Była tam na jedno mrugnięcie powiek
By świat jego objąć pocałunkiem
Na moment
W jej oczach tańczyły gwiazdy
Skórę miała palącą
Jakby przyszła od słońca
Była pospieszna, nagląca
Jak ich krótka chwila
Obejmując ją wziął w ręce całe swoje życie
Wtulał w nią siebie urywanym oddechem
Językiem znaczył drogę do jej łona
Smakował jej zapach
Spijał smutki, łzy, milczenie
Serce do serca przysunął
I wgryzł się w jej soczyste istnienie
Oddała mu dłonie, lęki, duszę
Dni przepełnione tęsknotą
Samotność zimnych nocy
Złożyła mu siebie
Na ofiarnym stole wyznania
Jego nagich obietnic
By miłość została spełniona
Czas ukryty za firanką
Podglądał ich kochanie
Wyssysał sekundy ociekające rozkoszą
Chronił przed śmiercią pożądanie
Gdy wtulał się w jej uśmiech
Spijał słowa z krawędzi warg
Jej piersi w zaciszu jego rąk
Korzenie nóg wokół niego splątane
Gorąco jego nierównego oddechu
Paliło jej szyję, ramiona i kark
Przez chwilę tworzyli jedno
Byli kochani
Byli nieznane