Niewidzialne łzy niosą ulgę
Chociaż tylko na chwilę
Zbyt długo tłumione nadeszły gradem
Nagłe oberwanie chmury
Żal puchnie wewnątrz stopniowo
Brzemienne serce ciężkie od ołowiu
I zgięte w pół ciało smagane bólem
Rozpacz nie zna aniołów
Krzyk jest jak trzepot skrzydeł
Ptaków cierpienia na bladym niebie
Wypełnia pustą przestrzeń
Pomaga usłyszeć siebie
Ciemność jest nieunikniona
Pośród niej rodzi się światło
Muszę podnieść się z kolan
Ponownie ruszyć w przyszłość