Rzucić wszystko za siebie i nigdy więcej nie musieć oglądać się wstecz. Zakopać ból i rozczarowanie w ciemnościach serca, przykryć to grubą warstwą betonu, na którym zbuduje się coś lepszego.
Gdyby tak można było odciąć się od rozpaczy. Odgrodzić grubą krechą teraźniejszości niechcianą przeszłość. Wrzucić w piekielną otchłań wspomnień granat nadziei i wysadzić wszystko w powietrze. Poczekałaby, aż chmura wybuchu się rozpadnie, a pył zanieczyszczeń osiądzie na powierzni zmyty strumieniem oczyszczającego deszczu i ruszyła w kierunku horyzontu, aby poznać drugą część hemisfery.
Jakby tamto nigdy nie istniało. Jakby jej serce nie nosiło blizn – bezdusznie wydartych znaków niechcianej obecności.. Jak, gdyby świat nigdy nie był jej wrogi, ale czekał na nią z otwartymi ramionami, prostymi ścieżkami i ludźmi z sercami spoczywającymi na wyciągniętych dłoniach..
Piekło jest tak blisko. Można je dotknąć zziębniętymi palcami. Czeka tuż obok Nieba. Łatwo jest się pomylić i wejść nie tymi drzwiami.
Gdyby tak można było żyć bez bagażu kiepskich doświadczeń, zawodów, ran i niszczycielskich posunięć złych ludzi. Gdyby serce, po każdym roztrzaskaniu o dno, rozdarciu na miliony części bez problemu sklejało się w jedną całość.. Czy byłaby wtedy tym, kim jest teraz? Czy zakopane trupy nie dałyby o sobie znać fetorem zgnilizny albo cichym skrobaniem kości, świadków zbrodni, wydobywającym się spod pięknie wylanej posadzki budowli istnienia?
Czy warto jest od tego wszystkiego uciekać? Zasłaniać oczy, zamykać się na niechciane odgłosy, odgradzać się od bólu?
Bo przecież w betonie nie mogą wyrosnąć kwiaty..