Za kilka miesięcy minie rok, odkąd wróciłam na Mazury. Żeby było śmieszniej, mniej więcej w czasie tej rocznicy, wracam na kilka tygodni do Lublina.
Wróciłam na Mazury. Do Krainy Wielkich Jezior, do jednego z najpiękniejszych miejsc w Polsce. Mamy tu czyste powietrze, spokój, rozległe przestrzenie, w które można zapuścić się boso, w butach do biegania albo na rowerze. Wszystkie te opcje praktykuję i każdą kocham całym sercem. I żeby nie było, zimą, gdy temperatura spadała poniżej -10 stopni również zapuszczałam się w leśne zakątki, zapadając się po pas w zaspach, pilnując, żeby oddech mi nie zamarzł i strząsając grube warstwy śniegu z gałęzi drzew, a szronu z kosmyków włosów.
Latem jest o wiele trudniej wpasować się w dobrą porę na spacer. Z racji problemów zdrowotnych rzadko wyruszam w wędrówkę w dzień. Przy 30 stopniach w cieniu można wyzionąć ducha w dojrzewającej kukurydzy, ale czasem zdarza mi się zaryzykować (nie znoszę leżenia na słońcu, a jakoś trzeba się opalić). Wieczór jest bezpieczniejszą porą, ale warto uzbroić się w spray na komary i te natrętne muchy (albo jak ja przyzwyczaić się do bycia pożywką dla wygłodniałych bestii) i bluzę na chrabąszcze, które wplatają się we włosy. Spacery o zachodzie słońca, gdy znad horyzontu napływa fala mroku polecam tylko tym głodnych mocnych wrażeń. Złowrogie szelesty, nagły trzepot skrzydeł spłoszonego ptaka, skrzypienie drzew przypominające otwieranie drzwi starej szafy, dojmujące wycie wilków.. No dobrze, z wilkami przesadziłam, ale na stado dzików można się natknąć z łatwością, a na nie radzę uważać.
Każda pora na spacer po mazurskich polach, łąkach i lasach jest idealna. Każda niesie ze sobą jakąś tajemnicę, przemawia cicho do tych, którzy chcą jej słuchać; dotyka do głębi poruszając najczulsze struny serca, ale przede wszystkim daje intymność, jakiej nie znajdzie się w zbyt wielu miejscach na świecie. Intymność myśli, intymność uczuć, intymność bycia. Tutaj można śmiać się, płakać, krzyczeć i tańczyć pod obserwacją widzów, którzy na sto procent nie będą poddawać Cię żadnej ocenie, nie pogwałcą Twojej samotności, nie naruszą intymności chwili, ale sprawią, że będzie piękniejsza i przyniesie większą ulgę.
Tutaj, jak nigdzie indziej naładujesz akumulatory sprowadzając swoje zmęczone serce na ścieżkę prawidłowego rytmu. I właśnie tutaj usłyszysz siebie oraz zajrzysz w głąb własnej duszy. Trzeba tylko znaleźć takie osobiste miejsce i zdobyć się na odwagę, aby usłyszeć to, co nam w duszy gra, co umysł i serce próbują nam powiedzieć często od wielu miesięcy. W świecie pełnym dźwięków i hałasów, w którym królują gadki-szmatki, krzyki i włączone na full odbiorniki, zdecydowanie brakuje ciszy. Niejednokrotnie od niej uciekamy, bojąc się usłyszeć siebie. Ba! Często, zanurzeni we własnym egoizmie, i pilnych sprawach własnego życia, nie słyszymy nawet ludzi obok, którzy chcą nam coś przekazać.
A każdy, podkreślam każdy! potrzebuje chwili ciszy. Milczenia, w którym słychać najcichsze szepty serca.
Zapraszam więc do dzielenia takich chwil ze mną. Do wyruszenia we wspólną wędrówkę po bezdrożach. Zdarzy się, że wyciągnę coś z głębi siebie przy opisach świata, który zaobserwowałam. Czasem po prostu przedstawię Wam miejsce, do którego udało mi się dostać. A na pewno za każdym razem załączę Wam kilka zdjęć. Może znajdziecie w nich coś dla siebie, może podzielicie się ze mną własnymi miejscami. Byłabym szczęśliwa, gdyby udało nam się w którymś spotkać na wspólny spacer.
O tym nie napisałam, bo to przecież oczywiste, ale dobrze jest czasem pobyć w takich miejscach, w towarzystwie. Łatwiej się słucha, gdy nie rozprasza nas tysiąc innych bodźców, łatwiej się uśmiechnąć prawdziwie, łatwiej ze sobą pobyć w miejscu czystym i pozbawionym konwenansów. A więc bierzcie się za łapki i ruszajcie na spacer w jakieś piękne miejsce.
Ja zapraszam Was do spojrzenia na moje szlaki. Dzisiaj kończę wpis w pełnym słońcu, nad rzeczką, która stała się bajorkiem. Właśnie spłoszyłam czaplę polującą sobie obiad, gawrony, pszczoły i komary dźwięczą mi nad uchem, mrówki próbują dostać się pod sukienkę, a barwne motyle przechwalają się kolorami i wzorami skrzydeł mieniącymi się w słońcu. Po drodze zrobiłam przystanek na leśne maliny (nic nie smakuje prawdziwiej, niż leśne maliny czy poziomki) i przez chwilę słuchałam muzyki, bo taniec i śpiew w lesie, łagodzi mój stres i napięcie.
W każdej podróży towarzyszy mi jakiś utwór. Dzisiaj podsyłam ten ↓ życząc Wam odkrycia prawdziwego człowieczeństwa w sobie i w ludziach obok. Bycie człowiekiem to zauważenie tego kroczącego obok nas, a może z tyłu, czasem szarpnięcie za kołnierz tego, który gna przed nami, jak głupiec, bez celu. To wyjście poza własny egoizm i uwrażliwienie na potrzeby i sprawy innych. Ale do tego potrzebujemy najpierw wsłuchać się w siebie, zrozumieć własne wady, zauważyć zalety, pokonać przeciwności. Dostrzec świat nie zapominając o sobie. W pojedynkę jest to trudniejsze.
Znajdźcie swoje miejsce, swoją planetę, swoje człowieczeństwo i tę piękną różę, która będzie gotowa odkryć się przed Wami, otworzyć drzwi serca i pokazać co się kryje w jej wnętrzu. A potem nie zmarnujcie swojej szansy.
Adieu!