wilczyca wilczyca
sty
14
2022

Kocham cię na zabój

Panorama Kazimierza Dolnego widziana z baszty zamkowej.

Gęsta mgła nadciągała z okolicznych lasów unosząc się nad dachami starych domów. Delikatnie opadała w dół otulając miasto wieczornym chłodem. W oddali na ciemnopomarańczowym horyzoncie przeciągała się leniwie Wisła odbijając w zwierciadle tafli ostatnie promienie słońca. Letni wiatr kołysał koronami drzew, jakby utulał je do snu. Świat szykował się na nadejście nocy.

Przyglądając się tym wieczornym rytuałom pełna zachwytu chwytała każdy detal wspaniałego krajobrazu, kiedy nagle uliczne latarnie włączyły się niemal jednocześnie sprawiając wrażenie busoli światła w coraz ciaśniej oplatającym świat mroku.

-Boże, jak tu pięknie – szepnęła obawiając się zbyt gwałtownych ruchów w tej wszechogarniającej ciszy.

-Cieszę się, że ci się podoba najdroższa – gorący oddech musnął jej ucho wzbudzając w ciele serię dreszczy. – Zimno ci?

Zanim zdążyła odpowiedzieć miała na sobie jego marynarkę. Rafał nigdy nie zakładał eleganckich ubrań o ile nie musiał. Zawsze wolał wygodne bluzy, ale dziś było inaczej. Dziś zabrał ją w to magiczne miejsce, które za dnia odwiedzała wiele razy, ale nigdy nocą. Dziś ubrał się elegancko, tak jak lubiła i był przy tym tajemniczy, jeszcze bardziej pociągający. Pomyślała, że przepadła.

-Jak udało ci się załatwić wejście o tej porze?

Wciąż wpatrywała się w rozciągniętą u podnóża wzgórza zamkowego panoramę miasta, które kłaniało jej się tak nisko, jakby była jego panią. Królową tego XIV-wiecznego zamku.

-Baszta jest o tej porze zamknięta.

-Mam swoje sposoby kochanie. – Delikatnie, ale stanowczo oplótł ją ramieniem w tali i musnął gorącymi wargami policzek. – Dla tego widoku mógłbym zrobić wszystko.

Westchnęła zaciągając się głęboko czystym, chłodnym powietrzem, studzącym nieco jej rozpalone wnętrze.

-Tak, tu jest po prostu magicznie.

-Mówiłem o tobie piękności.

Odwróciła głowę napotykając jego pełne pożądania spojrzenie, w którym był też podziw i zachwyt. Uwielbiała, gdy tak na nią patrzył. Uśmiechnęła się czując, że jej policzki nabiegają krwią.

-Widzę, że podczas swojej nieobecności wziąłeś kilka lekcji dobrych manier i pochlebstw. – Dotknęła jego nadzwyczaj gładkiego policzka. – Cieszę się, że wróciłeś. Tęskniłam.

Odwzajemnił uśmiech.

-I że się ogoliłeś – puściła mu oko.

Wzmocnił uścisk w talii i jednym ruchem przygarnął ją do siebie.

-Nawet nie wiesz, jak bardzo się za tobą stęskniłem i tym twoim specyficznym poczuciem humoru.

Zachłannie i szybko całował ją po policzkach, żuchwie, szyi kierując się coraz niżej…

-Specyficznym poczuciem humoru? – odchyliła głowę próbując przerwać namiętny taniec jego ust.

-Ciiii smakuję.

-Co takiego? – echo poniosło jej śmiech ponad dachami miasta.

-Smakuję.

-Rafał!

Nie przestawał jej całować, zsuwając ramiączka sukienki i wpijając się gorącymi wargami w skórę jej ramion. Mój Boże, co on z nią robił! Śmiała się i płonęła z pożądania gotowa oddać mu się tu i teraz. Na szczątkach ocalałej historii, wpatrzona w nocną panoramę miasta, czując lodowate zimno opuszczonych murów i parzące ciepło jego stęsknionej skóry. Ale nagle przestał. Chwycił jej twarz w ręce i zbliżył do siebie. Oddychał płytko i nierównomiernie, jakby dopiero, co wbiegł schodami na górę. Za jego plecami majaczyły światła świec oświetlające przygotowaną zastawę, w której niedawno jedli kolację. W na wpół pustych kieliszkach igrały cienie sprawiając wrażenie pływających w czerwonym winie magicznych stworzeń. Wszystko było magicznie, było idealne. Dlaczego więc przestał?

-Klaro – wyszeptał niemal niesłyszalnym głosem – bardzo cię kocham.

-Ja też cię kocham wariacie.

Drżącymi dłońmi otuliła jego twarz próbując dosięgnąć krwistoczerwonych ust. Znowu unik. Odchylił się do tyłu pozwalając, aby jej spragnione dotyku dłonie opadły mu na ramiona.

-Nie rozumiesz – wzrok płonął mu pożądaniem i czymś więcej. Czymś co w tamtej chwili określiła mianem szaleńczej miłości. – Kocham cię nad życie.

-Wiem. Ja też – szepnęła nieco niepewnie.

-Och Klaro. Moja piękna, mądra, cudowna Klaro! Jesteś, jak sen. Jak urzeczywistnienie wszystkich moich marzeń. Gdy trzymam cię w ramionach nigdy nie mam dość. Kiedy mnie całujesz… mógłbym się karmić jedynie tymi pocałunkami. Mógłbym pozostać w twoich ramionach do śmierci, a gdybyś tylko chciała… – jego oddech stał się jeszcze szybszy.

-Gdybyś zechciała zabiłbym dla ciebie – zaskoczona zasłoniła ręką usta, jakby to z nich wydobyło się to przerażające wyznanie.

-Co ty mówisz? – próbowała się cofnąć, ale trzymał ją teraz za ramiona i nie miał zamiaru puścić.

-Zabiłbym dla ciebie Klaro. Gdyby od tego zależało twoje szczęście, twoje życie. Zrobiłbym dla ciebie to i jeszcze więcej.

Bała się pomyśleć, co więcej byłby gotowy zrobić, bo to co zaproponował wydawało się jej wystarczająco szalone. Nagle puścił ją i zanim zdążyła zorientować się, co zamierza zwinnym ruchem wskoczył na mur baszty balansując niebezpiecznie na krawędzi.

-Klaro Stankiewicz jestem gotów dla ciebie umrzeć!

Miała wrażenie, że ta śmiała deklaracja opadła wraz z mgłą na ulice miasta i właśnie puka w okna domów, aby przekazać wszystkim mieszkańcom nowinę.

-Powiedz tylko słowo a skoczę.

-Przestań.

Z początku się uśmiechała, ale kiedy postąpił kilka kroków i się zachwiał serce podskoczyło jej do gardła.

-Czy mam skoczyć?

-Rafał zejdź natychmiast albo sama cię zepchnę. Cholera! Nie to miałam na myśli.

Jego śmiech był tak szczery, że gdyby nie okoliczności na pewno zaśmiałaby się razem z nim. Nachylił się ku niej wystawiając swoje ponętne tyły ku przepaści.

-Złaź! – warknęła.

-A dasz całusa? – bawił się w najlepsze.

-Dam ci w twarz, jeśli zaraz nie zejdziesz.

-To nie zejdę.

Wyprostował się i zrobił kolejnych kilka kroków, balansując, jakby właśnie dawał pokaz chodzenia po linie.

-Dam ci sto całusów, ale zejdź proszę! – zabrzmiało to bardziej, jak groźba wywołując w nim kolejną salwę śmiechu.

-Skoro tak ci zależy…

Znowu podszedł bliżej i chwycił ją za wyciągniętą dłoń. Szarpnęła, ale on zrobił to samo, przez co niemal zleciał w dół.

-Rafał! – huknęła.

-Powiedz mi, że mnie kochasz.

-Kocham cię, kocham.

-Ładnie moja droga.

-Ładnie cię kocham. Złaź!

-Oj Klaro, chyba muszę jeszcze trochę tu potańczyć.

-Jak Bóg mi świadkiem, zaraz sama cię ukatrupię.

Zaklęła pod nosem, wzięła głęboki wdech, aby się nieco uspokoić i najłagodniej, jak potrafiła powiedziała, że go kocha.

-Proszę głośniej. Niech cały świat się o tym dowie.

-Kocham cię!

-Klaro stać cię na więcej.

Zgrzytnęła zębami, nabrała powietrza w płuca i z całych sił wykrzyczała swoje wyznanie, dając mu to, czego chce. Rafał tak zgrabnie, jak wszedł na górę zeskoczył w jednej sekundzie stając ponownie naprzeciw niej. Zaczerwienione policzki, szybki oddech i płonące satysfakcją spojrzenie sprawiły, że zawrzała w niej wściekłość.

-Dobrze się bawisz cholerny egoisto?!

Uderzała go wściekle pięściami po klatce piersiowej dając upust strachowi i wściekłości.

-Klaro kochanie przestań – stanowczy chwyt za nadgarstki przerwał grad ciosów. – Spójrz na mnie.

Miała ochotę się rozpłakać, wykrzyczeć, co o nim myśli i przyłożyć jeszcze kilka razy, ale kiedy ponownie na niego spojrzała coś w niej pękło.

-Kocham cię kretynie. Bardzo cię kocham. Kocham cię całym sercem – wczepiła się w jego ciało, przylegając całą sobą do twardszych niż zapamiętała mięśni. Zachłannie wpiła się we wciąż rozpalone i wilgotne wargi wykrzywione w lekkim uśmiechu samozadowolenia. – Kocham, kocham – szeptała między kolejnymi pocałunkami. – Kocham – jęknęła, kiedy ściągnął z niej kolejną część ubrania.

-Kocham…