wilczyca wilczyca
kwi
17
2022

Niebo jest wszędzie, zaczyna się u twoich stóp

Strach nie zatrzymuje śmierci, lecz życie

Nie mów mi, że niebo jest granicą, skoro są ślady stóp na księżycu

Alleluja!

Witajcie

Jestem na Lubelszczyźnie od środy. Wiosna musnęła okoliczne drzewa i łąki delikatnym maźnięciem zielonej farby, a w czwartek nawet pozwolila zostawić płaszcze ma wieszakach. O dzisiejszej pogodzie wspominać nie będę. Wygląda to trochę tak, jakby zima nie chcąc odejść wciskała lodowatą stopę w szparę drzwi.

Jestem więc w Lublinie, swoim drugim domu. Bo dom jest tam, gdzie serca pełne miłosci i wspólnych wspomnień, a ja mam tu kilka takich, które udało mi się zaskarbić i zdobyć.

Czy zwolniłam? Nie wiem czy to w ogóle możliwe. Pamiętacie perpetuum mobile, zespół niespokojnych nóg i tak dalej? Czy odpoczywam? Zmiana otoczenia to zawsze głęboki oddech dla duszy. A moje dni dodatkowo nasycone są spotkaniami, a zatem karmię towarzyską część istnienia. Ciało też dostaje nieco więcej niż zwykle (albo po prostu w końcu udało mi się zauważyć co jem) i tylko czasem katuję je treningami, chociaż z zalecenia lekarza na święta zrobiłam odpoczynek.

No dobrze nie tak całkiem, niedawno wróciłam z ostrego biegania. Zrobiłam 10,5 km i biegłabym dalej (no wiecie perpetuum mobile), ale słońce zachodziło, dłonie skostnialy mi z zimna, noga bolała juz od kilku kilometrów, a mąż się dobijał, bo miałam wrócić za pół godziny. Normalnie byłam na fali. Zrzuciłabym to na zjazd węglowodanowy, gdybym na śniadanie nie zjadła głównie tego, czego nie dojadły dzieci, i może jeden kawałek ciasta do zwiększonej ilości kawy, tak mnie dzisiaj senność i słabość morzyły. A tu takie szaleństwo! Na bank przypłacę to przykurczem mięśni, ledwo fizjo mi to rozmasowała, a i przyniosłam ze sobą bardzo brzydki, krwawy odcisk na stopie, ale było cholera warto! Ale dość o tym. Dziś przybiegłam☺️ do Was z życzeniami.

Popatrzcie jak pędzimy. Ciagle gdzieś biegniemy, spieszyny się, gonimy żeby zdażyć na życiowy autobus, który ma zawieźć nas do krainy beztroskiej zabawy i bezgranicznego szczęścia.

Czasem zastanawiam się czy to my biegniemy za czymś, czy to coś goni nas? Może zwyczajnie uciekamy? Przed myślami, ciążącą odpowiedzialnością, prawdą o samym sobie, przed nierozwiązanymi konfliktami, słabością, złem, cierpieniem.. I nie chcemy się zatrzymać tylko dlatego, aby nie stanąć oko w oko z bestią, która podąża naszymi śladami, bojąc się, że ten warczącący zwierz okaże się mieć nasze oczy..

Czas nie jest elastyczny. Ten paskudny złodziej życia pędzi wciąż w tym samym tempie, ruchem jednostajnie prostoliniowym. Ale nasze odczucie czasu jest zmienne i im więcej wpakujemy w każdą upływającą minutę, tym szybciej zdaje się mijać. Pozwalamy mu uciekać, przesypywać się przez miękką strukturę naszego serca.

Czasem warto się zatrzymać.

W te wyjątkowe święta, kiedy nadejście wiosny przeplata się z niezwykłą tajemnica życia po śmierci, nadziei na istnienie poza czasem, życzę Wam znaku STOP na Waszej drodze. Znajdźcie chwilę na prawdziwą obecność z tymi, których kochacie. Ale nie wspólne gapienie się w szklany ekran niepewni czy jeszcze jesteśmy autonomiczni czy już całkowicie zmanipulowani (chociaż to byłaby pożądana reflekja) – bądźcie ze sobą razem!

Spójrzcie na siebie i przypomnijcie sobie kolor oczu Waszych bliskich, wywołajcie na ich twarzach szczere uśmiechy, odsłaniające całe uzębienie, policzcie zmarszczki pod oczami rodziców i piegi na nosie ukochanej. Mocno splećcie stęsknione dłonie, rozczochrajcie dziecięce czupryny, a Wasze ramiona niech nie będą samotne na dlużej, niż na wyjście do toalety. Wspominajcie, planujcie, rozkoszujcie się obecnością bez patrzenia na zegarki. Jakby czas nie istniał..

Badźmy wdzięczni za to, gdzie i z kim jesteśmy. Przebaczajmy i kochajmy tak mocno i szczerze jak tylko potrafią nasze serca. A uwierzcie to niezwykle silne i pełne potencjału zwierzęta.

Wesołych, trochę pogodniejszych, spokojnych i bezpiecznych Świąt Wielkiej Nocy. Jedynej nocy, która przynosi prawdziwe światło!

Ściskam Was serdecznie!

Oczywiście zostawiam utwór, który ostatnio odgrzebałam w pamięci, a który niesie ze soba wspomnienia i jest przepiękny w swej oszczędności tekstu, przy jednoczesnej możliwości indywidualnej interpretacji i dopasowania.

I kilka zdjęć z biegu (dosłownie :)). Wiecie, jakoś przy siódmym kilometrze biegłam z wiatrem, więc zrobiło się niezwykle cicho, niemal wiosennie, bo niemal na każdym mijanym drzewie ukrywały się ptaki śpiewając tak, jakby mnie dopingowały. Z prawej strony wyglądające zza chmur słońce schodziło nad horyzont dając popis niezwykłą grą światła. Z lewej niebo nad miastem było ciemnoniebieskie, miejscami granatowe. Piękne! Nie zrobiłam zdjęć, bo biegłam i nie mogłam się zatrzymać. Poza tym niektóre widoki po prostu lepiej wchłaniać w ksiegę serca, nie psując ich marną próbą sfotografowania. Musicie, więc uwierzyć mi na słowo, że poczułam, jak po wielkiej nocy przychodzi światło. Wierzę, że tak będzie w moim życiu i że tak się właśnie może zdarzyć u każdego z Was.

Adieu!