Między wilgotnymi wargami nocy
Koniec spływa nutą pożądania
Gdy wczepiając się drżącymi dłońmi
W miękką pościel chwili
Prawdę błyskami rozkoszy zasłaniasz
Próbujesz oszukać świat i mnie i śmierć
Szepcząc mi w oczy drżące wyznania
Z otwartej rany zlizujesz świetlistą krew
Gdy wierzyć ci chcę, że nie jestem już sama
Że starczy nam wieczności na kochanie
Przecież wiedziałam
Ta ciemność, którą patrzyłeś na mnie
Potoczy się w końcu gęsta i lepka
Po nagiej skórze i otwartym sercu
Wdychałam twój zapach przyszłego końca
Pod twymi palcami uległa i giętka
Naiwna, blada, pragnąca
Jak noc, pośród której zabrałeś mi pewność
I wiarę i sens i mądrość istnienia
W miłości ociekającej pożądaniem
Naiwności fasada
Runęła
A ja tonęłam
Dziś wiem to na pewno
Wciąż żyję i jestem
Tęskniąca pulsuję palącym cierpieniem
Chcę zmazać ze skóry wspomnienie tej nocy
I dni, gdy cierpliwie czekałam na ciebie
Nie można kochać, gdy się w sobie nie ma
Dobra
Ty go w sobie nie wskrzesisz
Ja go już w sobie nie mam
A zatem ukochany, najdroższy, oprawco i kacie
Czy do zobaczenia?