Spłynął nurtem cienkich splotów
Do korzeni
Wstrząsnął trwaniem
Skurczył członki
Ból istnienia
Do przeżycia
Owinęła śliską skórę
Wokół talii
Zmusza ciało
Do wydania życia
Kości kruszy
Strąca krzyk w odlocie
Beznamiętność pustych dłoni
Pulsowanie wściekłe skroni
Twarz ukryta
Świat zasłonił ścianą płaczu
Zgasił niebo
Zdeptał ogień
Gniew w palcach rozpalił
Bezmiar duszy
Z martwych wspomnień
Gnębi co dzień
Była miłość
Może miraż
Cichy uśmiech ust spalonych
Brak mi wody
Suche serce
Na pustyni zakopane
Jedno miało wciąż pragnienie
Być kochane
Dziś już nie ma
Ale jutro zmartwychwstanie