wilczyca wilczyca
lis
06
2022

Obojętność

Krzyczała. Zdzierała gardło wchodząc na  najwyższy poziom bólu. Czekała, aż echo wzmocni to wołanie niosąc  je w świat, ale tak się nie stało. Bo z jej gardła wydobywały się jedynie ciche jęki. Cała siła rażenia była skierowana do wewnątrz. Krzyk rozpaczy i wściekłości szarpał jej istnieniem, ale nie wychodził poza ramy wyznaczone kształtem ciała. Niczym chroniona tajemnica. Wstydliwa prawda ofiary przemocy.

Zgnębiona dusza wydzierała się w niebogłosy ze świadomością, że do nikogo nie dotrze jej jedyny gest bezsilności. Ciche wołanie o pomoc. Tak nieme jakby już dochodziło ze świeżo zasypanego grobu..

Nie mogła się z tym pogodzić..

Jej waleczna natura nie chciała przyjąć ze spokojem ogarniającej bezsilności i nagłego poczucia bezsensu. On był najgorszy. Nieważne jak bardzo istotną rzecz wykonywała nie potrafiła dostrzec w tym celu, jakby  ktoś nagle odebrał jej życiu kolory. Została chorobliwa bladość, a ona szarpała się z nią w niezgodzie. Chyba robiła wszystko mechanicznie, wstając rano z łóżka z czystego poczucia przyzwoitości.

Bezsens zabijał ją od środka..

Tłumaczyła sama sobie, że ma dobre życie, pełne powodów do szczęścia i dumy, ale to nie działało… Cholera nie działało… Jakby ktoś wtłoczył w nią truciznę. Zżerał ją złośliwy nowotwór rozpaczy i nie było nigdzie nadziei, że uda się wyciągnąć ją z tej ciemności.

Grób już czekał…

-Kochanie kończysz?

Milczała nie mając siły odpowiedzieć. Siedziała skurczona na zimnym gresie, o który sprzeczali się kilka lat wcześniej. Uważała, że czarny w połączeniu z jasnym drewnem jest lepszy niż szpitalna biel. Dziś kojarzył się jej ze śmiercią, z pracującą w niej czarną dziurą.

-Może do ciebie dołączę?

Nutka pożądania zniżyła mu głos, jak zawsze gdy proponował jej coś nieprzyzwoitego.

-Mógłbym pomóc ci się rozgrzać.

-Już skończyłam.

Odchrząknęła pozbywając się guli wzruszenia rozpychającej się w jej krtani jakby chciała ją udławić rozpaczą.

-Acha..

Ta jedna partykuła niosła ze sobą rozczarowanie, złość i zniechęcenie, które zwiększały dystans między nimi.

Cierpliwość nie należała do zalet jej męża. Podobnie jak zrozumienie.

Wzięła kilka głębokich wdechów uspokajając drgające w niej struny. Czarna dziura próbująca zająć miejsce poranionego serca poruszyła się w niej nerwowo. Nie podobał się jej wymuszony spokój i opanowanie.

Założyła na usta jeden ze swoich uśmiechów, spojrzała przelotnie we własne odbicie, którego niemal nie rozpoznawała i wyszła z łazienki pewnym krokiem maszerując w stronę sypialni.

Nie zarejestrowała, że się ubrała, znowu ta mechaniczna rutyna pozbywająca ją resztek człowieczeństwa.

-Dlaczego płaczesz?

Nakrył ją! Cholera! Po co tu przyszedł właśnie teraz? Rzuciła przelotne spojrzenie w lustro rozrywające przestrzeń między dwoma skrzydłami dębowej szafy. Kolejny drogi mebel robiony na zamówienie, bo to ich nowy dom, będą tu mieszkać do końca życia, niech będzie takim, jakim go sobie wymarzyli. Czyżby?

Szara twarz nie była już nawet mokra, więc jak poznał, że płakała? Oczy. Podpuchnięte, zaczerwienione od piekących łez i szorstkiego pozbywania się śladów słabości. Zdradziły ją oczy. Zawsze tak jest.. W nich maluje się prawdziwość wnętrza i nie ukryją tego żadne maski.

-Nie płaczę.

Kłamstwo? Od kiedy to kłamała? Ale to przecież prawda. Nie płacze. Już nie. Chwilowo opanowała wzburzone morze łez trzaskające falami o brzegi jej duszy.

-Acha.

Odszedł. Zostawił ją. Robił tak zawsze, gdy nie potrafił jej zrozumieć, albo coś mu się nie podobało. Pasował i odchodził. Ostatnio robił tak coraz częściej..

Nawet teraz, gdy nakrył ją na płaczu, gdy tak rozpaczliwie potrzebowała, aby ktoś ją przytulił, wysłuchał, zrozumiał… Została sama. Łatwiej jest odwrócić wzrok od czyjegoś cierpienia i udawać, że go nie ma. Pozbywa się w ten sposób poczucia winy. Najwyżej później wyrazi się wielkie zdumienie, że przecież gdyby było wiadomo, że coś się dzieje… Dlaczego nie powiedziała?

A jak kurwa powiedzieć to lepiej?

Egoizm. Stajemy się egoistyczni! Jakbyśmy zapomnieli, że potrzebujemy się nawzajem.

Wciąż patrzyła w lustro. W szarą twarz z czerwonymi ścieżkami wyrytymi przez palące łzy. Paliły, jak kwas..

Co robi nie tak? Dlaczego w tych rzadkich momentach, gdy ramiona opadają jej bezsilnie wzdłuż ciała, a nogi się pod nią uginają… W chwili, gdy potrzebuje wsparcia, podparcia i otuchy zostaje sama? Opuszczona na polu walki.

Czy nikomu nie zależy na niej tak bardzo, aby stanąć z nią ramię w ramię w walce o jasność?

Kolejny głęboki oddech nie chciał przywrócić równowagi jej drżącym nerwom. Widziała smutną, pozbawioną blasku twarz, jakby patrzyła na nią pierwszy raz w życiu.

Co w takim razie ma sens, jeśli miłość i przyjaźń są tak słabe, interesowne i egoistyczne?

Czy warto walczyć o coś prawdziwego?

Czy powinna się poświęcać?

Może czas stać się taki, jakim jest świat? Podporządkować się?

Albo zniknąć?

Mocne ramiona wyrosły zza jej pleców oplatając ją w talii.

-Powiedz mi co się dzieje.

Coś drgnęło w jej sercu budzącą się nadzieją. Może jednak zależy mu, aby ją zrozumieć. Może zależy mu na niej?

Gorączkowo składała myśli próbując ukształtować z nich właściwą odpowiedź, ale jaka odpowiedź jest właściwa, gdy wnętrze stało się przestrzenią huraganu, trąby powietrznej i trzęsienia ziemi? Jak wytłumaczyć, że czarna dziura w jej piersi wysysa z niej wszystko co jasne i dobre?

-Jest mi smutno. Cholernie smutno.

Mocny zwykle głos zawibrował na granicy rozpaczy. W ostatniej chwili ściągnęła go z krawędzi przepaści na nieco stabilniejszy grunt.

-Dlaczego?

Brzmiał beznamiętnie. W innej sytuacji zabolałaby ją ta obojętność, uznałaby ją za objaw braku zainteresowania, a jego pytania uzasadniła poczuciem małżeńskiej konieczności, ale teraz rozpaczliwie potrzebowała bezpiecznych ramion, czułości i zainteresowania. Chciała, aby ją zrozumiał. Aby rozwiał jej wątpliwości, co do sensu jej marnej egzystencji. Po prostu potrzebowała być dla kogoś ważna.

-Co sprawia, że jesteś smutna?

-Wszystko.

Westchnęła wściekła na siebie, że nie potrafi wykorzystać tej wyjątkowej okazji do powiedzenia mu, co naprawdę czuje.

-To znaczy? Podaj powód: jeden, dwa, trzy.

-To nie problem badawczy. Nie da się tego rozłożyć na podpunkty – poczuła narastające rozczarowanie.

-To powiedz cokolwiek.

-Po prostu jestem zmęczona.. Ciągłymi przeciwnościami, problemami do rozwiązania. Od dawna żyje na krawędzi. Ja…

Przerwała widząc jego zniecierpliwione spojrzenie. Opanowało ją poczucie frustracji blokując gardło wraz z gulą wzruszenia. Chciała tylko, aby ją zrozumiał, to takie trudne? Przecież ją zna. Zna ją od tylu lat. Wie jaki kolor lubi, co jej nie smakuje, jak bardzo nienawidzi się spóźniać i że w nerwach mówi więcej niz zwykle, chodząc po ścianach jeszcze pół dnia po uporaniu się ze stresogenem. Widuje ją codziennie, jada z nią kolacje, zasypia obok. Zna niemal wszystkie jej czułe miejsca.. On…

Czyżby?

Wewnętrzny cynizm rujnował dziś wszystkie jej pewniki.

Wciąż ją obejmował opierając brodę o jej ramię. Teraz z lustra patrzyły na nią dwie twarze. Obie obce.

-Ciężko mi to tak po prostu wyjaśnić – westchnęła podejmując jeszcze jedną próbę – sam wiesz, że ostatni czas nie należał do najłatwiejszych. Mam na głowie tyle stresu..

-Wiesz nie możesz się tak dołować. To niezdrowe.

Patrzył w to samo lustro, ale nie na nią. Jego piękne oczy wydawały się płonąć samozadowoleniem, gdy rzucały sobie iskrzące spojrzenia.

-No i pomyśl, zawsze jest ktoś, kto ma gorzej od ciebie..

Na krótką chwilę ich spojrzenia spotkały się w zimnej tafli zwierciadła.

Czarna dziura została nakarmiona..