wilczyca wilczyca
maj
23
2023

Miłość pragnie Ciebie!

Niemal zawsze tak było. Wyczuwała potrzeby innych, jakby miała wewnętrzny radar, intuicję, pozwalającą zobaczyć, to co na pierwszy rzut oka niezauważalne. Z własnymi pragnieniami było nieco trudniej. Musiała je oswajać niczym dzikie zwierzęta, ale powoli jej się to udawało. Wsłuchana w leśny szum serca potrafiła rozpoznać odpowiednie tony, aby na nie odpowiedzieć. Aż do takich chwil, jak ta. Tym razem niczego nie była pewna. Tym razem znajdowała się w zupełnie nieznanym miejscu. Groźnym, ciemnym oraz ziejącym zimnem. Jakby wpadła pod grubą taflę lodu i siłą ciężkości opadała coraz głębiej… A jednak miała przeczucie, że już tutaj była i to niejednokrotnie. Brakowało jej tchu, mrok wlewał się w nią oczami i ustami zachłannie pożerając koleje snopy światła tlącego się w zakamarkach jej duszy. Zimno zagłębiało się w ciało setkiem ostrzy przynosząc tępy ból. Zapadała się w sobie i w głębię, w którą wpadła zupełnie nagle i niespodziewanie. Szamotała się niczym ryba zaplątana w sieć. Stopami kopała przestrzeń, w dłonie łapała pustkę. Obślizgłą i lepką, gęstą, jak otaczająca ciemność.

Zanurzała się w cierpieniu wypełniającym jej żyły. Poczuła, że traci świadomość, a potem dotknęła stopami czegoś mulastego, ale stałego i ostatkiem sił wybiła się ku powierzchni.

Otworzyła oczy, bo słońce zdawało się przenikać przez zwarte lękiem powieki i wżerać się w źrenice. W ustach miała gorący piach. Jedno spojrzenie dało jej wgląd we wszystko. Rozpościerająca się wokół pustynia była miejscem, którego zawsze unikała. Dotarła tu. W końcu tu dotarła. Do miejsca, w którym nikt nie widział, jak cierpi. Nikt nie słyszał krzyku, nie widział łez. Do miejsca, które znało wszystkie jej tajemnice, było świadkiem każdego wyczerpującego upadku życia. Spopielone nadzieje, pragnienia oraz marzenia kładły się wokół niej metrowymi wydmami czarnych, jak noc drobinek. Pułapka rozpaczy, więzienie strachu, piaskownica z zakopanymi skarbami: lęk, wyrzuty sumienia, upokorzenia, niepowodzenia.. Najgorsze z możliwych wyobrażenia przeszłości, która naprawdę się stała.

Stała. Otoczona ludźmi, trzymającymi się na dystans, bo jak być blisko kogoś tak przegniłego i pustego w środku? Przechodzili obok, z rękami w kieszeniach i wzrokiem utkwionym w ziemię. Byli do niej tak podobni. Była tak bardzo podobna do nich i tak bardzo się od nich różniła.

Obcy.

Trędowata.

Z jej oczu płynęły ostatnie łzy, uciekały wypierane przez pustkę rozpaczy. Bali się tej pustki, tak jak ona bała się ich odrzucenia. Nadzieja uciekała z niej na skrzydłach niestrudzonej jaskółki. Ten ptak też pochodził od niej. Wyrwał się z jej piersi wcześniej, a teraz krążył nad głowami ludzi, wypatrując kogoś, kto spojrzy w górę i wyciągnie ku niemu ramiona gotowe dać schronienie opierzonemu ciału albo zacisnąć na nim dłonie. Chwilę wytchnienia w samotnym locie ku nieznanym lub śmierć.

Jak to się stało, że słońce, którego tak pragnęła postanowiło spalić ją na wiór? Zrobić z niej górę popiołu? Czy to była miłość, którą chciała dać światu czy ta której pragnęła, ale o którą nie umiała poprosić? Czy trzeba prosić o miłość? A może to uczucia, których nie była w stanie sobie dać? Miłość do siebie samej.

Znajdowała się pośród niczego. W samym środku pustyni własnego wnętrza. Ona była pustynią, czarną i smutną, bo tworzyły ją popioły spalonych chwil. Wezuwiusz serca przemówił czyniąc z Pompejów jej ciała skamieniałą świątynię tego co niewypowiedziane.

Była sama, bo nie umiała żyć w świecie czy świat nie potrafił przyjąć jej z wewnętrzną skazą na sercu? Z wchłaniającą wszystko duszą i nieustannym pragnieniem lepszego dzisiaj.

Zastanawiała się czy jest stąd jakieś wyjście? Czy da się przeciąć łańcuchy, rozbić mur, wydrążyć tunel w wydmach popiołów i czarnymi kanałami istnienia przedrzeć się na drugą stronę? Czy chce wrócić do ludzi, którzy być może nie chcą jej?


Jaskółka szybowała nad nią, ale nie potrafiła przyjąć jej z powrotem. Nie chciała tego skażonego serca szamoczącego się w piersi, gdy widzi lub czuje zło. Karmiącego się ludzkimi smutkami tylko po to, aby komuś ulżyć. Serca wciąż pragnącego więcej: więcej dobra, więcej życzliwości, więcej zgody, więcej wrażliwości, empatii, zrozumienia, miłości… Serca chcącego zmienić świat, który zmienić się nie chce. Bo może powinna zmienić siebie, aby do niego pasować?

Nie chciała chłodu samotnych wieczorów, palących łez rozczarowania… Tego wszystkiego, co sprawiało, że żyła… Czy mogła więc wyrzec się również leśnego szumu, kojącego śpiewu ptaków, letniego cykania świerszczy, dźwięcznego śmiechu dziecka, ciepłych dłoni na talii, wilgotnych warg na szyi i szeptu zapewniającego, że wszystko się kiedyś ułoży, że będzie dobrze, że jest potrzebna, wyjątkowa i… głupia, beznadziejna, popieprzona!

Czuła, że jej stopy grzęzną coraz głębiej, jakby coś wciągało ją do środka Ziemi. Zapadała się w ciemność, ale wciąż kurczowo wczepiona palcami w miękką, palącą tkankę światła…

Cholera!

Dłońmi przyciskała usta nie pozwalając ostatniemu tchnieniu wydobyć się z jej gardła jękiem umierającego człowieka. Wciąż żyła, nadal mogła wiele. Samotność jest tylko chwilowa. Ciemność nie trwa wiecznie. Pustka jest przestrzenią, którą można zapełnić. Nadzieję wydobyć spomiędzy chwastów zła.

Nic nie musisz mówić.

Odpocznij we mnie.

Poczuj się bezpiecznie.

Miłość Cię znajdzie.

Miłość Cię pragnie.

Po prostu pozwól Cię kochać..