wilczyca wilczyca
maj
02
2022

Kotwica

Z trudnością rozwarła powieki ołowiane i ciężkie, jakby nie spała od kilku dni. A może wciąż miała je zamknięte? To by tłumaczyło dlaczego nie jest w stanie niczego zobaczyć w tej gęstej, niemal wyczuwalnej pod palcami ciemności.
Była tu sama? Czy może ciasno otaczały ją stworzenia mroku karmiąc się znikomą resztką powietrza? Wyciągnęła przed siebie zdrętwiałe ręce i pomacała przestrzeń wokół natrafiając jedynie na pustkę.
Pustka. Czy powinna być tak namacalna? Napełniało ją nieodparte wrażenie, że za chwilę zaczerpnie w zagłębienia dłoni lodowatą nicość i samotność. Napierały na nią niczym zwarte szyki wojska i skądś miała pewność, że są uzbrojone, gotowe, aby zatopić w niej chłodną stal.
Tymczasem ciemność zaciskała się wokół coraz ciaśniej. Czuła jej oddech na pulsującej bólem skroni. Muśnięcie zła na pokrytym gesią skórką ciele zjeżyło jej wszystkie włoski. Wiedziała, że lada moment poczuje ją w sobie. Jeszcze chwila i ta przerażająca bliskość zanurzy się w niej po rękojeść. Napięcie wydłużało włókna mięśniowe, iskrzyło się zwarciem na synapsach.
Jeszcze chwila, sekunda, mrugnięcie okiem. Jeszcze..
Lodowaty chłód przylgnął do rozpalonego ciała wstrząsając nią serią dreszczy. Chociaż spodziewała się ataku nie była gotowa na to, co ze sobą przyniesie. Skurczyła się w przypływie bólu i przeszywającej samotności. Poczuła zapach palonych włosów, ten charakterystyczny smród, przywołujący na myśl opalane nad ogniem kurze łapki, wywołujący mdłości na końcu języka. Płonąca ciemność, niczym macki ośmiornicy przylgnęła do jej skóry wypełniając pory smolistą, gęstą obecnością. Przenikała pod kolejne warstwy ogarniając tkanki i mięśnie pożogą. Wszystko kurczyło się i czerniało wysysając z niej tlen. Była jak materiał, w który wsiąka krwawa ciecz. Dowód ohydnej zbrodni. Zwarta bryła serca zwolniła bieg, z płuc wyparło ostatni oddech.. Na moment zapadła martwa cisza, z tych które rodzą jeszcze większe napięcie, o których wiadomo, że zaraz roztrzaskają się na miliardy drobnych odłamków.
Zło wyssało z niej światło i nagle zupełnie przedwcześnie eksplodowała. Niczym wulkan gorącej lawy o destrukcyjnych właściwościach. Ciemność nabrzmiała w niej ropiejącym wrzodem, a potem wybuchła niszcząc tkanki wewnętrzne. Nie pozostawiając w niej nic czym mogłaby się pożywić ruszyła na podbój świata.

A jednak, gdy wydrążona tkwiła w świecie bez nadziei, gdzie wydawało się, że wszystko się już wydarzyło; Spektakl życia dobiegł końca, a kurtyna opadła oddzielając aktorów od reszty świata. Gdy tak stała w dogorywającym ogniu istnienia, słysząc oddalający się aplauz, z czerwonymi od niedawnego podniecenia i ekscytacji policzkami czuła, że jest jeszcze coś. Gdzieś pod duszącą miazgą popiołu tli się w niej życie. Zadra na istnieniu, przez którą sączy się światło. I ta niewidzialna kotwica nie pozwala poddać się ciemności.

Przecież nie mogła być po prostu zła. Nie mogła też zwyczajnie poddać się ciemności. Nie mogła przegrać wojny, dopóki w jej półmartwym sercu tliła się miłość.