Ziemia była jeszcze skostniała
Twardym zimowym snem
Bez obrazów
Gdy wziąłeś mnie za rękę
I poprowadziłeś w stronę grzechu
Wiatr chłostał nasze nagie ciała
Wymierzając nam karę
Wrzynając się ostrzem pod skórę
Dawał przedsmak rozpaczy
Gdy zostaliśmy sami
Nie było już słońca w szafirowych oknach
Tylko ciche krople rosy
Osadzone na trawie rzęs
Gdy zaciskałam pięści do krwi
Znowu zaufałam jesieni
Wciśnięta w ciemność twojej duszy
Jak w ramiona miłości
Zapadałam się do wnętrza nicości
Czekała tam na mnie śmierć
W martwych łzach po kostki
W roztartych uśmiechach
Strzępki niepowstałych chwil
Gasnące iskry wspomnień
Nasza przyszłość