale o czym? O tym, że sięgnęłam po książkę polskiej pisarki? Hmmm… Katarzyna Bonda jest znana z serii książek z psychologiem śledczym Hubertem Mayerem w roli głównej. To moje pierwsze z nią spotkanie i muszę przyznać, że mało atrakcyjne. Książkę, notabene prezent urodzinowy, przeczytałam, nie była zła, ale po tych kilku miesiącach pamiętam z niej jedynie mnóstwo wulgaryzmów, porachunki mafii i ratowanie tyłka kolegi po fachu na emeryturze. No i początkową scenę z duchem, chociaż nie duchem, w roli głównej. Widziałam inne książki Bondy sprzedawane w popularnych supermarketach i chociaż często łapie takie okazję po nią wciąż nie sięgnęłam. Trochę denerwowała mnie gwara śląska – to chyba trzeba po prostu lubić. Mnożone wulgaryzmy, też nie należą do moich ulubionych środków wyrazy. Na pewno spotkania nie żałuję, a z prologu wynika, że jest to pierwsza książka tej autorki napisana całkowicie z wyobraźni, więc kusi mnie, żeby dać jej jeszcze jedną szansę. Czy umówię się z Katarzyną ponownie? Niewykluczone. Najpierw jednak wyczerpię możliwości państwa Bolton, Kinga, Nesbo oraz kilku innych. Więc może do zobaczenia kiedyś? Jak już zagoi się we mnie na maleńka…

5. Blizna

Każdy z nas ma jakąś bliznę, ale co jeśli szpeciłaby pół twarzy?

Kobieta weterynarz z traumatyczną przeszłością, o której przypomina blizna oraz potrzebą ukrycia się przed całym światem, przystojny policjant powoli, ale skutecznie przebijający się przez jej mur oraz ekscentryczny herpetolog to trio, które gwarantuje ciekawą, wartką fabułę naszpikowaną zagadkami i niebezpieczeństwami. Pogłoski o pradawnym rytuale i pożarze sprzed lat oraz węże! Mnóstwo węży, którymi ktoś straszy mieszkańców wioski. Kto odpowiada za żmiję w kołysce dziecka i nagłe zgony wśród mieszkańców? Czy piękniejsza, niż o sobie myśli, Clara Benning zdoła rozwiązać zagadkę nagłej plagi śmiercionośnych gadów zachowując przy tym życie? A może zyska nowe, w którym jest miejsce na miłość i bliskość? Jeśli chcecie poznać odpowiedź na te pytania chwyćcie za rękę Sharon Bolton i powędrujcie z nią po ukrytej wśród wrzosowisk małej wiosce na południu Anglii. Książka naprawdę wciąga i to od pierwszych stron! Niemal zgubiłam się w groźnych i szeleszczących od pełzających gadów wrzosowiskach, ale gdy z drżącym sercem (nie lubię węży, tak tak wiem, może to trauma związana z pochodzeniem mojego imienia;)) wydostałam się z ciemności, moim oczom ukazał się śmiecący tysiącami światełek…

6. Joyland

I tu spotkałam oczywiście Kinga, który chwycił mnie za czytelnicze serce i zabrał do wesołego miasteczka (z tym człowiekiem nigdy nie wiadomo dokąd zabierze cię tym razem). Joyland to jedna z lżejszych powieści Kinga, to kryminał, horror i słodko gorzka powieść o dojrzewaniu. Cyniczne poczucie humoru, złamane serce oraz młodzieńcza naiwność bohatera zderzają się z chorobą, umieraniem, morderstwem i mrocznymi prawdami o życiu. Przez zupełny przypadek, chcąc zapomnieć o zawodzie miłosnym Devin Jones dojrzewa i staje oko w oko z mordercą.

Tę książkę naprawdę dobrze się czyta (miałam z niej sporo fajnych cytatów…). Jest to też jedna z krótszych pozycji Kinga, ale wciąż powodująca śmiech, wzruszenie i nieco dreszczyku emocji, chociaż akurat tu szczególnie bać się nie będziecie. Połyka się ją w kilka wieczorów, na koniec czując niedosyt, gdy ze zdziwieniem spogląda się na swój pusty talerz, a w brzuchu spokojnie coś by się jeszcze zmieściło. Doświadczona poprzednimi podróżami z Kingiem za rękę (a raczej w rękach) odniosłam wręcz wrażenie, że autor skrócił zakończenie. Okroił je do minimum! Rozkręcił akcję, a potem w szczytowym momencie przyspieszył i dokonał gwałtownego cięcia. To takie uczucie, jakie pozostawiają na sercu niektóre filmy, jakby ktoś wydarł z nich kilka znaczących scen. Niemniej książkę polecam z pełną świadomością i odpowiedzialnością, bo czytać powinni…

7. Wszyscy ludzie przez cały czas...

No dobrze. Nie przez cały czas. Trzeba mieć też przerwę na siku, kanapkę i mocną kawę;) Wszyscy ludzie przez cały czas, ja przez większą część tej książki myślałam o tym kiedy ona się skończy? Dawno tak nie cierpiałam przy lekturze. Nie przekonał mnie główny wątek archeologiczny, a czytałam już podobne książki. Ponadto przedstawiona w niej Kreta jest jakaś szara, zimna i odpychająca. Ale najbardziej odpychający jest główny bohater, dzięki któremu nawet to, co ładne i ciekawe staje się brzydkie i wykurzające. Słynny antropolog Mario Ybl to wygodnicki, arogancki profesor, który lubi, kiedy traktuje się go po królewsku. Jest cyniczny, ciągle zrzędzi i ze wszystkich szydzi. Po prostu mnie wkurzał. O ile na początku było to nawet zabawne z czasem zaczęło mierzwić i sprawiło, że myślałam tylko o końcu tej wędrówki przez cierniste krzaki i grząskie bagno. Jednak zaznaczam, że to moja osobista opinia i zachęcam, abyście wyrobili swoją. Ja raczej do pani Marty Guzowskiej nie wrócę. Na pewno nie teraz, może za kilka lat. Kto wie?

Możesz oszukać wszystkich przez jakiś czas albo kilka osób przez cały czas, ale nie zdołasz oszukiwać wszystkich ludzi przez cały czas. Ten cytat nieco naprawia ogólny wygląd całej książki, ale tylko trochę. Jest jak maleńkie…

8. Lśnienie

Jakiś rok temu obejrzałam film Doktor Sen (Ewana McGregora pokochałam jeszcze na studiach za rolę w Mouline Rouge u boku Nikole Kidman, polecam ten musical. ) i do dziś ciarki tańczą wzdłuż mojego kręgosłupa, gdy o nim pomyślę. Okazało się, już po fakcie, że owy film nakręcono na podstawie książki Stephena Kinga i że jest on kontynuacją Lśnienia, które King napisał w 1977 r. Co ja Wam będę opowiadać? Sięgnęłam po Lśnienie, a jakieś dwa tygodnie temu skończyłam Doktora Sen. Lśnienie to naprawdę ciekawa książka. Po prostu ciekawa! Owszem jest również straszna i dramatyczna. Miłość syna do ojca, który jest alkoholikiem i z alkoholem przegrywa, a mimo to syn wciąż w niego wierzy jest naprawdę smutna i doprowadza do tragicznego finału. Pięcioletni syn tak bardzo kocha swojego ojca, że wierzy w niego mimo duchów, które widzi, mimo zawiedzionego zaufania, siniaków i strachu. Wierzy i za tę wiarę niemal przypłaca życiem. Lśnienie to nie tylko horror, to również dramat i opis tego, jak nisko może upaść człowiek uzależniony. Po prostu przeczytajcie. Gdy tylko zaczniecie fabuła oplącze Wasze serca i umysły siecią niczym…

9. Tarantula

To książka do najmniejszego włókna przesiąknięta perwersją, którą przenika rozpacz. I jest w niej coś, co pochłania czytelnika tak, że pomimo okrucieństwa i nienawiści nie może przestać jej czytać. To książka, która na długo pozostaje w pamięci, a obnażona na końcu tajemnica jest jak zawarcie paktu. Nie chce się o niej mówić, chociaż ciąży w sercu niczym kamień.

Musiałam przywyknąć do sposobu narracji, który z początku nieco mniej irytował, ale warto było. W tej podróży jesteśmy jak stażyści słuchający wykładu o przebiegu zabiegów chirurgii plastycznej, w tym waginoplastyki, terapii hormonalnej etc. Jesteśmy również świadkami stręczycielstwa, przemocy i sadyzmu rodem z markiza de Sade. Widzimy na własne oczy do czego może doprowadzić nienawiść i chęć zemsty. Tutaj nikt nie potrafi kochać, wszystkie relacje oparte są na negatywnych odczuciach. Nawet prosty język ma na celu pokazanie bezdusznego okrucieństwa.

Szukanie zadośćuczynienia za zło za pomocą zła. Najgorszy z możliwych scenariuszy, bo krzywdzi nie tylko obiekt nienawiści, ale i tego, który ją czuję. Tarantula (ciekawa recenzja tutaj), bo tak oprawcę nazywa ofiara, krzywdzi i patrzy na cierpienie z dzikim zadowoleniem.

A ja z czystym sumieniem polecam i książkę i jej ekranizacje, po którą pokusił się Pedro Almadovar. Bardzo lubię tego reżysera, więc nie muszę pisać, co myślę o filmie „Skóra w której żyję”:) Ostatnio obejrzałam ją jeszcze raz i nadal trzymam się stanowiska, że to film warty obejrzenia. W pewnym momencie czytelnik i widz, nie wie kto poniesie ostateczną…

10. Sacrifice

Sacrifice to literacki debiut Sharon Bolton, co można odczuć, jeśli się wcześniej przeczytało kilka innych jej pozycji. Swoją drogą to bardzo ciekawe doświadczenie. Wędrówka z danym autorem od jego początków, często po polnej, pełnej dziur drodze, aby ostatecznie śmigać autostradą twórczą. Decydując się na taki spacer z danym pisarzem nieśmiało poznajemy go na pierwszym przypadkowym czy też umówionym spotkaniu i poznajemy z każdą kolejną książką. Ani się oglądamy, a nasza przelotna znajomość przeradza się w przyjacielską rozmowę do późnej nocy, a często również w płomienny romans. Sacrifice ciekawi narracją i wielowątkowością, która łączy relacje małżeńską, (problemy w raju jak mawia mój przyjaciel), z trudnymi relacjami rodzinnymi, problemami z adaptacją w nowym środowisku i tajemniczymi zaginięciami kobiet. A to wszystko pośród malowniczych Wysp Szetlandzkich okraszone magią, runami i starą legendą.

Sacrifice chyba jako jedyna książka Bolton (nie wiem dlaczego, ale może i dobrze) została zekranizowana. Oczywiście, że obejrzałam film, ale nie polecam. I nawet nie chodzi o to, że mnóstwo wątków zostało zmienionych albo pominiętych. Ten film w ogóle mnie nie wciągnął. Może to kwestia krytycyzmu czytelnika, który jest świeżo po lekturze. Nie wiem…, ale ta ekranizacja w ogóle nie zagrała z moim sercem. W tym przypadku mogłabym polecić, a nigdy tego nie robię, obejrzenie filmu przed przeczytaniem książki. Mam wrażenie, że czytelnik i tak byłby zaskoczony fabułą książki. Dla mnie osobiście film Petera Dowlinga to kiepski…

11. Spektakl

I oto moi mili państwo druga z trzech książek polskich autorów, z którymi wędrowałam tego roku. Tą trzecia kończę właśnie teraz, więc opowiem o niej za rok. Spektakl zgarnęłam z biblioteki mojej ukochanej lubelskiej rodziny, u której zatrzymujemy się, gdy tam jesteśmy. Zawsze wyjeżdżam stamtąd z czymś pożyczonym. Spektakl zainteresował mnie rozmiarem (to gruba książka), tytułem ( uwielbiam teatr) i dobrze skomponowanym blubrem.

Nastolatka popełnia samobójstwo i transmituje je na żywo na YouTubie. Dlaczego? Po co? Czy to taka współczesna forma pożegnania a może ostatnie wołanie o ratunek? W miarę upływu kolejnych stron fabuła gmatwa się coraz bardziej, ale ja lubię takie labirynty w książce, aby nie były przeciągnięte. Tu momentami było zbyt gęsto, ale ogólnie moja ocena jest na plus. Przede wszystkim autorka ma lekkie pióro, książkę się łatwo czyta, swobodnie, nie gubi się wątków, nawet jeśli robi się przerwę w trakcie. Cięte dialogi, skomplikowana relacja głównych bohaterów i… pewien niedobór emocji. Trochę to wszystko zimne i przedstawione w samych ciemnych barwach. Niemniej w ostatecznym rozrachunku książka, jak najbardziej na plus. Chętnie spotkam się jeszcze raz z nieco enigmatyczną komisarz Leną Rudnicką i zapytam wprost, czy…

12. Już jesteś matrtwa

Nie wiem jak Wy, ale w trudnych, naprawdę trudnych momentach swojego życia z mojego poranionego wnętrza wydobywa się to zdanie. Jakby moje odbicie w lustrze mówiło: Ewa Już jesteś martwa! I cholera czasem tak się czuję. Jakby świat, ludzie, zło już mnie zabiło. Odebrały mi duszę i zdolność prawdziwej miłości. A dziś słucham podkastu o najdziwniejszych chorobach psychicznych. Wiecie, że istnieje niezwykle rzadkie zaburzenie psychiczne nazywane zespołem Cotarda, inaczej syndromem żywego trupa? Człowiek jest pewny, że zmarł i powstał z grobu jako zombie. To musi być straszne. Ale pomijając to niezwykle rzadkie zaburzenie psychiczne czy nie mieliście czasem takiego poczucia? Jakbyście już gnili wewnętrznie i tylko to, że wciąż chodzicie, wydajecie z siebie dźwięki i czujecie głód świadczyło o tym, że żyjecie? Ja czasem tak mam, zupełnie jakbym była wydrążona w środku przez korniki ciemności i beznadziei. Na szczęście nic nie trwa wiecznie i takie czarne momenty również przechodzą.

No dobrze, ale Sharon Bolton czeka. Jednym z charakterystycznych wątków w dziełach tej pisarki jest wątek milosny. Nie taki harlekinowski romans, ale skomplikowana z pozoru relacja, iskrzenie i to elektryzowanie dusz. W Już jesteś martwa natomiast od początku jakby przeważa mrok. Nienawiść, strach i pogarda ponad miłość, współczucie i uczciwość. Od pierwszych minut spotkania autorka zapewnia nam tajemnicę i dreszczyk emocji. Chwytając w dłoń chłodną okładkę Już jesteś martwa, wsiadamy do balonu, aby odbyć swój dziewiczy lot (lataliście już? ja jeszcze nie i po tej książce pewnie nieco bym się stresowała, ale kiedyś, jeśli starczy mi sił i czasu zrobię to). Szybujemy w przestworzach podziwiając widoki, kiedy nagle dzieje się coś nieprawdopodobnego. Pod nami mężczyzna z psem morduje kobietę. Widzimy go dokładnie, a on widzi nas. Ma strzelbę i jest dobrym strzelcem. Jednym strzałem morduje naszego pilota. Jeszcze jakiś czas rozpaczliwie próbujemy uratować nasz lot, ale rozbijamy się o drzewa… Przeżywa jedna osoba! Nasza bohaterka, która widziała twarz mordercy. Kim jest ocalała? Dlaczego ucieka, zamiast zgłosić się na policję? Co ukrywa? Czy przeżyje? Przekonajcie się sami, co się stanie z bohaterką, która jest trochę niczym…

13. Człowiek nietoperz

To mój ostatni debiut książkowy w tym roku. Jo Nesbo, jak już zdążyliście się przekonać bardzo lubię i cenię. Muszę jednak przyznać, że Człowiek nietoperz nie należał do najłatwiejszych lektur. Wątki i dialogi momentami były rozciągnięte, akcja bardzo długo nabierała tempa, książka naszpikowana jest przydługimi opisami i niepotrzebnymi wtrąceniami, a w zakończeniu zabrakło efektu wow!. Jeśli chodzi o plusy, podobał mi się wątek miłosny był taki oczywisty, jakby od pierwszego spotkania jasne było, że ci dwaj muszą być ze sobą, chociaż zakończył się nie tak, jakbym się tego spodziewała. Ciekawe było również wspólne z Harrym Hole zwiedzanie Australii i poznawanie historii aborygenów oraz świata homoseksualistów, prostytutek i transwestytów. W ogóle mam wrażenie, że to dość kolorowa powieść, jakbym wraz z Jo Nesbo wędrowała szutrową drogą biegnącą poprzez kwieciste łąki, a na niebie do tego wszystkiego mieniła się kolorowa tęcza. I pośród tego wszystkiego, gdzieś w najgłębszym cieniu starych drzew czaiło się zło. Niby groźne, ale nie mogące przebić się przez tę ścianę kolorów. Trochę mi to nie współgrało z gatunkiem literackim, jaki miałam w dłoni. Książka może nie najciekawsza, ale warta przeczytania. I wiem, że kolejne serie są lepsze;) Na mojej półce czeka drugi tytuł z serii.

Och chyba się nam udało! Nie będę więc robić wielkiego podsumowania. To był wystarczająco długi spacer. Dziękuję, że wybraliście się na niego ze mną. Mam nadzieję, że się nie nudziliście. Zachęcam Was do czytania. Książki są wspaniałe, nieokiełznane, nieprzewidywalne, bogate, kolorowe, a jednocześnie dające przestrzeń dla naszej wyobraźni, uczuć, dla nas samych. I pamiętajcie, że mali czytelnicy nie rodzą się takimi, miłość do książek kształtuje się poprzez przykład. Kocham czytać moim dzieciom! Z resztą od małego robili ze mnie lektora na każdym przedstawieniu;) Umiem się wczuć. Moje dzieci lubią mnie słuchać, a ja uwielbiam patrzeć, jak same sięgają po książki.

Póki co się żegnam. Nie wiem kiedy tu do Was wrócę, mam sporo planów i zajęć, a sił, jakby coraz mniej. Może to starość? A może potrzeba mi słońca nadziei i radości? Zostawiam kilka zdjęć i utwór. Chodzi ostatnio za mną i ze mną wyciskając z mojej ciemności łzy i smutek. Pamiętajcie, że gdzieś tam za tymi wszystkimi wzburzonymi wodami i lękami jest Wasze wzgórze skąpane w słońcu.

Adieu!